Wieeeelkie zmiany

Więc tak. Wasza Daisy ma w planach wieeeelkieee zmiany w stadzie na grudzień. W końcu na święta musimy jakoś wyglądać, prawda? Jakie to będą zmiany? Poznacie je już w grudniu! Taki mały planik:
25-30 listopada - Zakańczanie opowiadań. Niezakończone opowiadania trafiają do archiwum.
1 grudnia - Zawieszenie bloga i forum.
1-14 grudnia - Ujawnienie nowego Stada z Lazurowego Wybrzeża!
Myślę, że zmiany będą się Wam podobać. Myślałam nad nimi długo i chcę między innymi... Zmienić stado! Nie mogę zdradzić Wam tej niespodzianki.
Proszę także o kontakt ze mną pana Toxica. Mamy kilka spraw do omówienia, psze pana ^^

Luxuria

Urodziłam się w królestwie Brightness, którym rządził król Legion wraz z żoną Laboni. Przyjaźniłam się z księciem Lexusem. Swoje moce zmiennokształtności odkryliśmy dość wcześnie, od tamtej pory bawiliśmy się zawsze jako malutkie jaguary.
Pewnego dnia, kiedy leżałam na łące usłyszałam wybuch, rżenie i tętent kopyt a po chwili moim oczom ukazało się obce uzbrojone stado. Pobiegłam przed siebie i schowałam się w koronach dość dużego drzewa z którego miałam widok na nasze królestwo. Matka Luna wraz z ojcem Lakshanem byli wojownikami, więc wiedziałam gdzie oni są, wiedziałam również, że mogą zginąć. Kiedy stwierdziłam, że już po wszystkim pobiegłam tam, zobaczyć czy ktoś żyje. Zastałam tylko zwłoki członków stada, spalone ziemie i obce konie. Szybko uciekłam i od tamtej pory żyłam samotnie. Potem trafiłam do Mglistego Lasu, gdzie poznałam Sandeul'a, który mnie zauroczył, lecz z tego i tak nic by nie wyszło. Pewnego razu kiedy wyszłam z groty usłyszałam rżenie członków stada. Nie wiedziałam co się dzieje, wszyscy biegli przed siebie. Dopiero przywódca Hypnos krzyknął do mnie "Lea! Biegnij za mną!". Musieliśmy uciekać z tamtego miejsca, gdyż ludzie odnaleźli naszą wyspę. Kiedy przeszłam przez magiczny portal wylądowałam na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie spotkałam Daisy. 


Callan

Żyłem w pewnym stadzie. Razem z moimi rodzicami. Byli bardzo leniwi i bezużyteczni. Ja za to poważny i pracowity. Czasem zastanawiałem się czy na pewno jestem ich pierworodnym synem. Pewnego dnia tata kazał mi iść po wodę aż nad kryształowy wodospad. To szmat drogi. W końcu powiedziałem "NIE!".
C: Tato! Nie pójdę tam! To szmat drogi a mam ważniejsze sprawy niż te twoje zachcianki!
E: Jak śmiesz się mi sprzeciwiać?! - ryknął po czym kopnął mnie w bok
C: Przestań! - warknąłem - Sam idź! Nie jestem twoim służącym by łazić tam czy tam bo ci się tak chce!
E: Natychmiast masz iść po tą wodę! Mi i twojej mamie chce się strasznie pić! To rozkaz!
C: To sami sobie po tą wodę idźcie! - odszedłem od nich a ci rzucili we mnie wiadrem - Co to ma być?!
E: Idź po wode! Bo inaczej masz ostro w ryj!
C: Nie! - uciekłem
E: Wracaj ale już! - złapał mnie za ogon a ja z bólem musiałem to znosić - Po raz ostatni smarkaczu ci mówię, idź po wodę!
Co miałem zrobić... Musiałem iść po tą ich wodę... Inaczej by mnie zabili. Gdy byłem już na miejscu. Z odwodnienia i wyczerpania padłem. Potem wstałem i łyknąłem świeżej i krystalicznej wody. Nabrałem do wiaderka i wróciłem do domu. Oczywiście używając zmiennokształtności.
N: No nareźcię! Gdzież ty był?!
C: Po wodę. - postawiłem wiadro wody na ziemie
N: Tak długo?! Wiesz! Prosić cię o coś to jak prosić ściany!
C: Wiecie co?! Jesteście porąbani! - wybiegłem z groty, nie miałem zamiaru tam wracać.
Kilka dni wędrowałem aż wpadłem na stado. Pode mnie podeszła jakaś klacz.
D: Witaj! Jak ci na imię? - powiedziała uśmiechnięta
C: Callan.
D: Co cie tu sprowadza?
C: Jestem przybyszem. Czy mógłbym u was na chwilę zostać i przenocować?
D: Może chcesz dołączyć do naszego stada?
C: Oczywiście!


