Wieeeelkie zmiany

Więc tak. Wasza Daisy ma w planach wieeeelkieee zmiany w stadzie na grudzień. W końcu na święta musimy jakoś wyglądać, prawda? Jakie to będą zmiany? Poznacie je już w grudniu! Taki mały planik:
25-30 listopada - Zakańczanie opowiadań. Niezakończone opowiadania trafiają do archiwum.
1 grudnia - Zawieszenie bloga i forum.
1-14 grudnia - Ujawnienie nowego Stada z Lazurowego Wybrzeża!
Myślę, że zmiany będą się Wam podobać. Myślałam nad nimi długo i chcę między innymi... Zmienić stado! Nie mogę zdradzić Wam tej niespodzianki.
Proszę także o kontakt ze mną pana Toxica. Mamy kilka spraw do omówienia, psze pana ^^

Luxuria

Urodziłam się w królestwie Brightness, którym rządził król Legion wraz z żoną Laboni. Przyjaźniłam się z księciem Lexusem. Swoje moce zmiennokształtności odkryliśmy dość wcześnie, od tamtej pory bawiliśmy się zawsze jako malutkie jaguary.
Pewnego dnia, kiedy leżałam na łące usłyszałam wybuch, rżenie i tętent kopyt a po chwili moim oczom ukazało się obce uzbrojone stado. Pobiegłam przed siebie i schowałam się w koronach dość dużego drzewa z którego miałam widok na nasze królestwo. Matka Luna wraz z ojcem Lakshanem byli wojownikami, więc wiedziałam gdzie oni są, wiedziałam również, że mogą zginąć. Kiedy stwierdziłam, że już po wszystkim pobiegłam tam, zobaczyć czy ktoś żyje. Zastałam tylko zwłoki członków stada, spalone ziemie i obce konie. Szybko uciekłam i od tamtej pory żyłam samotnie. Potem trafiłam do Mglistego Lasu, gdzie poznałam Sandeul'a, który mnie zauroczył, lecz z tego i tak nic by nie wyszło. Pewnego razu kiedy wyszłam z groty usłyszałam rżenie członków stada. Nie wiedziałam co się dzieje, wszyscy biegli przed siebie. Dopiero przywódca Hypnos krzyknął do mnie "Lea! Biegnij za mną!". Musieliśmy uciekać z tamtego miejsca, gdyż ludzie odnaleźli naszą wyspę. Kiedy przeszłam przez magiczny portal wylądowałam na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie spotkałam Daisy. 


Callan

Żyłem w pewnym stadzie. Razem z moimi rodzicami. Byli bardzo leniwi i bezużyteczni. Ja za to poważny i pracowity. Czasem zastanawiałem się czy na pewno jestem ich pierworodnym synem. Pewnego dnia tata kazał mi iść po wodę aż nad kryształowy wodospad. To szmat drogi. W końcu powiedziałem "NIE!".
C: Tato! Nie pójdę tam! To szmat drogi a mam ważniejsze sprawy niż te twoje zachcianki!
E: Jak śmiesz się mi sprzeciwiać?! - ryknął po czym kopnął mnie w bok
C: Przestań! - warknąłem - Sam idź! Nie jestem twoim służącym by łazić tam czy tam bo ci się tak chce!
E: Natychmiast masz iść po tą wodę! Mi i twojej mamie chce się strasznie pić! To rozkaz!
C: To sami sobie po tą wodę idźcie! - odszedłem od nich a ci rzucili we mnie wiadrem - Co to ma być?!
E: Idź po wode! Bo inaczej masz ostro w ryj!
C: Nie! - uciekłem
E: Wracaj ale już! - złapał mnie za ogon a ja z bólem musiałem to znosić - Po raz ostatni smarkaczu ci mówię, idź po wodę!
Co miałem zrobić... Musiałem iść po tą ich wodę... Inaczej by mnie zabili. Gdy byłem już na miejscu. Z odwodnienia i wyczerpania padłem. Potem wstałem i łyknąłem świeżej i krystalicznej wody. Nabrałem do wiaderka i wróciłem do domu. Oczywiście używając zmiennokształtności.
N: No nareźcię! Gdzież ty był?!
C: Po wodę. - postawiłem wiadro wody na ziemie
N: Tak długo?! Wiesz! Prosić cię o coś to jak prosić ściany!
C: Wiecie co?! Jesteście porąbani! - wybiegłem z groty, nie miałem zamiaru tam wracać.
Kilka dni wędrowałem aż wpadłem na stado. Pode mnie podeszła jakaś klacz.
D: Witaj! Jak ci na imię? - powiedziała uśmiechnięta
C: Callan.
D: Co cie tu sprowadza?
C: Jestem przybyszem. Czy mógłbym u was na chwilę zostać i przenocować?
D: Może chcesz dołączyć do naszego stada?
C: Oczywiście!


