Daisy - Kim jesteś?

Chodziłam po Kopytnym Lesie, szukając Chanel. Nigdzie jej nie było, więc pewnie była w lesie. Gdy miałam już zawracać, Kyar (bo z nim jej szukałam) mnie zatrzymał.
D: Co jest? - spojrzałam na niego
Ogier milczał, wpatrując się w jakiś punkt.
D: No o co cho... - ogier nie pozwolił mi dokończyć, gdyż gestem kazał mi się zamknąć
Również zaczęłam się wpatrywać w dany punkt. Nic tam nie widziałam, więc chciałam już iść, gdy usłyszałam szelest. Wiedziałam, że to nie Kyar, gdyż szelest był za delikatny jak na niego. Odwróciłam się i ujrzałam białego konia. Była noc, więc wydawało się, iż koń jest błękitny.
Koń, nie widząc nas, szukał czegoś. Podeszłam do niego, mimo ostrzeżeń mojego ukochanego.
D: Witaj, kim jesteś? - spytałam bardzo cicho
Przestraszony koń spojrzał na mnie. W jego oczach pojawiło się przerażenie. Po chwili koń się rozpłynął. 
K: Mówiłem, nie podchodź
D: Po pierwsze nic nie mówiłeś, po drugie wiem gdzie jest ta klacz
Ogier zdziwił się, że jest to klacz. Nie słuchając jego, poszłam w stronę północną, gdyż wydawało mi się, iż tam jest dana klacz. I się nie myliłam. Stała tam, śnieżnobiała, piękna klacz. Wyczułam obok siebie mojego ukochanego i uśmiechnęłam się do niego. Następnie podeszłam do klaczy. Niestety nie miałam szczęścia, bo złamałam po drodze gałązkę. Koń nie uciekł, tylko... Rozwinął skrzydła! Tak, był to pegaz!
Usłyszałam jęk Kyara, gdy podeszłam do magicznej istoty.
D: Witaj... Nie chciałam ciebie wtedy przestraszyć, przepraszam... Mogę wiedzieć kim jesteś?
E: Nazywam się... Espana... - wypowiedziała bardzo cicho.
Kyarameru podszedł do mnie. 
K: Co tutaj robisz?
E: Szukam rzadkiego składniku do eliksiru... - jej głos był dźwięczny i melodyjny
D: Jak się nazywa?
E: Liść Gangesu... Wszędzie go szukałam, tzn. w naszym lesie... Musiałam się tutaj wymnkąć, jednak tu też nie ma... - westchnęła
K: Liść Gangesu? Chanel ma ich dużo
Spojrzałam na mojego ukochanego. 
D: Poczekajcie chwilę, zaraz wracam - powiedziałam, po czym teleportowałam się do Magicznego Jeziorka. Poprosiłam Nel o kilka Liści. Dała mi je bez słowa. Następnie wróciłam do Kyara i Espany.
D: Proszę - podałam jej Liście.
E: Skąd macie ich aż tyle? - była tym zdumiona
D: Rosną na Górskiej Łące... Mówiłaś coś o waszych terenach... Czy moje stado zajmuje wasze tereny?
E: Nie. Nasz teren to Zaczarowany Las, który jest daleko stąd... Proszę, nie idźcie do tego lasu... -  jej oczach pojawiły się łzy
D: Oczywiście...
E: W podzięce za liście mam dla was to... - podała nam jakiś flakonik, po czym rozpłynęła się w powietrzu

 Espana - śnieżnobiały koń. Swoje skrzydła potrafi złożyć tak, aby zniknęły. Często w postaci perlisto-białego konia dołącza do różnych stad.