Toxic

Pochodzę z dalekiego stada Dark Rose. Urodziłem się tam 11 lat temu z cudownej karej klaczy o imieniu Tamiza, była naprawdę wyjątkowa. Piękna, pomocna, zabawna, pewna siebie... miała w sobie to coś co sprawiało, że ogiery ją uwielbiały, lecz ona chciała i miała tylko tego jedynego - Tornada. Ojciec był bardzo odważny i jednocześnie mądry. Kochał tylko i wyłącznie moją matkę a ja byłem mu niepotrzebny. Nie mogę powiedzieć, że dorastałem w szczęśliwej rodzinie, zostałem tam tylko dla mojej matki. Kiedy ona zmarła ja straciłem wszystko... odszedłem.


Devo - Urodziny!

Wreszcie. Już nie muszę być po 18 w domu, ani chodzić gdzieś tylko z mamą lub z tatą. Podczas śniadania poprosiłem mamę, żeby mnie nauczyła mocy.
G: Nie dziś, Dev. Nie ma na to czasu.
Planują moją impreze? Chyba nie.
G: Idziemy na wyprawe. Więc zajmij się Shafim i Crylą.
Dv: Ech, dobrze. Przecież no dzisiaj ...
G: Tak nasza rocznica z Diablem, ale musimy.
Odeszłem od nich próbując coś zniszczyć. Po co tam być, jak Shafi i Cryla już mi wyjadli śniadanie. Postanowiłem się gdzieś wybrać. Tam spotkałem podobnego do mnie ogiera.
Dv: Kim jesteś?
Dv2: Jestem Devo ze stada Szafirowego Brzegu.
Dv: To ja jestem Devo ... ze stada Lazurowego Brzegu.
Dv2: Kopiowanie nie zna granic.
Dv: Według mnie nie ma u ciebie w stadzie nikogo. To MY tu byliśmy pierwsi. 
Dv2: No nie wiem. Moja babcia Maindy i dziadek Hyar byli tu pierwsi. Jestem synem Liazdy i El Gadla.
Dv: Serio? Aż żałosne. Ale nie ważne. Jak zwykle każdy umie zapomnieć o moich urodzinych.
Dv2: Ja mam dzisiaj urodziny! A tak w ogóle wszystkiego najlepszego ...
Dv: Dzięki. 
Dv2: Pewnie Ci wmówili, że idą na wyprawe? Bo mi tak.
Dv: No tak ... dobra. Chyba wrócę ...
Po rozmowie z osobnikami stada z Szafirowego Brzegu stwierdziłem, że to moje "lustro". Liazda miała do tego syna El Dzafira i córkę Hrystal. Wróciłrm do jaskini. Nie było tam nikogo, a jedynia karteczka:
"Na Górskiej Łące - Ross z rodzina"
Zaczęłem się rozbawiać w sobie, że to jednak moja impreza urodzinowa. Nie myiłem się. Nagle wybuchły fajerwerki o najróżniejszych kolorach. Wtedy wybiegła Ross z mamą, tatą ... wszystkimi!
W (Wszyscy): Wszystkiego Najlepszego, Devo!
Wszyscy dawali mi prezenty (Ross buziaka!). Większość to były amulety, eliksiry. Od rodziny (w tym Kotty) - jakiś "sok" (eliksir to nie był). 
G: Wypij.
Wypiłem.
G: Teraz pomyśl o swoim marzeniu.
Pomyślałem.
G: Spełni się kiedy będziesz chciał.
Dv: Naprawdę?
G: Tak. Wszystkiego najlepszego synku. - Mama już płacząc przytuliła mnie.
Ta noc była niezwykła. Zabawy, dedykacje. Dzień był ... troche kiepski. Może dlatego, że pomyślałem o głupocie ...

