Daisy - Bolesna prawda

Po ostatnim spotkanie z Trevorem... Nie mogłam na siebie spojrzeć. Czułam do siebie odrazę. Jak mogłam? Przecież moim partnerem był Kyar! To, co zrobiłam, a raczej na co pozwoliłam ,było... Okropne... Nie mogłam spojrzeć sobie w oczy...
Ostatnio czułam się dziwnie. Chciałam pójśc do szamana, jednak jedynym szamanem był Torr... Zdecydowałam pójśc do Chanel, może ona poradziła by mi, co mam zrobić. Ta zbadała mnie delikatnie, a po chwili uśmiechnęła się tajemniczo
D: Cieszy cię to, że cierpię? - spytałam. No cóż, należało mi się
C: Nie. Cieszę się z tego, że kolejny raz zostaniesz matką - spojrzała na mnie
D: C... Co?1 - krzyknęłam
C: To. W stu procentach jesteś w ciąży!
"O mój Boże... Przecież od porodu jedyną osobą, z którą się kochałam, był..." - wolałam o tym nie myśleć. W moich oczach pojawiły się łzy. Nel myślały, że to łzy szczęścia, gdyż grymas na twarzy zakamuflowałam.
D: Och... Dzięki za wiadomość, pójdę do Kyara... - powiedziałam cicho. Może i Nel była moją najbliższą przyjaciółką, jednak najpierw chciałam to powiedzieć Kyarowi. Poszłam najwolniej jak umiałam do naszej groty, gdzie go zastałam. Cały czas miałam spuszczoną głowę, więc on nie mógł tego zignorować
K: Kochanie, co się stało? - spytał czułym głosem
D: Nie masz powodu tak do mnie mówić - po pysku pociekła mi łza
K: Dlaczego? 
Milczałam. Nie wiedziałam jak mu to powiedzieć. Po długiej chwili wzięłam głęboki wdech i powiedziałam najcichszym z głosów:
D: Jestem w ciąży...
On zrozumiał to. Wiedział, że to nie on jest. Wiedział, że nie jestem tylko jego.
...Kyarameru...
K: Kto? - powiedziałem miażdżąc słowa ze zlosci.
Klacz pokiwała głowa, przestraszona a po jej pysku zaczely lecieć lzy.
K.Kto!?-wkurzyłem się na nia.Normalnie bylem spokojnym ogierem,ale jak ona mogla,jak ona mogla mnie zdradzic po tym co po miedzy nami zaszło?!
D.Trevor...-zaczela lkac klaczka.
K.Zabije go.-zdenerwowałem się.Unoszony furia pogalopowałem do lasu,w okol mnie byl krag z płomienie,a Torturowaniem Umysłu lamalem drzewa i glazy.Jak ona moga!?-Tak bardzo chciałem jej nienawidzic,jednak coraz bardziej ja kochałem.Jak ona mogla mi i Isabell,i Diablo'wi to zrobić?Jak mogla?Przeciez wiedziala co robi!
D.Kyar!-krzyczała klacz za mna,cala zalana lzami.Nie obchodzilo mnie to,mialem tylko jeden wyrazny cel,-zrobić cos Torr'owi.
Uwazalem o za dobreo ogiera,nigdy nie moglem go czymś skazić,nie rozrabial w stadzie,byl zawsze opanowany.A teraz!?Przystawial sie do mojej klaczy!
D.Kyar,prosze!-wolala caly czas klacz.
Ale po prostu bielem i bieglem,majac ten cel,ten jedyny cel.Daisy mogla mnie po tym zostawic,nie obchodzilo mnie to.
Biegalem wszedzie az w koncu o znalazlem.
Stal niczym nic niewinny oier,ogladajacy zachod slonca.''Zaplacisz mi za to.''-pomyslalem. Cieszylem sie ze Daisy bedzie miala zrebaka.Ale czemu z nim,czemu to zrobila?Na sama mysl o tym lzy nalecialy mi do oczu.W furii unioslem sie w powietrze.''O,cos nowego.''
Cala sila umyslu,cala moja furia zaatakowalem ogiera,ktory juz chyba wiedzial co się za chwile stanie.Patrzylem na niego z nienawiscia,jakbysmy byli w starych wiekach gdy splodzenie dziecka po za lozem partnerskim bylo niczym mordestrwo.
Moja furia podsycala i podsycala moc,która i tak juz zawsze byla mocna.Ogier zazcal skomlec,a po chwili wrzeszcec z bolu,a po jego ciele splywaly strozki krwi.
Kochalem Daisy,i nie moglem pozwolic by tak ******** sie z nia puszczal.
Jendak bylem troche smutny z tego powodu,nie chcialem go zabic.Wiec przetalem uzywac mocy i odezslem wkurzony na caly swiat.
Zauwazylem szczyt pewnej gory,wiec z rzpaczy chcialem skoczyc z niego.Wezslem na sam czubek.
Nagle uslyszalem za soba glos Daisy.