...Kyarameru...
K: Daisy.. - szybko spojrzałem na klacz z flakonikiem. - Jak myślisz co to jest?
Zapytałem zaniepokojony, nigdy nie wiadomo czy to nie jest niebezpieczne. Bałem się o moją Dai.
D: Nie wiem, Kyarze. - westchnęła. - Ale chcę wiedzieć.
Powiedziała stanowczo. Westchnąłem zrezygnowany i poszedłem za nią do stada.
K: Hej, Torr. - przywitałem się z ogierem, który szybko do nas podbiegł.
T: Hej Kyar, Daisy. - uśmiechnął się. - Co tam macie?
Zapytał widząc flakonik.
K i D: Nie wiemy...
K: Myślę że to jakiś eliksir, a ty Daisy, co ty na to? - zapytałem.
...Daisy...
D: Eliksir na pewno... Teraz pytanie jaki? - westchnęłam
T: Może Nel będzie wiedziała?
D: Dzięki za pomysła - obdarowałam ogiera uśmiechem, po czym zwróciłam się do Kyara - Idziesz ze mną?
K: Oczywiście - uśmiechnął się szeroko, po czym razem poszliśmy do Chanel, która ucieszyła się na nasz widok.
C: Dai! Kyar! Co was do mnie sprowadza?
D: Wiesz może co to za eliksir? - podałam jej flakonik
Klacz zrobiła wielkie oczy.
C: Skąd to macie?! - spytała przestraszona
D: Od pegaza Espany... Wiesz co to?
C: Oczywiście! Przecież to najrzadszy eliksir!
D: A jaki dokładnie?
...Chanel...
C: To..To jest eliksir dzięki któremu pojawią się skrzydła! Niestety tylko na jeden dzień, ale zawsze coś
D: Na serio? - klacz zrobiłą wielkie oczy - Wiesz może jak się nazywa?
C: Niestety nie.. Ale mogę sprawdzić dokładnie ten eliksir, dowiedzieć się z czego jest zrobiony i stworzyć go więcej! - byłam bardzo podniecona..
D: To wspaniale! Proszę! - podała mi eliksir.
C: Okej.. To ja już idę. - poszłam do swojej pracowni, po paru godzinach, udało mi się odnaleźć składniki, jedno z nich, to było pióro niebieskiego feniksa.. O ile wiem, zdobyć je jest strasznie trudno.. Pobiegłam do Daisy, po czym szybko powiedziałam:
C: Znam już wszystkie potrzebne składniki! Wiem też gdzie je zdobyć, ale potrzebuję jeszcze kogoś do pomocy...
...Daisy...
D: No z tym raczej kłopotu nie będzie... Kogo potrzebujesz?
C: Kogoś mądrego - wyszczerzyła zęby
D: Isa jest mądra...
C: Nie znam jej za dobrze.... Może ty?
D: Ile by to potrwało?
C: No cóż... Pół dnia?
D: Niestety nie... Ja po prostu się na tym nie znam... Może Natalie? - zaproponowałam
C: Natalie? Ona jest chyba zajęta...
D: Jak tak będziesz wybrzydzać, to się nie dziw, że nie dostaniesz pomocy! - zachichotała
C: Wiem... - westchnęła
D: Skoro wiesz, to idź do Nat i się jej spytaj! - popchnęłam ją na zachód, w stronę groty Natalie
...Chanel...
 C:No dobra dobra..- zaśmiałam się.- wolę jednak z kimś iść.- powiedziałam po czym ruszyłam do groty Natalie, tam niestety jej nie było...Ruszyłam do Lazurowego Wybrzeża, z nadzieją że może tam będzie..Też się niestety nie powiodło. Podczas szukania, spotkałam jakąś klacz.
C: Hej, widziałaś może Natalie?
Klacz: Tak, przechodziła przed chwilą obok zaczarowanego jeziorka.
C: Okej, dzięki, do zobaczenia!- powiedziałam po czym pogalopowałam do miejsca, o którym powiedziała mi tamta klacz. Miała rację, Nat była tam. Siedziała przy jeziorku i wygrzewała się.
C: Hej, Nat, jesteś zajęta?
N: Nie, a co?
C: Potrzebny mi ktoś do pomocy, ponieważ idę szukać niezbędnego składniku do eliksiru dzięki któremu można zmieniać kształt. Pomożesz mi?

...Natalie...
N: No pewnie ale co mam robić?
C: Chodź ze mną pokażę ci.
Poszłam za klaczą. Pokłusowałyśmy do Kopytnego Lasu. Było tam dużo paproci i innych roślinek. Rozeszłyśmy się by poszukać tego czego nam było potrzeba. Podobno to było niebieskie pióro feniksa. I niby ja byłam tą najmądrzejszą? No proszę...
N: A jak dokładnie ma wyglądać? -Krzyknęłam do klaczy która była w gąszczu drzew.
C: Takie jak normalne tylko że niebieskie!
N: Okej!
No świetnie... Dużo tych podpowiedzi. Ale gdy wyszłam na Górską Łąkę ujrzałam trzy pióra! Były jak najbardziej feniksa i do tego niebieskie!

N: Chanel!!
C: Tak? -Po chwili przygalopowała.
N: Mam pióra - Uśmiechnęłam się.

...Chanel... 
 C: Cudownie! - ucieszyłam się
N: To co teraz?
C: No cóż... Zebrałam wszystkie składniki, najgorzej było właśnie z piórami. Dzięki za pomoc, teraz już sobie poradzę - uśmiechnęłam się
N: Na pewno?
C: Tak, w końcu jestem druidem
N: No tak - także się uśmiechnęła
C: To pa - uśmiechnęłam się szeroko
N: Pa i jakbyś potrzebowała pomocy, wiedz, że zawsze jestem do twoich usług- wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu
C: Spoko, zapamiętam - po czym pobiegłam do swojej pracowni. Tam zaczęłam pracować nad eliksirem, aż w końcu opracowałam dokładny przepis. Za każdym razem eliksir się udawał i teraz miałam ich zapasy.