Toxic

Pochodzę z dalekiego stada Dark Rose. Urodziłem się tam 11 lat temu z cudownej karej klaczy o imieniu Tamiza, była naprawdę wyjątkowa. Piękna, pomocna, zabawna, pewna siebie... miała w sobie to coś co sprawiało, że ogiery ją uwielbiały, lecz ona chciała i miała tylko tego jedynego - Tornada. Ojciec był bardzo odważny i jednocześnie mądry. Kochał tylko i wyłącznie moją matkę a ja byłem mu niepotrzebny. Nie mogę powiedzieć, że dorastałem w szczęśliwej rodzinie, zostałem tam tylko dla mojej matki. Kiedy ona zmarła ja straciłem wszystko... odszedłem.


Devo - Urodziny!

Wreszcie. Już nie muszę być po 18 w domu, ani chodzić gdzieś tylko z mamą lub z tatą. Podczas śniadania poprosiłem mamę, żeby mnie nauczyła mocy.
G: Nie dziś, Dev. Nie ma na to czasu.
Planują moją impreze? Chyba nie.
G: Idziemy na wyprawe. Więc zajmij się Shafim i Crylą.
Dv: Ech, dobrze. Przecież no dzisiaj ...
G: Tak nasza rocznica z Diablem, ale musimy.
Odeszłem od nich próbując coś zniszczyć. Po co tam być, jak Shafi i Cryla już mi wyjadli śniadanie. Postanowiłem się gdzieś wybrać. Tam spotkałem podobnego do mnie ogiera.
Dv: Kim jesteś?
Dv2: Jestem Devo ze stada Szafirowego Brzegu.
Dv: To ja jestem Devo ... ze stada Lazurowego Brzegu.
Dv2: Kopiowanie nie zna granic.
Dv: Według mnie nie ma u ciebie w stadzie nikogo. To MY tu byliśmy pierwsi. 
Dv2: No nie wiem. Moja babcia Maindy i dziadek Hyar byli tu pierwsi. Jestem synem Liazdy i El Gadla.
Dv: Serio? Aż żałosne. Ale nie ważne. Jak zwykle każdy umie zapomnieć o moich urodzinych.
Dv2: Ja mam dzisiaj urodziny! A tak w ogóle wszystkiego najlepszego ...
Dv: Dzięki. 
Dv2: Pewnie Ci wmówili, że idą na wyprawe? Bo mi tak.
Dv: No tak ... dobra. Chyba wrócę ...
Po rozmowie z osobnikami stada z Szafirowego Brzegu stwierdziłem, że to moje "lustro". Liazda miała do tego syna El Dzafira i córkę Hrystal. Wróciłrm do jaskini. Nie było tam nikogo, a jedynia karteczka:
"Na Górskiej Łące - Ross z rodzina"
Zaczęłem się rozbawiać w sobie, że to jednak moja impreza urodzinowa. Nie myiłem się. Nagle wybuchły fajerwerki o najróżniejszych kolorach. Wtedy wybiegła Ross z mamą, tatą ... wszystkimi!
W (Wszyscy): Wszystkiego Najlepszego, Devo!
Wszyscy dawali mi prezenty (Ross buziaka!). Większość to były amulety, eliksiry. Od rodziny (w tym Kotty) - jakiś "sok" (eliksir to nie był). 
G: Wypij.
Wypiłem.
G: Teraz pomyśl o swoim marzeniu.
Pomyślałem.
G: Spełni się kiedy będziesz chciał.
Dv: Naprawdę?
G: Tak. Wszystkiego najlepszego synku. - Mama już płacząc przytuliła mnie.
Ta noc była niezwykła. Zabawy, dedykacje. Dzień był ... troche kiepski. Może dlatego, że pomyślałem o głupocie ...

