Kyarameru

Po sprzeciwieniu się Alfie, zostałem wygnany z stada. Długo się błąkałem, uciekałem przed ludźmi, wygłodzony zatrzymywałem się w jednym miejscu tyko na chwilę, by szybko uciec przed myśliwymi. Pewnej nocy dotarłem do tajemniczego wodospadu, schowałem się w cieniu drzew i zasnąłem.

~ Ranek ~
Obudziłem się o wschodzie słońca. Podszedłem spragniony do wodospadu, po napojeniu się ruszyłem do kępy trawy rosnącej nieopodal. Była to moja pierwsza zjedzona trawa od kilku tygodni, zielona, soczysta, pokryta rosą.Wodna mgiełka wznosiła się w powietrzu, gdy zajadałem się pyszna trawa. Miejsce było bardzo ciche, nie licząc śpiewu ptaków. Odprężony wstałem i wszedłem do wody, gdzie zacząłem się kąpać. W oddali pojawiła się biała smuga, z czasem była coraz większa, aż w końcu zauważyłem pewną klacz, piękną, białą jak śnieg. Wyskoczyłem z wody, w tym samym czasie dotarła do wody.
Ky: Witaj.- powiedziałem swoim głębokim, uspokajającym głosem.-Jak cię zwią?
Kl: Nazywam się Daisy. - powiedziała. - A ty?
Ky: Jestem Kyarameru. - przedstawiłem się. - Szukam stada.
D: Właśnie prowadzę stado.. - powiedziała z namysłem. - Chcesz dołączyć?
K: Bardzo chętnie. - odpowiedziałem, uśmiechając się promiennie.
D: Cieszę się - uśmiechnęła się uroczo
K: Mogłabyś mnie oprowadzić? Znam tylko wodospad... - westchnąłem
D: Oczywiście... - znów się uśmiechnęła, po czym poszła przodem. Najpierw zaprowadziła mnie do Magicznego Jeziorka, później nad Wybrzeże, następnie na obie Łąki. Następnie, trochę powtarzając trasę, poszliśmy do Kopytnego Lasu.
K: Dzięki...
D: Proszę, Panie Beto - uśmiechnęła się
K: Be... Beto? - wyjąkałem, zdziwiony
D: Chyba, że nie chcesz... - udała, że jest jej to obojętne
K: Nie, chcę!
Uśmiechnęła się zwycięsko
D: Zaprowadzić cię do groty? - nie czekając na odpowiedź, zaprowadziła mnie do jednej z większych grót.
K: Duża... - powiedziałem, zachwycony
D: Beta na to zasługuje... Dobra, ja pójdę na spacer. Jak chcesz, możesz do mnie dołączyć... - powiedziała i wyszła z jaskini. Po chwili zdecydowałem, że pobiegnę za nią. Znalazłem ją nad Wybrzeżem. Pływała beztrosko w wodzie. Podpłynąłem do niej i złapałem ją za ogon. 
K: Postanowiłem pójść z tobą... 
D: Puść mnie, mendo! - krzyknęła, śmiejąc się
K: Hahaha, chciałabyś. - zaśmiałem się, nie puszczając ogona klaczy.
D: Ta... - i poczułem nicość. Klacz teleportowała się za mnie i teraz to ja stałem się ofiara.
K: Uoa! - krzyknąłem zdziwiony. - Czekaj, teraz ja ci coś pokażę...
I używając mojej mocy zmiennokształtności zmieniłem się w węża.
D: Kyar! - krzyknęła przerażona. - Gdzie jesteś!?
Wynurzyłem się z wody w swojej normalnej postaci.
K: A nic, nic.-uśmiechnąłem się.
D: Jak ty to zrobiłeś?-zapytała.
K: Tajemnica... - chichotałem.
D: Ale.. ale.. - nie dawała za wygraną. Aby ją uciszyć, wepchnąłem ją pod wodę, po czym sam zanurkowałem.
Szybko wynurzyła się z wody, oburzona i krzyknęła:
D: Kyar! Mogłeś mnie zabić!
K: Oj tam ,oj tam. - uśmiechnąłem się uroczo. - Zdążyłbym cię uratować, Ślicznotko.
I jeszcze raz ten czarujący uśmiech. Westchnęła.
D: Następnym razem tak nie rób - powiedziała, po czym wyszła z wody. Otrzepała się i poszła na Górską Łąkę. Pobiegłem za nią. Położyła się tam na słońce, do końca wysuszając sierść. Obok niej położyłem się ja, uśmiechając się szarmancko. Odwzajemniła uśmiech nieśmiało. Spojrzała na kwiaty. Pięknie kwitnęły. Zauważyłem, że zaczęła liczyć kwiaty.Było ich tak dużo, że po chwili przestała.
K: 246 - wyszeptałem do jej ucha. Tak się przestraszyła, że aż podskoczyła. Zaśmiałem się cicho.
D: Nie strasz mnie! Mam paść na zawał?!