 1. Dzięki eliksirowi koń może mieć skrzydła na jeden dzień
2. Eliksir mogą użyć tylko konie powyżej 3 lat
3. Łzy można użyć raz w roku

Trevor

Gdy biegałem po pewnych nieznanych terenach zaciekawił mnie pewien las... Ruszyłem w jego stronę, a po chwili szedłem już szeroką ścieżką między kolorowymi drzewami. Popatrzyłem w górę na korony drzew i przelatujące tam dziwne ptaki.. nigdy takich nie widziałem... może kruki, ale to tylko przypuszczenia. Dalej już nic nie spotkałem, dopóki nie wyszedłem z tego lasu. Zobaczyłem wielką łąkę i pasące się na niej konie... na przedzie zauważyłem klacz, pewnie to była alfa, więc podszedłem do niej a ona uniosła łeb i zerknęła na mnie.
D: Co Cię tu sprowadza? - zapytała jeszcze przeżuwając trawę.
T: Nooo... praktycznie dotarłem tu przez przypadek... ale mogę tu dołączyć? - zapytałem rozglądając się po łące, a mój wzrok utkwił w pięknej klaczy leżącej pod drzewem.
D: Pewnie nigdy nie byłeś jeszcze w stadzie? - lekko przytaknąłem nadal patrząc na klacz, a Daisy westchnęła
D: Możesz dołączyć - lekko się uśmiechnęła a ja skłoniłem łeb w ramach podziękowań i od razu ruszyłem w stronę tej klaczy, gdy już do niej podszedłem ona lekko uniosła łeb i uśmiechnęła się do mnie
C: Hej - powiedziała wesołym głosem - Jestem Chanel, a ty?
T: Tre... - zatkało mnie na moment - Trevor - powiedziałem cicho
C: Co jest?- zaśmiała się cicho.
T: Co?Ni-nic!Wszystko w jak najlepszym porządku!A u ciebie?
C: Jak na razie wszystko spoko.- odpowiedziała z uśmiechem.-Nowy, nie?
T: Tak- wyszczerzyłem zęby.- Można się dosiąść?
C: Jasne.
Usiadłem obok niej.
T: Może zapoznamy się trochę bardziej, co?- uśmiechnąłem się.
C: Spoko, ja zacznę. Jestem Chanel, mam 2 lata, rodziny tutaj nie mam, zginęła w moim dawnym stadzie, które zostało spalone. Jestem driudem, uwielbiam zwiedzać nowe tereny, spacerować i zbierać różne zioła i tym podobne.To już chyba wszystko o mnie..Teraz twoja kolej.- uśmiechnęła się.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na nią
T: A co chcesz o mnie wiedzieć? - lekko przechyliłem łeb.
C:Wszystko to,co ja Ci powiedziałam-uśmiechnęła się promiennie.Westchnąłem.
T: No dobra... Jestem Trevor, ale możesz mi mówić Torr, mam 2,5 roku, rodziny też tutaj nie mam.. a tak właściwie to nigdy jej nie poznałem. Lubie pomagać innym, dlatego jestem szamanem... Często eksperymentuję, podróżuję... no i.. to chyba wszystko...
C: A jak się tu dostałeś?
T: No.. urodziłem się nad Wodospadem Adżarii w Gruzji... Odkąd udało mi się zacząć chodzić.. to zwiedziłem.. a tak właściwie przegalopowałem całe Azję.. potem Europę.. i tak resztę świata.. no i dotarłem tu - uśmiechnąłem się.
C: Masz bardzo intrygujące życie - powiedziała ze śmiechem
T: Owszem, z tym się zgodzę - dalej rozmawialiśmy o jakiś bzdetach, aż zapytałem:
T:  Chciałabyś iść ze mną na spacer? - uśmiechnąłem się szarmancko.
C: Chętnie - i wstała a ja wyszczerzyłem zęby w zawadiackim uśmiechu po czym ruszyliśmy przed siebie...
C: Wiesz już gdzie idziemy?- uśmiechnęła się.
T: Może do kopytnego lasu?
C: Dobry pomysł!- powiedziała, po czym pocwałowała w stronę lasu, a ja obok mnie. Kiedy dotarliśmy, zatrzymała się pod drzewem i usiadła.
Nagle z za krzaków wyskoczył królik.. Klacz nie spodziewała się tego i ze strachu aż podskoczyła. Zaśmiałem się.
C: No co?- powiedziała poważnie.- Przestraszyłam się!
T: Nic, nic!- powiedziałem z trudem powstrzymując śmiech.
Słońce zaczęło zachodzić, las wyglądał pięknie!
C: Dobra Torr..Ja chyba muszę już iść..Potrzebuję pójść jeszcze do pracowni i pokombinować coś z eliksirami..- powiedziała cicho
Spuściłem łeb nadal na nią patrząc
T: No a musisz?-powiedziałem równie cicho co ona.
C: No..raczej tak...
T: To chociaż Cię odprowadzę...-powiedziałem tym razem trochę głośniej z nutką nadziei.
C: Okeey - obdarowała mnie uroczym uśmiechem a ja podniosłem łeb i uśmiechnąłem się zawadiacko.Ruszyliśmy powoli w kierunku jej pracowni gadając praktycznie o jakiś bzdetach...W końcu nadeszła chwila kiedy musieliśmy się rozejść.
T: No to..cześć-powiedziałem cicho i spuściłem wzrok.
A: A tu co nagle tak posmutniałeś?Przecież się jeszcze jutro zobaczymy-powiedziała z szerokim uśmiechem.
T: No maam nadzieję-uśmiechnąłem się zawadiacko a ona się lekko do mnie przybliżyła i pocałowała mnie w policzek.
A: Dobranoc-szepnęła,a ja oniemiały nie wiedziałem co zrobić więc wykrztusiłem tylko słabe "dobranoc" a klacz poszła poeksperymentować z eliksirami.