Zenit

Uciekłem, nie mogłem dłużej być na farmie gdzie wszystko przypominało mi Esmeraldę - moją ukochaną, która zmarła po narodzinach syna, który wraz z nią zmarł.
Zagalopowałem szybko do lasu, jeszcze szybciej by nie patrzeć na miejsca gdzie się razem bawiliśmy, spędzaliśmy czas, biegaliśmy, kąpaliśmy się... razem.
Tak długo biegłem że znalazłem się w jakimś innym, magicznym miejscu. Wszystko było takie kolorowe, nie ponure jak moja szkółka jeździecka. Nie było tam ludzi, były same zwierzęta. Ale także i niebezpieczeństwa. Nagle poczułem coś na grzbiecie. Wilk mnie zaatakował, wbił pazury w moje ciało. Strasznie bolało. Rżałem głośno. Nagle usłyszałem stukot kopyt. Zauważyłem pięknego konia o drobnej i smukłej sylwetce. Groźnym spojrzeniu i dzikim charakterze. Koń, a tak właściwie klacz przybybiegła mi z pomocą i zamieniła się w coś podobnego do wilka i zaczęła walczyć z moim napastnikiem. Rzuciła się na niego i zagryzła. Jak wilk wilka.Wtedy zmieniła się znów w swą końską postać i podeszła do mnie.
Z: Cześć, jestem Zenit. Dziękuje za ratunek - odparłem
Ps: Hej, jestem Princess - przedstawiła się.
Ps: Chcesz należeć to naszego stada?
Przekręciłem łeb.
Ps: Stado Lazurowego Wybrzeża - burknęła
Z: Oczywiście.
Pobiegliśmy do Daisy. Alfa się zgodziła i tak znalazłem mój nowy dom. Po czym Daisy spytała mnie jakie chcę stanowisko. Powiedziałem że ogrodnik. Chciałem porozmawiać z klaczą która mi pomogła, ale gdy się odwróciłem już jej nie było.


Gwiazda - Ślub

Ach, dziś ten dzień. Dzień, w którym moje życie będzie całe zapełnione. Wspominam to ja się poznaliśmy, pierwszy pocałunek, przyłapanie nas, narodziny dzieciaków i ślub. Co ja mogę więcej? No nic. W mojej grocie RiRi, Bella, Daisy, Tina i Cryla przygotowywały mnie na ślub.
D: Zamknij oczy - Dai podprowadziła mnie do lustra - Otwórz ...
Wyglądałam pięknie. Wszystko było w krystaliczną biel. Welon miał na sobie koronkę i tysiące pereł. A na głowie była złota duża korona.
G: Dziękuje wam! - przytuliłam się do Dai cała zapłakana ze szczęścia - Dziękuje ...

~ Godzinę później ~
Zagrała kościelna muzyka. Diablo on tam był ... w pięknym garniturze stał przy Carlosie. Chciałam tam pobiec, ale kultura mówiła: "I tak dojdziesz". Spostrzegłam, że przez rodzinę (Dari, Bella, Tina, Cryla) jestem usypywana przez nie kwiatami. Gdy doszłam Carlos zaczął długą przemowę. Po niej zwrócił się do mnie.
C: Czy ty Gwiazdo, chesz zostać żoną El Diabla ślubując mu wierność, miłość i zaufanie?
G: Tak - powiedziałam uroniając łze. Przecież nie odpowiedziałabym inaczej ...
C: Czy ty El Diablo, chcesz zostać mężem Gwiazdy ślubując jej wierność, miłość, zaufanie?
Popatrzyłam na niego chyba już cała zapłakana. Ogier widząc mój płacz powiedział:

...El Diablo...
ED: Tak, chcę. - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. W oczach mojej ukochanej pojawiły się iskierki radości. 
C: Na mojej mocy ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować. - uśmiechnął się do mnie i zszedł z kobierca. Sam spojrzałem głęboko w oczy Gwiazdy i zbliżyłem swoje chrapy do jej pyszczka. W czasie pocałunku usłyszeliśmy brawa pozostałych. Kiedy zeszliśmy z kobierca zaczęli sypać ryż na szczęście. Nie potrzebowaliśmy tego, bo byliśmy najszczęśliwszą parą na świecie.
Jako pierwsza gratulacje złożyła nam mama z tatą. Potem moje rodzeństwo ze źrebakami. Nie chciało mi się tego słuchać. Chciałem już być sam na sam z Huną. Chciałem się nią nacieszyć.
D: Zapraszam do Kopytnego Lasu! - krzyknęła radośnie. 
K: Para młoda pierwsza. - uśmiechnął się do nas. Cały czas dotykając się bokami przeszliśmy do Kopytnego Lasu.

...Gwiazda...
Gdy przeszliśmy to Kopytnego Lasu zaczęło się wesele. Stałam cały czas w jednym miejscu. Tu były konie, których praktycznie nie znałam. Ech, to nie było jakieś moje marzenia. 
Cv: Huna? Coś ty taka dzisiaj obrażona?
G: Wiesz .... Tine możesz sobie czarować. Ale zdala od mojej rodziny! Tak, bo to jeszcze Prinsy wina będzie ...
Zobaczyłam, że wszyscy na nas patrzą. Diablo przyszedł do mnie.
ED: Gwiazdo?
G: Ech, brak mi słów na ciebie. Może sobie kochaj swoją rodzinke, a właśnie o naszej rodzinie zapomnij ...
Dalej nie zamierzałam już tu zostać. Dziwnie, nie zamierzałam zostać na swoim weselu. To wszystko przez "rodzine". Tak, bo z rodziną najlepoej na fotgrafii. Gdy przyszłam do Belli kazałam jej zrobić wszystko, by czas minął.
G: Do moich narodzin. 
I: Ale po co?
Nie umiałam odpowiedzieć, ponieważ się rozpłakałam. Bella przytuła mnie.
I: Ach, Huncia jest inne rozwiązanie. Chłopacy to świnie. I nie znajdziesz innego. Bo dla ciebie nie jest świnią. Jesteś dla niego osobą za, którą oddał, by wszystko.
G: Naprawde?! Jego "Kocham cię" było takie jakby był pogrzeb Daisy. A nasze dzieci? Nie wiem czy wiedzą, że mają rodzine. 
I: No bo faceci to świnie - roześmiała się - I tego nie zmienisz ... a teraz leć do Kopytnego Lasu!
G: Nie .... nie umiem. Isa, powiedz im, że ja musze przemyśleć sobie wszystko czy .... naprawde go kocham?
I: Kochasz. Wiem to. To widać. I nawet nieznajomy powie, że sę kochacie. 
G: No, ale będe mnie uważali za jakąś dziwną.
I: A od czego masz Belle szamanke i ty moce?
G: Ja nie umiem ...
I: Ale ja umiem!
G: Is, nie. Moje życie to koszmar i chce je odbudować. Tak trochę.
I: Gwiazda, o czym ty ...
G: Odchodzę.
I: Przez jakąś świnie? Gwiazda ....
G: Nie będe umiała żyć z osobą, która ma dwie rodziny. Dzieli nas na dzieciństo i dorosłość. Według mnie tam mni w ogóle nie ma.
I: Powiem mu. Wrócisz?
G: Nie wiem. Może zobaczć dzeciaki? Nie wiem.
Jeszcze dziś ruszyłam w daleką drogę. Popatrzyłam na tereny stada. Szare, smutne. A w tle słychać płacz. Jestem blisko. Mogę jeszcze pobiec, uspokoić, wybaczyć. Mogę, musze. Wróciłam się. Spojrzałam na jaskinie. Taka smutna sę wydywała. 
G: Diablo?
ED: Gwiazda?
G: Nje umiem odejść. Wybacz .... wybaczysz mi?
Ogier pokiwał głową na tak. Pocałował mnie, ja sę jak zwykle rozkleiłam. Wtedy zobaczyłam dzieci. Wszystkie płakały. Zrobiło mi sę źle.
G: Ja .... jesem potworem.
C i ES: Mama?
Dv: Mama?
G: Tak.
Dzieci przytuliły się do mnie. 
G: Kocham was. 
Zastanawiam się - co mi się stało? Co z Princess? Muszę się dowiedzieć prawdy ...