...Daisy... 
D: Nie rób tego, błagam - powiedziałam ze łzami w oczach
K: Dlaczego nie? Nie mam dla kogo żyć - warknął, nie odwracając się
D: Isabell... Diablo... - siebie nie miałam odwagi wymienić
K: Są dorośli 
D: ...ja - powiedziałam cicho
K: Wolisz jego - powiedział łamiącym się głosem
D: Nie. Kocham ciebie i tylko ciebie
K: To dlaczego mu pozwoliłaś?
Na to pytanie nie umiałam odpowiedzieć. Ogier przygotował się do skoku i... Odbił się mocno. 
W zaskakująco szybkim tempie użyłam dwóch mocy - latania i teleportacji. W ułamku sekundy złapałam ogiera, zleciałam na dól i postawiłam na ziemi. Spuściłam łeb, jednak po chwili spojrzałam na niego. Nie umiałam wyczytać z jego twarzy uczuć, zamiast tego rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam namiętnie
D: Kocham cię - wyszeptałam 
...Kyarameru...
 K. Ja ciebie tez Daisy.-powiedzialem i poczulem na jej policzkach slone lzy.-Przepraszam ze tak, na ciebie nakrzyczalem,przepraszam.
Zazcalem ja tulic do mojeo masywneo ciala,chcialem ja chronic przed wszystkimi mozliwymi przeszkodami ktore moly stanac na naszej drodze do prowadzenia normalnej rodziny.
D.Ja ciebie tez przepraszam.-powiedziala skruszona.-Nie moglam nic na to poradzic.Wybaczysz mi?
K.Tak,Kochanie,wybacze ci.-pocalowalem ja w czolo,a biedulka szlochala,kochalem ja nad moje zycie.Nie wyobrazalem sobie zycia bez niej.
D.Przepraszam.-szeptala co chwile wtulona w moja gesta grzywe.-Przepraszam.
K.Ciiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii.-szeptalem jej na ukojenie,po chwili zauwazylem ze jest bardzo zmeczona wiec podnioslem ja i zanioslem do groty.Polozylem ja na skalnej polce po czym polozylem sie obok klaczy.

...Daisy...

Uśmiechnęłam się. Czyli jednak nadal mnie kocha. Ogier pocałował mnie czule, a ja znów się uśmiechnęłam. I wtedy przypomniałam sobie o Trevorze. No cóż, porzucę go, razem ze źrebakiem. A żeby było mu ciężej, wezmę eliksir na bliźniaki. Niech sam się z nimi męczy, ja nie będę mogła z nimi przeżyć ani minuty.
K: Nad czym myślisz? - wyszeptał do mojego ucha
D: O... Trevorze
Ogier spowarzniał.
D: I o tym, że on będzie się zajmował bliźniakami
K: Bliźniakami?
D: Chcę mu dorzucić większy ciężar - uśmiechnęłam się szeroko, specjalnie dla mojego ukochanego
...Kyarameru...
 K.Nie,nie rob tego.-spowazniali spochmurnial.- Dobra Alfa,to litosciwa Alfa.
D.Ale...-zdziwila sie.
K.To znaczy ze nie pochwalam tego, wiec wolalbym zebys tego nie robila. - spojrzal w niebo. - Jesli chcezs by cie szanowali,niczego mu nie rob. Juz go wystarczajaco ukaralem.
Daisy cos mruknela a Kyar wyszedl z groty.''Tak za toba tesknie,ojcze.''-pomyslal smutny.
D.Jestes na mnie zly?-zapytala.
K.Nie.-odpowiedzial.-Tak,ale nie moge przestac cie kochac.
Klacz przytulila sie do ogiera i razem ogladali ksiezyc.
D.Tu jest slicznie w nocy.-powiedziala.
K.Wiem.
Ogier zastrzygl uszami a klacz zrobila to samo,po calej grocie rozeszla sie nieziemska muzyka a po chwili z ciemnosci nocy wylecial ognisty feniks.
Podlecial do ogiera i usiadl mu na grzbiecie,tulac glowke do smolisto-czarnej grzywy.
...Daisy...