 Opowiadanie zostało napisane w kilku częściach, kiedy ta opcja była jeszcze możliwa. Z góry przepraszamy za błędy, ponieważ nie tak łatwo było je zmienić tak, aby wszystko pisał autor opowiadania.

Kyarameru - Poznanie Natalie

Gdy Dai sobie drzemała, wybrałem się na spacer. Do mojego ulubionego miejsca, czyli nad wodospad.
Gdy kąpałem się w wodzie zauważyłem brązowo - białą klacz, wpatrującą się w moją stronę.
Od razu wyskoczylem z wody, by przywitać się z nią.
K: Hej! Jak sie nazywasz? - zapytałem, uśmiechając się promiennie.
N: Jestem Natalie. - uśmiechnęła się.-A ty? Należę do stada Lazurowego Wybrzeża.
K: Kyarameru, tak się składa że jestem w nim betą. - zaśmiałem się.
N: no to masz fajnie.. - westchnęła. - Ja jestem wojownikiem.
K: Podejdź do wody, to ci coś pokażę. - uśmiechnąłem się, a klacz podeszła do mnie i do brzegu wody.
N: No wiec co.... - nie zdążyła dokończyć a ja wepchnąłem ją do wody, uśmiechając się niewinnie.

...Natalie...
 N: Ej! - krzyknęłam wychodząc z wody.
K: No co?
Niewinnie tym razem ja za pomocą mocy teleportacji w jednej sekundzie zniknęłam, pojawiłam się za nim i zwinnym ruchem wepchnęłam go do jeziora. Kyar gdy tylko się wynurzył użył mocy wody i wrzucił mnie też. Chlapaliśmy się a gdy skończyliśmy i wyszliśmy z wody chciało mi się umrzeć. Dlatego, że woda była lodowata! A Kyarowi to nie przeszkadzało bo był koniem wody. Pożegnaliśmy się i poszliśmy każdy do siebie. Po drodze spotkałam Daisy.
D: Hej Natalie.
N: Cześć Dai, co u ciebie?
D: A nudy... A gdzie ty teraz byłaś?
N: Nad jeziorem z Kyarameru.
D: Aha. -klacz spojrzała na mnie dziwnie.
N: Coś się stało?

...Daisy...
D: Nie... Skąd...
N: Na pewno? Dziwnie wyglądasz... - powiedziała, przyglądając mi się
D: Po prostu myślę nad czymś...
N: Nad czym? Postaram się ci w tym pomóc.
D: Ni... Nieważne...
N: Na pewno? - uniosła brew
D: Tak - westchnęłam 
N: Skoro tak uważasz...
D: Może... Ja pójdę...
Natalie się jakoś tym nie przejęła i pozwoliła mi odejść. Poszłam do Chanel i poprosiłam ją o coś na uspokojenie. Byłam tak... No cóż... Zła? Wściekła? Na jedno wychodzi...
Klacz dała mi kilka listków melisy, po czym wróciłam do groty Kyara i mojej.

Chanel

W moim dawnym stadzie, też byłam druidem. Późną nocą wróciłam z lasu, poszukiwałam nowych ziół, które mogłyby przydać się do eliksirów. Właśnie miałam wchodzić do mojej jaskini, kiedy zauważyłam wybiegającego z lasu konia..Było ciemno, więc niezbyt go rozpoznałam..Patrzyłam w tamtą stronę dalej. Po chwili zobaczyłam coś czerwonego, pochłaniało łąki, lasy itp. z wielką prędkością- ogień.
Chciałam ostrzec chociaż moją rodzinę, ale nie zdążyłabym..Ich jaskinia była dużo metrów od mojej po lewej stronie..Za ten czas ogień zdążyłby i mnie spalić. Pomimo to, że było mi bardzo uciekłam..Nie zatrzymywałam się żeby jakoś zainterweniować..Wiedziałam, że za chwilę pojawią się ludzie.
Zaczęłam poszukiwania nowego stada. Zważając na to, ile mam szczęścia, znajdę ją dopiero za parę tygodni..
No więc parę tygodni potem..Chodziłam sobie po jakimś lesie..Nagle wpadłam na jakiegoś konia..Wreszcie! To była klacz.
D: Cześć..Kim jesteś i co tu robisz?
C: Hej. Jestem Chanel, poszukuję nowego stada do którego mogłabym dołączyć.
D: Tak?To świetnie się składa..Niedawno temu założyłam stado..Nazywa się Stado z Lazurowego Wybrzeża. Dopiero się rozwija, ale funkcjonuje dobrze
C: Tak?Jasne!Dzięki!
D: Okej. Chodź, odprowadzę cie.- powiedziała miłym głosem i ruszyła dalej.- A tak w ogóle jestem Daisy, mów mi Dai.
C: Okej. - powiedziałam i ruszyłam za klaczą.
Na początku oprowadziła mnie po głównych miejscach, później po jeziorkach, innych morzach itp. Następnie, po łąkach.
D: Dobra..Jesteś już oprowadzona. Teraz jeszcze tylko jedno pytanie. Jakie chciałabyś mieć stanowisko?- spytała.
C: Nom..Jeśli oczywiście zdążyłam, chciałabym zostać Druidem.
D: Trafiłaś! - uśmiechnęła się szeroko
 C: Fajnie... - ziewnęłam
D: Idź spać, jesteś zmęczona...
C: Nie... Tylko trochę... - znów ziewnęłam
D: Idź, idź - popchnęła mnie w stronę Magicznego Jeziorka.Bez sprzeciwu poszłam do siebie i zasnęłam