El Diablo - Zły wybór

Od narodzin Crystal i Yantara mama w ogóle nie wychodziła ze swojej groty. Nie wiedziałem dlaczego, a z tatą straciłem kontakt. 
Yn: Tato, ja chyba wiem dlaczego babcia jest smutna... - powiedział pewnego dnia. 
ED: Czemu? - zmarszczyłem czoło.
Dv: Bo Yantar ma imię przez które jeszcze bardziej przypomina się jej ojciec. Przez to babcia jest jeszcze bardziej przybita, bo to nie jest jej prawdziwy ojciec. Na dodatek wygląda tak jak zapewne pradziadek wyglądał jako źrebak.
Yn: Ej! Ja to chciałem powiedzieć! - krzyknął.
Dv: Ale ja byłem szybszy. - pokazał mu język. Zamyślony nie zauważyłem, że źrebaki zaczęły się bić.
ED: Ej, ej! Spokój! - rozdzieliłem ich stając pomiędzy nimi. 
Źrebaki odwróciły się do siebie zadami, obrażone. 
ED: Naprawdę tak sądzisz? - zwróciłem się do karego ogierka.
Yn: Tato ja tak nie sądzę. Ja to wiem. Proszę, zmień mi imię. - spojrzał na mnie słodkimi oczami.
ED: Ale jesteś przecież za młody!
Dv: Przecież możesz mu normalnie zmienić imię. Mało kto zna jego imię, więc nie przyzwyczaili się jeszcze, nie?
ED: Naprawdę tego chcesz, Yanatar? - spojrzałem na niego.
Yn: Nie chcę, żeby babcia przeze mnie cierpiała. - powiedział. Był taki dojrzały, niemal jak brat!
ED: Skoro tak mówisz... Rozmawiałeś już z mamą? - spytałem.
Yn: Tak. Powiedziała, że to dobry pomysł, bo nie chce podpaść babci za zły wybór imienia. - nie zdążyłem powiedzieć, że to ja wybrałem imię, bo już kontynuował - I podpowiedziała mi, żeby moje nowe imię brzmiało podobnie do twojego. Razem z Crystal i Devem wymyśliliśmy El Shafire.
ED: Ładne. Naprawdę w trójkę wymyśliliście to imię?
Dv: Tak. - uśmiechnęła się.
ED: W takim bądź razie teraz jesteś El Shafire. - uśmiechnąłem się.

Renesme - Spisek?

Spotkałam klacz której chyba nie chciałam widzieć.
R: Kim jesteś ? - spytałam oschle.
Ps: Princess, ale dla Ciebie pani. - odpowiedziała z ironicznym tonem.
R: Oho, jakaś nadęta lalka mi się trafiła. - pokręciłam łbem.
Ps: Że co proszę ? - wytrzeszczyła oczy ze złości.
R: No tak słyszałaś. 
Ps: Nie waż się tak do mnie mówić. - zagroziła.
R: Yhy..bo co ? - przewróciłam oczyma.
Dość długa kłótnia przerodziła się w dziwną rozmowę.
Ps: A więc Rene, powiedz mi kogo nie lubisz z tego stada ? - dziwny uśmieszek gościł na jej twarzy.
R: Wiesz.. - poczułam zakłopotanie.
Ps: No dalej wyrzuć to z Siebie. - zachęcała.
R: Najbardziej ?! Swego brata. 
Ps: A twój brat to ? - ciągnęła.
R: Cavallo..Tak w ogóle o co Ci chodzi ? - skrzywiłam się.

