Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam piękną klacz. Patrzyła ze mną z czułością. Od razu podbiegł do niej potężny ogier. Po chwili próbowałam wstać, jednak mi to nie wychodziło. Klacz do mnie podeszła i pomogła mi wstać. Po chwili już piłam jej mleko.
Mijały dni, tygodnie, miesiące... Ja dorastałam. Często odwiedzałam piękną plażę. Mama ją nazywała Lazurowym Wybrzeżem. Tata się do tych spraw nie mieszał. Bardzo lubiłam Wybrzeże i siedziałam tam godzinami.
Raz się zasiedziałam. Było już ciemno, a ja nie wróciłam do rodziców. Nadal z nimi mieszkałam, bo za bardzo ich kochałam, żeby opuścić. Kiedy wróciłam, rodziców nigdzie nie było. Szukałam ich wszędzie, naprawdę wszędzie.
Przeczesując łąkę, trafiłam na coś, przez co nie mogłam spać. Była to najstraszniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam. Potknęłam się o... Ciała moich rodziców...
Widząc, kto to jest, krzyknęłam, płosząc nietoperze. Byłam przerażona. Pobiegłam przed siebie ze łzami w oczach. Uciekałam tak przed tym widokiem rok. W końcu nie miałam siły już biec. Zatrzymałam się i zawróciłam. Po co? Bo doszło do mnie, że jestem tchórzem. Powinnam zrobić piękny, uroczysty pogrzeb im, a nie uciekać! Oni by się tak nie zachowali...
Jednak gdy doszłam w miejsce, gdzie były ich ciała, widziałam tylko dwa szkielety. Byłam taka przerażona, jednak zebrałam resztki po ojcu i matce, po czym zrobiłam mały nagrobek. Na koniec podpaliłam nagrobek - płonął on w lazurowym kolorze, czyli ulubionym kolorze moich najbliższych, jak i moim.
Po tygodniach postanowiłam założyć stado o nazwie jednego z piękniejszych miejsc - Lazurowego Wybrzeża...