~~Rano
Rano pobiegłam do Daisy, budząc ją. Wstała, ziewając.
D: Co się stało? - spytała, patrząc na mnie
C: Wymyśliłam eliksir! - pochwaliłam się
D: Naprawdę? Jaki?
C: Jest to Eliksir dzięki któremu koń może zmienić maść. Można go użyć tylko raz w roku, od 2 roku życia.
D: Okej..Masz już przygotowane składniki?
C: Jeszcze nie..Dopiero po nie pójdę.
D: Okej.
C: Dobra, to ja już lecę, powinnam wrócić za parę godzin!- powiedziałam po czym ruszyłam do Górskiej Łąki.
Zebrałam tam dwa bardzo rzadkie kwiaty. Długo musiałam szukać, ale w końcu znalazłam, potem ruszyłam dalej i zaczęłam szukać mięty.
Dalej, ruszyłam do lasu, i do jaskini nieopodal.
Słyszałam, że jest tam dużo kameleonów. A do reszty składników, była potrzebna mi ich łuska. Kiedy byłam w środku, weszłam do jakiegoś kąta. Leżał tam już jeden zdechły gad.
Zebrałam parę jego łusek i ruszyłam do swojej jaskini. Zaczęłam gotować, trwało to około 2,5 godziny.
W końcu skończyłam. Patrząc na butelkę z wywarem, uśmiechnęłam się do siebie. Następnie odłożyłam flakonik na miejsce.


1. Eliksir sprawia, że koń który go użyje może zmienić maść
2. Eliksir można użyć tylko raz w roku.
3. Eliksir można użyć tylko dorosły koń, który ukończył 2 lata.

 Opowiadanie zostało napisane w kilku częściach, kiedy ta opcja była jeszcze możliwa. Z góry przepraszamy za błędy, ponieważ nie tak łatwo było je zmienić tak, aby wszystko pisał autor opowiadania.

Natalie

Moje życie nie było miłe ani przyjemne. Miałam złamane serce. Brak rodziny. Ale przetrwałam. Próbowałam jako źrebak znaleźć się w stadzie co mi się nie udało... Potem dorosłam i znalazłam wymarzonego partnera. Tak ,,wymarzonego" , ponieważ zdradził mnie z samicą alfa!!! A ona była tak stara że chciało się rzygać!! Oczywiście odeszłam szukając nowego domu.