...Princess...
Ps: Haha! - roześmiałam się
R: Co? - zmarszczyła czoło
Ps: Mam plan. Ale cicho z tym. Musisz wymyśleć eliksir śmierci.
R: Co? Ale po co?
Ps: Będzie mi potrzebny. Zrobisz?
R: Ech ... dobrze.
Rozeszliśmy się. Jaka naiwna ta Renesme! Myślałam, że będzie trudniej.

~ Kilka godzin potem ~
Byłam w Kopytnym Lesie. Mój plan? Zabić tą szczęśliwą parke typu Gwiazda i Diablo, Daisy i Kyar. Po prostu wkurzali mnie o początku. Trzeba wyemilinować wroga. Poczułam, że ktoś na mnie wskoczył radośnie piszcząc.

...Renesme...
R: Mam, mam ! - krzyczałam do klaczy.
Ps: ogarnij się ! - wrzasnęła i zrzuciła mnie z siebie.
Zadowolona wręczyłam jej buteleczkę.
Ps: Świetnie, dobrze się spisałaś moja droga ! - jej dziwny śmiech usłyszeć było można w całym lesie.
R: No i co teraz ? - westchnęłam.
Ps: Teraz ? - zmieniła swój głos na delikatny. - Teraz możesz wracać do domu.
Wytrzeszczyłam oczy i potulnie wróciłam do swej groty.

Mortiferum Coquo
1. Wystarczy jedna kropla by zabić kogoś. ( oczywiście za jego zgodą )
2. Jest 1/5 szansa, że po użyciu eliksiru wskrzeszającego koń ożyje.

...Cavallo...
Razem z Sophie przebywaliśmy na łące. Co chwila któreś z nas albo jadło trawę, albo jabłka rosnące na drzewie obok. Ciemna postura klaczy robiła coś przy jabłkach. Ze zdziwienia zawołałem :
Cv: Przepraszam , kto tam jest ?! 
Zjawa natychmiast zniknęła, a ja wzruszyłem tylko ramionami.
S: Przejmujesz się nią ? - Tina zaśmiała się uroczo.
Cv: Co ? Nie.. - ironiczny ton zamienił się w śmiech.
S: No idź po trochę tych jabłek.. - wskazała na drzewo skinieniem głowy.
Powoli i ociężale podszedłem do rośliny i nazbierałem trochę owoców. Jedneg o trochę ugryzłem i poczułem się słabo.

...Princess...
Ps: Co ty robisz? To nie dla ciebie!
Wyrwałam mu jabłko, jednak on już nie żył.
S: Cav! Coś ty mu zrobiła?! Ty ...
Ps: Kochaiutka, tak mówić to cioci?
S: Cioci?!
Ps: Jestem matką przyrodniego brata Gwiazdy, malutka.
S: I co? Bo co?
Ps: Daj to swojemu bratu. Prosze.
Dałam jej jabłko. Nie wiem czy będzie taka naiwna.
Ps: Masz to zrobić!
S: Czego chcesz od nas? - powiedziała już dość nieśmiało
Pochyliłam się nad klaczką.
Ps: Nie jesteś za mała na partnera. Taka mała dziewczynka ...
S: Zostaw mnie.
Ps: Bo? Zrobisz mi cos?
S: Czego chcesz? 
Ps: Leć dać mu to jabłko albo ciebie czeka marny los!