K: Sorry... - westchnąłem
Po chwili zrobiło się ciemno.
D: Już noc? Przecież niedawno był ranek! - poskarżyła się
K: Oj, nie martw się, Ślicznotko. - powiedziałem czule do klaczy. - Złość piękności szkodzi.
Daisy, jest śliczną białą klaczą, zapierającą dech w piersiach, zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia... ale.. poczekamy, zobaczymy.
Klacz zarumieniła się i odbiegła w stronę swojej groty.
Ja westchnąłem i poszedłem się przespać.
~Ranek~
Wstałem, zbudzony łaskotaniem w pysk. Otworzyłem oczy i natychmiast wstałem, gdyż to długa grzywa Białej Piękności mnie łaskotała.
D: Hej Kyar! - powiedziała cała rozpromieniona. - Co dzisiaj robimy...może..
K: Nie wiem... - westchnąłem
Wystawiła głowę z groty. Słońce aż zapraszało na spacer.
D: Szeregowy Kyarameru, wstawaj!
Wstałem od razu.
D: Dzisiejsze zadanie dla szeregowego do zabranie mnie na romantyczny spacer! - szła w tą i z powrotem, mówiąc wojskowym głosem
K: Tak jest! - zasalutowałem po końskiemu
Od razu wziąłem ją na Górską Łąkę, a później Łąkę Miłości. Cały czas na nią patrzyłem, zamyślony.
K: Daisy... - powiedziałem, gdy patrzyła na romantyczny zachód słońca
D: Tak? - spojrzała na niego
K: Wiesz co? - zamyśliłem się i przyszedł mi pewien pomysł do głowy. - Poczekaj.
D: Co? - zdziwiła się. - Ale..
K:Poczekaj. - powiedziałem błagalnym tonem, a klacz skinęła głową.Pocałowałem ją w policzek i pobiegłem. A ona stała tam zdziwiona.
Pobiegłem do pewnej groty, w której jak wiedziałem są diamenty, no i dużo innych pomocnych rzeczy do zrobienia naszyjnika. Uśmiechnąłem się pod nosem i zabrałem do roboty. Gdy skończyłem, zadowolony wpatrywałem się w moje dzieło. Naszyjnik wyglądał mniej więcej tak:
Następnie pobiegłem na Łąkę Miłości, gdzie przygotowywałem romantyczna kolacje dla Daisy i mnie. Gdy skończyłem, dobiegłem do lekko podenerwowanej klaczy i bez słowa zaciągnąłem ja na miejsce w Łące gdzie wszystko przygotowywałem.
D: Kyar.. to jest cudne. - klacz powiedziała i wzięliśmy się za jedzenie. Po kolacji leżeliśmy pod drzewem o czerwonych liściach i rozmawialiśmy.
K: Dai, jesteś śliczną klaczą. Bardzo mi się podobasz.. więc chciałbym dać ci to. - zawiesiłem na szyi klaczy naszyjnik. - Czy zostaniesz moją partnerką?
Bez wahania odpowiedziała:
D: Tak, Kyar! - po czym pocałowałem ją. 
Przytuliła mnie, szczęśliwa. Byłem chyba najszczęśliwszym ogierem na całym świecie. Patrząc w jej oczy, zastanawiałem się nad tym, co ona czuje. Przeczuwałem, że również była szczęśliwy.
K: Kocham cię - wyszeptałem
D: Ja ciebie też - odpowiedziała
Następnie poszliśmy do mojej groty... Naszej od kilku minut... Zasnęła tam wykończona, przytulając się do mnie
~~Rano
Obudziłem moją ukochaną, całując ją w chrapy.
K: Witaj Kochanie. - powiedziałem do niej czule.
D: Hmm... idziemy na łąkę? - powiedziała. - Burczy mi w brzuchu.
K: Mogłaś iść beze mnie.. - powiedziałem.
D: Musiałam na ciebie poczekać. - uśmiechnęła się troskliwie i pocałowała mnie jeszcze raz w chrapy.
K: Kocham cię. - szepnąłem jej na ucho.
D: A ja ciebie.
Po tych słowach wyszliśmy razem z groty i udaliśmy się na łąkę, by coś przekąsić.
Gdy skończyliśmy śniadanie, klacz położyła się pod wielkim dębem a ja podbiegłem do jabłoni i zerwałem jej największe i najbardziej czerwone jabłko.
Ona się uśmiechnęła i podziękowała, resztę dnia skończyliśmy na długim, miłym spacerze.

Opowiadanie zostało napisane w kilku częściach, kiedy ta opcja była jeszcze możliwa. Z góry przepraszamy za błędy, ponieważ nie tak łatwo było je zmienić tak, aby wszystko pisał autor opowiadania.