Zenit

Uciekłem, nie mogłem dłużej być na farmie gdzie wszystko przypominało mi Esmeraldę - moją ukochaną, która zmarła po narodzinach syna, który wraz z nią zmarł.
Zagalopowałem szybko do lasu, jeszcze szybciej by nie patrzeć na miejsca gdzie się razem bawiliśmy, spędzaliśmy czas, biegaliśmy, kąpaliśmy się... razem.
Tak długo biegłem że znalazłem się w jakimś innym, magicznym miejscu. Wszystko było takie kolorowe, nie ponure jak moja szkółka jeździecka. Nie było tam ludzi, były same zwierzęta. Ale także i niebezpieczeństwa. Nagle poczułem coś na grzbiecie. Wilk mnie zaatakował, wbił pazury w moje ciało. Strasznie bolało. Rżałem głośno. Nagle usłyszałem stukot kopyt. Zauważyłem pięknego konia o drobnej i smukłej sylwetce. Groźnym spojrzeniu i dzikim charakterze. Koń, a tak właściwie klacz przybybiegła mi z pomocą i zamieniła się w coś podobnego do wilka i zaczęła walczyć z moim napastnikiem. Rzuciła się na niego i zagryzła. Jak wilk wilka.Wtedy zmieniła się znów w swą końską postać i podeszła do mnie.
Z: Cześć, jestem Zenit. Dziękuje za ratunek - odparłem
Ps: Hej, jestem Princess - przedstawiła się.
Ps: Chcesz należeć to naszego stada?
Przekręciłem łeb.
Ps: Stado Lazurowego Wybrzeża - burknęła
Z: Oczywiście.
Pobiegliśmy do Daisy. Alfa się zgodziła i tak znalazłem mój nowy dom. Po czym Daisy spytała mnie jakie chcę stanowisko. Powiedziałem że ogrodnik. Chciałem porozmawiać z klaczą która mi pomogła, ale gdy się odwróciłem już jej nie było.


Gwiazda - Ślub

Ach, dziś ten dzień. Dzień, w którym moje życie będzie całe zapełnione. Wspominam to ja się poznaliśmy, pierwszy pocałunek, przyłapanie nas, narodziny dzieciaków i ślub. Co ja mogę więcej? No nic. W mojej grocie RiRi, Bella, Daisy, Tina i Cryla przygotowywały mnie na ślub.
D: Zamknij oczy - Dai podprowadziła mnie do lustra - Otwórz ...
Wyglądałam pięknie. Wszystko było w krystaliczną biel. Welon miał na sobie koronkę i tysiące pereł. A na głowie była złota duża korona.
G: Dziękuje wam! - przytuliłam się do Dai cała zapłakana ze szczęścia - Dziękuje ...

~ Godzinę później ~
Zagrała kościelna muzyka. Diablo on tam był ... w pięknym garniturze stał przy Carlosie. Chciałam tam pobiec, ale kultura mówiła: "I tak dojdziesz". Spostrzegłam, że przez rodzinę (Dari, Bella, Tina, Cryla) jestem usypywana przez nie kwiatami. Gdy doszłam Carlos zaczął długą przemowę. Po niej zwrócił się do mnie.
C: Czy ty Gwiazdo, chesz zostać żoną El Diabla ślubując mu wierność, miłość i zaufanie?
G: Tak - powiedziałam uroniając łze. Przecież nie odpowiedziałabym inaczej ...
C: Czy ty El Diablo, chcesz zostać mężem Gwiazdy ślubując jej wierność, miłość, zaufanie?
Popatrzyłam na niego chyba już cała zapłakana. Ogier widząc mój płacz powiedział:

...El Diablo...
ED: Tak, chcę. - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. W oczach mojej ukochanej pojawiły się iskierki radości. 
C: Na mojej mocy ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować. - uśmiechnął się do mnie i zszedł z kobierca. Sam spojrzałem głęboko w oczy Gwiazdy i zbliżyłem swoje chrapy do jej pyszczka. W czasie pocałunku usłyszeliśmy brawa pozostałych. Kiedy zeszliśmy z kobierca zaczęli sypać ryż na szczęście. Nie potrzebowaliśmy tego, bo byliśmy najszczęśliwszą parą na świecie.
Jako pierwsza gratulacje złożyła nam mama z tatą. Potem moje rodzeństwo ze źrebakami. Nie chciało mi się tego słuchać. Chciałem już być sam na sam z Huną. Chciałem się nią nacieszyć.
D: Zapraszam do Kopytnego Lasu! - krzyknęła radośnie. 
K: Para młoda pierwsza. - uśmiechnął się do nas. Cały czas dotykając się bokami przeszliśmy do Kopytnego Lasu.