...Sophie...
S: Bo się przestraszę! - odważyłam się i kopnęłam ją prosto w pysk. Zaczęła ciec krew, więc chciałam to dokończyć. Klacz dostała jeszcze jeden cios.
S: Za Cavallo. - spojrzałam na Princess. Patrzyła na Renesme jakby nic się nie stało. No tak, ta "przyjaźń na wieki"
S: Głupia szmata. - powiedziałam, odchodząc. Kiedy tylko znikłam z ich pola widzenia pobiegłam do mamy. Odwiedził ją El Diablo z czego bardzo się cieszyłam.
S: Diablo, chodź! - krzyknęłam. Koń pobiegł za mną posłusznie na łąkę. Nie było już tam zdychającej Renesme ani Princess, tylko Cavallo. Na widok jego nieruchomego ciała serce mi stanęło. Ogier podbiegł do niego i zaczął badać.
D: Co się stało? - powiedziała, marszcząc czoło.
S: Dokładnie nie wiem. Pasłam się z Cavem. Ten sięgnął po jabłka, jedno ugryzł i padł. Potem pojawiła się Princess i Renesme. Renesme kazała mi dać jedno to jabłko Diablowi, ale ja zaprzeczyłam i... Trochę mocno jej przywaliłam... - spuściłam łeb, wpatrując się w plamy krwi.
D: Rozumiem, Tina. Kochasz i Cavallo i Diabla, więc zrobiłaś to dla nich. Wybaczę ci.
S: Ale mamo... Ja z nią pracuję! Będzie mi kazała dać mu to jabłko! - powiedziałam ze łzami w oczach. 
D: W takim bądź razie możesz zmienić stanowisko. Pozwalam ci, kochanie. - uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. 
D: To wybieraj.
Spojrzałam na Diabla. Po długiej chwili namysłu postanowiłam.
S: Mogę być medykiem? - poprosiłam.
D: Oczywiście! - uśmiechnęła się. Podbiegłam do Diabla i zaczęłam mu pomagać. Wtedy zjawiła się Renesme.

...Renesme...
Podeszłam do nich.
S: Czego tu jeszcze chcesz wredna małpo ?! - krzyknęła.
R: Ja.. - zawahałam się. 
S: NO ?! - pośpieszała.
R: Ja..chcę użyć eliksiru wskrzeszającego... - odparłam.
Nikt się nie odezwał, cisza.. Wyciągnęłam buteleczkę z niebieskim płynem.
R: Kto tutaj jest szamanem ? - spytałam zmieszana.
D: Isabell.. - powiedziała cicho.
Jak najszybciej nie zwracając na nich uwagi zaczęłam szukać klaczy. Znalazłam ją w ogrodach.
R: Isabell ? - spytałam.
I: Tak, coś się stało ?
R: Proszę czy mogłabyś mi pomóc ? - pokazałam jej eliksir.
Ona uśmiechnęła się i zapytała jeszcze :
I: A o kogo chodzi ?
R: O Cavalla.. - westchnęłam.
Klacz wytrzeszczyła oczy i zrobiła swoje..

...Cavallo...
Obudziłem się na jakiejś polanie. Widziałem 2 Sophie i 5 Daisy. Potrząsnąłem trochę łbem. Zobaczyłem, że nade mną stoi jakaś kara klacz, a już po chwili poczułem, że coś uwiesiło się na mnie. To była Sophie, która przytulała mnie z całej siły.
Cv: Rene.. - wydukałem.
S: Jej już nie ma z nami.. - skrzywiła się.
Cv: Co ? - nie wiedziałem co się stało.

...Sophie...
S: Ona... Ona nie żyje. - powiedziałam. Ogier pobladł, a ja spuściłam łeb.
Cv: Ale jak to? - wyjąkał.
S: Bo... Dała ci jakieś zatrute jabłko... Kiedy chciałam ciebie uleczyć to wróciła i powiedziała, że chce ci pomóc... - wolałam nie mówić o małej bijatyce.
Cv: Ale jak to? - jego oczy były dziwnie puste. - Zatrute jabłko? Nieeee... To niemożliwe... Aż taka wredna nie była...
S: Była... Chciała jeszcze otruć Diabla. Pracowała razem z Princess... - powiedziałam strasznie cicho.
Cv: Mogę z nią porozmawiać? - poprosił szeptem. 

...Cavallo...
I: Myhmm.. - wtrąciła się Isabell.
Cv: Dobrze.. - odetchnąłem głęboko.
Klacz zaczęła te swoje rytuały i juz po chwili zobaczyłem ducha Rene.
R: Cav ?! - zdziwiła się, a po chwili uśmiechnęła.
Cv: Co się stało ? Powiedz mi ! - ponaglałem, lecz Rene milczała.
R: Ja..uważajcie na Prin.. - zniknęła.
Cv: Co ?! Nie ! Na kogo uważać ?! - zmartwiłem się.
S: Na Princess..