~~Po paru tygodniach
Usnęłam na małej polance. Gdy tylko zamknęłam oczy ktoś stuknął kopytem w ziemię a potem lekko we mnie.
D: Kim jesteś?
Usłyszałam głos klaczy. Szybko się podniosłam.
N: Ja? A co? Autograf chcesz? -drwiłam.
D: Nie. Chcę cię wyrzucić z tej polany.
N: A z jakiej racji?
D: Z takiej, że to moje tereny i moje stado! -klacz się wkurzyła.
N: Fajnie...
D: Masz dwa wyjścia. Jedno-wziąć ten zad stąd i iść daleko stąd lub zostać tu i dołączyć do mojego stada
N: Wolę wyjście drugie - powiedziałam
D: W takim razie witam w stadzie Lazurowego Wybrzeża. Daisy jestem, a ty?
N: Natalie - powiedziałam od niechcenia
D: Powiedziałabym miło mi, jednakowoż przywitanie nie było miłe. - warknęła
D: Zaprowadzić cię do twojej groty?
N: Nie, wiesz? Prześpię się w wodzie! - udałam, że mówię na serio. Jednak to był tylko sarkazm. Nienawidziłam wody. Nie czekając na mnie, Daisy odwróciła się i poszła w stronę, gdzie mieściły się groty dla zwykłych członków.
D: Jakie chcesz wziąć stanowisko?
N: A jakie są? 
D: Różne...
N: Znachora...
D: Mamy już znachora, dwóch nie potrzebujemy - szczególnie takich jak ty
N: A wojowniczka?
D: Może być... - westchnęłam
N: Dobra wiesz ty co? - powiedziałam, bo wiedziałam że się wkurzyła za tamto ale ja też mam ciężkie życie. N: Nie chcę żebyś uznawała mnie za jakąś zołzę! Mam swoje problemy, które po zgrupowaniu się przemieniają się w złość która w końcu się wydostaje! Mam ciężkie życie. Przeżyłam rozstanie, brak rodziny, sierociniec, ale tego, że będziesz mnie uznawać od razu za złą i skreślać nie przyjmę! Chciałabym żeby ktoś mnie uznał za dobrą klacz. Nie za taką która przynosi problemy, tak?!
Gdy wyrzuciłam to z siebie poczułam się lepiej. Ale nie wiem jak Daisy to przyjmie.
N: Chciałabym zacząć od początku. Na spokojnie
D: Nasze stado ci w tym pomoże - uśmiechnęła się
N: Nie jesteś na mnie zła?
D: Za co?
N: Za to, że byłam taka wredna...
D: Każdy taki jest na początku - obdarowała mnie promiennym uśmiechem
N: Heh... Pójdziemy na spacer?
D: Jasne. Gdzie chcesz iść? Wybieraj.
N: Może nad wodospad?
D: Oki
Razem, jak najlepsze przyjaciółki, poszłyśmy nad wodospad, gdzie napiłyśmy się wody. Następnie odwiedziłyśmy Chanel w jej Magicznym Jeziorku, a następnie w trójkę poszłyśmy na Wybrzeże. Wszystkie 3 wbiegłyśmy do wody, śmiejąc się i pluskając. Popłynęłyśmy na głębszą wodę...
D: Jesteście pewne że chcemy pójść dalej? O ile wiem, jest tam dużo potworów morskich..
C i N: E tam, jakoś się nam uda!
D: No skoro wy jesteście, to ja też!Ale i tak ostrzegam!Każda wchodzi na własne ryzyko!
C: Spoko!Damy radę- zaśmiałam się.
N: No jasne!- powiedziałam, po czym ruszyłam dalej, a Chanel za mną. Na końcu Daisy.
Kiedy doszłyśmy do wniosku, że dalej już nie popłyniemy, zatrzymałyśmy się, i zaczęłyśmy pływać, chlapać i w ogóle..Tak tak!Jesteśmy już dorosłe, ale przecież każdy może!
C: Ciekawe jak wygląda pod wodą...Sprawdzę to!
D: Na serio chcesz to sprawdzić?- spytała lekko zdziwiona Dai.
C: Tak! Przy okazji, może będą tam jakieś wodorosty? Zawsze coś się przyda!
D: Eh..Spoko..Ale uważaj..
Ale Chanel już nie było. Pływała pod wodą, szukając wodorostów. Po jakiejś chwili wypłynęła z kilkoma w pysku. Wszystkie położyła na brzegu, aby poczekały na nią, zanim wróci do siebie.

 Opowiadanie zostało napisane w kilku częściach, kiedy ta opcja była jeszcze możliwa. Z góry przepraszamy za błędy, ponieważ nie tak łatwo było je zmienić tak, aby wszystko pisał autor opowiadania.

Kyarameru

Po sprzeciwieniu się Alfie, zostałem wygnany z stada. Długo się błąkałem, uciekałem przed ludźmi, wygłodzony zatrzymywałem się w jednym miejscu tyko na chwilę, by szybko uciec przed myśliwymi. Pewnej nocy dotarłem do tajemniczego wodospadu, schowałem się w cieniu drzew i zasnąłem.