...Gwiazda...
Gdy przeszliśmy to Kopytnego Lasu zaczęło się wesele. Stałam cały czas w jednym miejscu. Tu były konie, których praktycznie nie znałam. Ech, to nie było jakieś moje marzenia. 
Cv: Huna? Coś ty taka dzisiaj obrażona?
G: Wiesz .... Tine możesz sobie czarować. Ale zdala od mojej rodziny! Tak, bo to jeszcze Prinsy wina będzie ...
Zobaczyłam, że wszyscy na nas patrzą. Diablo przyszedł do mnie.
ED: Gwiazdo?
G: Ech, brak mi słów na ciebie. Może sobie kochaj swoją rodzinke, a właśnie o naszej rodzinie zapomnij ...
Dalej nie zamierzałam już tu zostać. Dziwnie, nie zamierzałam zostać na swoim weselu. To wszystko przez "rodzine". Tak, bo z rodziną najlepoej na fotgrafii. Gdy przyszłam do Belli kazałam jej zrobić wszystko, by czas minął.
G: Do moich narodzin. 
I: Ale po co?
Nie umiałam odpowiedzieć, ponieważ się rozpłakałam. Bella przytuła mnie.
I: Ach, Huncia jest inne rozwiązanie. Chłopacy to świnie. I nie znajdziesz innego. Bo dla ciebie nie jest świnią. Jesteś dla niego osobą za, którą oddał, by wszystko.
G: Naprawde?! Jego "Kocham cię" było takie jakby był pogrzeb Daisy. A nasze dzieci? Nie wiem czy wiedzą, że mają rodzine. 
I: No bo faceci to świnie - roześmiała się - I tego nie zmienisz ... a teraz leć do Kopytnego Lasu!
G: Nie .... nie umiem. Isa, powiedz im, że ja musze przemyśleć sobie wszystko czy .... naprawde go kocham?
I: Kochasz. Wiem to. To widać. I nawet nieznajomy powie, że sę kochacie. 
G: No, ale będe mnie uważali za jakąś dziwną.
I: A od czego masz Belle szamanke i ty moce?
G: Ja nie umiem ...
I: Ale ja umiem!
G: Is, nie. Moje życie to koszmar i chce je odbudować. Tak trochę.
I: Gwiazda, o czym ty ...
G: Odchodzę.
I: Przez jakąś świnie? Gwiazda ....
G: Nie będe umiała żyć z osobą, która ma dwie rodziny. Dzieli nas na dzieciństo i dorosłość. Według mnie tam mni w ogóle nie ma.
I: Powiem mu. Wrócisz?
G: Nie wiem. Może zobaczć dzeciaki? Nie wiem.
Jeszcze dziś ruszyłam w daleką drogę. Popatrzyłam na tereny stada. Szare, smutne. A w tle słychać płacz. Jestem blisko. Mogę jeszcze pobiec, uspokoić, wybaczyć. Mogę, musze. Wróciłam się. Spojrzałam na jaskinie. Taka smutna sę wydywała. 
G: Diablo?
ED: Gwiazda?
G: Nje umiem odejść. Wybacz .... wybaczysz mi?
Ogier pokiwał głową na tak. Pocałował mnie, ja sę jak zwykle rozkleiłam. Wtedy zobaczyłam dzieci. Wszystkie płakały. Zrobiło mi sę źle.
G: Ja .... jesem potworem.
C i ES: Mama?
Dv: Mama?
G: Tak.
Dzieci przytuliły się do mnie. 
G: Kocham was. 
Zastanawiam się - co mi się stało? Co z Princess? Muszę się dowiedzieć prawdy ...