Uciekłem, nie mogłem dłużej być na farmie gdzie wszystko przypominało mi Esmeraldę - moją ukochaną, która zmarła po narodzinach syna, który wraz z nią zmarł.
Zagalopowałem szybko do lasu, jeszcze szybciej by nie patrzeć na miejsca gdzie się razem bawiliśmy, spędzaliśmy czas, biegaliśmy, kąpaliśmy się... razem.
Tak długo biegłem że znalazłem się w jakimś innym, magicznym miejscu. Wszystko było takie kolorowe, nie ponure jak moja szkółka jeździecka. Nie było tam ludzi, były same zwierzęta. Ale także i niebezpieczeństwa. Nagle poczułem coś na grzbiecie. Wilk mnie zaatakował, wbił pazury w moje ciało. Strasznie bolało. Rżałem głośno. Nagle usłyszałem stukot kopyt. Zauważyłem pięknego konia o drobnej i smukłej sylwetce. Groźnym spojrzeniu i dzikim charakterze. Koń, a tak właściwie klacz przybybiegła mi z pomocą i zamieniła się w coś podobnego do wilka i zaczęła walczyć z moim napastnikiem. Rzuciła się na niego i zagryzła. Jak wilk wilka.Wtedy zmieniła się znów w swą końską postać i podeszła do mnie.
Z: Cześć, jestem Zenit. Dziękuje za ratunek - odparłem
Ps: Hej, jestem Princess - przedstawiła się.
Ps: Chcesz należeć to naszego stada?
Przekręciłem łeb.
Ps: Stado Lazurowego Wybrzeża - burknęła
Z: Oczywiście.
Pobiegliśmy do Daisy. Alfa się zgodziła i tak znalazłem mój nowy dom. Po czym Daisy spytała mnie jakie chcę stanowisko. Powiedziałem że ogrodnik. Chciałem porozmawiać z klaczą która mi pomogła, ale gdy się odwróciłem już jej nie było.