~ Ranek ~
Obudziłem się o wschodzie słońca. Podszedłem spragniony do wodospadu, po napojeniu się ruszyłem do kępy trawy rosnącej nieopodal. Była to moja pierwsza zjedzona trawa od kilku tygodni, zielona, soczysta, pokryta rosą.Wodna mgiełka wznosiła się w powietrzu, gdy zajadałem się pyszna trawa. Miejsce było bardzo ciche, nie licząc śpiewu ptaków. Odprężony wstałem i wszedłem do wody, gdzie zacząłem się kąpać. W oddali pojawiła się biała smuga, z czasem była coraz większa, aż w końcu zauważyłem pewną klacz, piękną, białą jak śnieg. Wyskoczyłem z wody, w tym samym czasie dotarła do wody.
Ky: Witaj.- powiedziałem swoim głębokim, uspokajającym głosem.-Jak cię zwią?
Kl: Nazywam się Daisy. - powiedziała. - A ty?
Ky: Jestem Kyarameru. - przedstawiłem się. - Szukam stada.
D: Właśnie prowadzę stado.. - powiedziała z namysłem. - Chcesz dołączyć?
K: Bardzo chętnie. - odpowiedziałem, uśmiechając się promiennie.
D: Cieszę się - uśmiechnęła się uroczo
K: Mogłabyś mnie oprowadzić? Znam tylko wodospad... - westchnąłem
D: Oczywiście... - znów się uśmiechnęła, po czym poszła przodem. Najpierw zaprowadziła mnie do Magicznego Jeziorka, później nad Wybrzeże, następnie na obie Łąki. Następnie, trochę powtarzając trasę, poszliśmy do Kopytnego Lasu.
K: Dzięki...
D: Proszę, Panie Beto - uśmiechnęła się
K: Be... Beto? - wyjąkałem, zdziwiony
D: Chyba, że nie chcesz... - udała, że jest jej to obojętne
K: Nie, chcę!
Uśmiechnęła się zwycięsko
D: Zaprowadzić cię do groty? - nie czekając na odpowiedź, zaprowadziła mnie do jednej z większych grót.
K: Duża... - powiedziałem, zachwycony
D: Beta na to zasługuje... Dobra, ja pójdę na spacer. Jak chcesz, możesz do mnie dołączyć... - powiedziała i wyszła z jaskini. Po chwili zdecydowałem, że pobiegnę za nią. Znalazłem ją nad Wybrzeżem. Pływała beztrosko w wodzie. Podpłynąłem do niej i złapałem ją za ogon. 
K: Postanowiłem pójść z tobą... 
D: Puść mnie, mendo! - krzyknęła, śmiejąc się
K: Hahaha, chciałabyś. - zaśmiałem się, nie puszczając ogona klaczy.
D: Ta... - i poczułem nicość. Klacz teleportowała się za mnie i teraz to ja stałem się ofiara.
K: Uoa! - krzyknąłem zdziwiony. - Czekaj, teraz ja ci coś pokażę...
I używając mojej mocy zmiennokształtności zmieniłem się w węża.
D: Kyar! - krzyknęła przerażona. - Gdzie jesteś!?
Wynurzyłem się z wody w swojej normalnej postaci.
K: A nic, nic.-uśmiechnąłem się.
D: Jak ty to zrobiłeś?-zapytała.
K: Tajemnica... - chichotałem.
D: Ale.. ale.. - nie dawała za wygraną. Aby ją uciszyć, wepchnąłem ją pod wodę, po czym sam zanurkowałem.
Szybko wynurzyła się z wody, oburzona i krzyknęła:
D: Kyar! Mogłeś mnie zabić!
K: Oj tam ,oj tam. - uśmiechnąłem się uroczo. - Zdążyłbym cię uratować, Ślicznotko.
I jeszcze raz ten czarujący uśmiech. Westchnęła.
D: Następnym razem tak nie rób - powiedziała, po czym wyszła z wody. Otrzepała się i poszła na Górską Łąkę. Pobiegłem za nią. Położyła się tam na słońce, do końca wysuszając sierść. Obok niej położyłem się ja, uśmiechając się szarmancko. Odwzajemniła uśmiech nieśmiało. Spojrzała na kwiaty. Pięknie kwitnęły. Zauważyłem, że zaczęła liczyć kwiaty.Było ich tak dużo, że po chwili przestała.
K: 246 - wyszeptałem do jej ucha. Tak się przestraszyła, że aż podskoczyła. Zaśmiałem się cicho.
D: Nie strasz mnie! Mam paść na zawał?!
K: Sorry... - westchnąłem
Po chwili zrobiło się ciemno.
D: Już noc? Przecież niedawno był ranek! - poskarżyła się
K: Oj, nie martw się, Ślicznotko. - powiedziałem czule do klaczy. - Złość piękności szkodzi.
Daisy, jest śliczną białą klaczą, zapierającą dech w piersiach, zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia... ale.. poczekamy, zobaczymy.
Klacz zarumieniła się i odbiegła w stronę swojej groty.
Ja westchnąłem i poszedłem się przespać.
~Ranek~
Wstałem, zbudzony łaskotaniem w pysk. Otworzyłem oczy i natychmiast wstałem, gdyż to długa grzywa Białej Piękności mnie łaskotała.
D: Hej Kyar! - powiedziała cała rozpromieniona. - Co dzisiaj robimy...może..
K: Nie wiem... - westchnąłem
Wystawiła głowę z groty. Słońce aż zapraszało na spacer.
D: Szeregowy Kyarameru, wstawaj!
Wstałem od razu.
D: Dzisiejsze zadanie dla szeregowego do zabranie mnie na romantyczny spacer! - szła w tą i z powrotem, mówiąc wojskowym głosem
K: Tak jest! - zasalutowałem po końskiemu
Od razu wziąłem ją na Górską Łąkę, a później Łąkę Miłości. Cały czas na nią patrzyłem, zamyślony.
K: Daisy... - powiedziałem, gdy patrzyła na romantyczny zachód słońca
D: Tak? - spojrzała na niego
K: Wiesz co? - zamyśliłem się i przyszedł mi pewien pomysł do głowy. - Poczekaj.
D: Co? - zdziwiła się. - Ale..
K:Poczekaj. - powiedziałem błagalnym tonem, a klacz skinęła głową.Pocałowałem ją w policzek i pobiegłem. A ona stała tam zdziwiona.
Pobiegłem do pewnej groty, w której jak wiedziałem są diamenty, no i dużo innych pomocnych rzeczy do zrobienia naszyjnika. Uśmiechnąłem się pod nosem i zabrałem do roboty. Gdy skończyłem, zadowolony wpatrywałem się w moje dzieło. Naszyjnik wyglądał mniej więcej tak:
Następnie pobiegłem na Łąkę Miłości, gdzie przygotowywałem romantyczna kolacje dla Daisy i mnie. Gdy skończyłem, dobiegłem do lekko podenerwowanej klaczy i bez słowa zaciągnąłem ja na miejsce w Łące gdzie wszystko przygotowywałem.
D: Kyar.. to jest cudne. - klacz powiedziała i wzięliśmy się za jedzenie. Po kolacji leżeliśmy pod drzewem o czerwonych liściach i rozmawialiśmy.
K: Dai, jesteś śliczną klaczą. Bardzo mi się podobasz.. więc chciałbym dać ci to. - zawiesiłem na szyi klaczy naszyjnik. - Czy zostaniesz moją partnerką?
Bez wahania odpowiedziała:
D: Tak, Kyar! - po czym pocałowałem ją. 
Przytuliła mnie, szczęśliwa. Byłem chyba najszczęśliwszym ogierem na całym świecie. Patrząc w jej oczy, zastanawiałem się nad tym, co ona czuje. Przeczuwałem, że również była szczęśliwy.
K: Kocham cię - wyszeptałem
D: Ja ciebie też - odpowiedziała
Następnie poszliśmy do mojej groty... Naszej od kilku minut... Zasnęła tam wykończona, przytulając się do mnie
~~Rano
Obudziłem moją ukochaną, całując ją w chrapy.
K: Witaj Kochanie. - powiedziałem do niej czule.
D: Hmm... idziemy na łąkę? - powiedziała. - Burczy mi w brzuchu.
K: Mogłaś iść beze mnie.. - powiedziałem.
D: Musiałam na ciebie poczekać. - uśmiechnęła się troskliwie i pocałowała mnie jeszcze raz w chrapy.
K: Kocham cię. - szepnąłem jej na ucho.
D: A ja ciebie.
Po tych słowach wyszliśmy razem z groty i udaliśmy się na łąkę, by coś przekąsić.
Gdy skończyliśmy śniadanie, klacz położyła się pod wielkim dębem a ja podbiegłem do jabłoni i zerwałem jej największe i najbardziej czerwone jabłko.
Ona się uśmiechnęła i podziękowała, resztę dnia skończyliśmy na długim, miłym spacerze.

Opowiadanie zostało napisane w kilku częściach, kiedy ta opcja była jeszcze możliwa. Z góry przepraszamy za błędy, ponieważ nie tak łatwo było je zmienić tak, aby wszystko pisał autor opowiadania.

Daisy

Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam piękną klacz. Patrzyła ze mną z czułością. Od razu podbiegł do niej potężny ogier. Po chwili próbowałam wstać, jednak mi to nie wychodziło. Klacz do mnie podeszła i pomogła mi wstać. Po chwili już piłam jej mleko.
Mijały dni, tygodnie, miesiące... Ja dorastałam. Często odwiedzałam piękną plażę. Mama ją nazywała Lazurowym Wybrzeżem. Tata się do tych spraw nie mieszał. Bardzo lubiłam Wybrzeże i siedziałam tam godzinami. 
Raz się zasiedziałam. Było już ciemno, a ja nie wróciłam do rodziców. Nadal z nimi mieszkałam, bo za bardzo ich kochałam, żeby opuścić. Kiedy wróciłam, rodziców nigdzie nie było. Szukałam ich wszędzie, naprawdę wszędzie. 
Przeczesując łąkę, trafiłam na coś, przez co nie mogłam spać. Była to najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam. Potknęłam się o... Ciała moich rodziców... 
Widząc, kto to jest, krzyknęłam, płosząc nietoperze. Byłam przerażona. Pobiegłam przed siebie ze łzami w oczach. Uciekałam tak przed tym widokiem rok. W końcu nie miałam siły już biec. Zatrzymałam się i zawróciłam. Po co? Bo doszło do mnie, że jestem tchórzem. Powinnam zrobić piękny, uroczysty pogrzeb im, a nie uciekać! Oni by się tak nie zachowali...
Jednak gdy doszłam w miejsce, gdzie były ich ciała, widziałam tylko dwa szkielety. Byłam taka przerażona, jednak zebrałam resztki po ojcu i matce, po czym zrobiłam mały nagrobek. Na koniec podpaliłam nagrobek - płonął on w lazurowym kolorze, czyli ulubionym kolorze moich najbliższych, jak i moim.
Po tygodniach postanowiłam założyć stado o nazwie jednego z piękniejszych miejsc - Lazurowego Wybrzeża...

Witaj!

Witamy w Stadzie z Lazurowego Wybrzeża!