D: Co to za feniks? - spytał, patrząc na zwierzę
K: Skąd ja mam wiedzieć? Widzę go pierwszy raz - powiedział
D: Ech... Kim jetseś? - zwróciłam się do ptaka, mając nadzieję, że odezwie się
E: Mam na imię Estella - powiedziała dźwięcznym głosem
D: Mogę wiedzieć czemu przytulasz się do mojego partnera?
E: Przepraszam, ale boję się...
D: Czego? - w jej głosie naprawdę było słychać strach
E: Jestem... No cóż, można powiedzieć Księżniczką Niebios... Wszystkie zwierzęta, które pochodzą z tego, że dobrze latają, muszą mnie słuchać. 
D: Och, nie wiedziałam - ukłoniłam się przed nią
E: Nie przesadzaj... - westchnęła i rozejrzała się nerwowo
D: Więc jakie niebezpieczeństwo wam zagraża?
E: Pewne stado koni... Nie znam nazwy...
D: Nie rozumiem... Przecież one nie są ci poddani, chyba, że to stado pegazów...
E: Nie, to są czarne konie, bez skrzydeł...
D: Więc dlaczego grozi wam niebezpieczeństwo? - spojrzałam na Kyarameru, mając nadzieję, że on to rozumie.
...Kyarameru...
 K.Tak,one maja moc latania!-wymyslil kary ogier.-Dodatkowo moga panowac nad pogoda ktora wam nie sprzyja.
E.Tak,baardzo dobrze.
D.Wiec chcesz bysmy je pokonali?
E.Zrobisliscie by to dla mego ludu?-zapytala z nadzieja.
D i K.Tak.odpowiedziala para zgodnie.
E-Dziekuje!Tak bardzo wam dziekuje.-nagle wysypal sie z jej skrzydel zloty proszek.-To Ekscidium Alatrecó,pyl dzieki ktoremu mozna ulecvzyc a takze zwiekszyc sily osoby na ktorym go uzyto.
Po chwili wyjela sakiewke z pylem za skrzydla.Wyjasniajac:
-To dla was,gdyz walka z tzym stadem wiele ryzykujecie.Pozniej dostaniecie wiele innych eliksirow.Moje feniksy beda zawzse obok was by was uleczyc.

...Daisy...
D: Dziękujemy - uśmiechnęłam się do ptaka
E: To ja dziękuję za pomoc... - powiedziała, po czym rozpostarła wielkie skrzydła i wzbiła się w powietrze.
K: Poczekaj! - zawołał mój ukochany
Feniks zatrzymał się i spojrzał na nas z góry.
K: Możemy lecieć z tobą? - spytał
E: Jak? - uniosła brew
D: Mamy pewny eliksir, dzieki któremu można mieć skrzydła, jednak tylko na jeden dzien.... Tylko musiałabym pójść do druida, dasz nam chwilę?
E: No dobrze... - zaczęła zlatywać na ziemię, po czym usiadła mi na ramieniu. 
D: Poczekasz tu czy chcesz się załapać na teleportowanie?
K: Jeszcze się pytasz?  -wyszczerzył zęby, po czym złapał mnie za ogon. 
Po chwili byliśmy już w pracowni druida. Jak zawsze, pracowała tam nasza Chanel. Kiedy ujrzała Estellę, zrobiła wielkie oczy
D: Nie czas na wyjaśnienia, daj nam kilka Łez Espany- powiedziałam szybko
C: Mam tylko 4 flakoniki... - powiedziała cicho
D: Wystarczy... Dawaj, szybko! - pospieszyłam ją, a Nel już dała mi 4 flakony z przezroczystym płynem. Teleportowałam się spowrotem ,jednak teraz nie udało mi się zachowac gracji i cała trójka wylądowała na ziemi. Dzięki Bogu eliksiry były całe
...Kyarameru...
K: Daisy.-rzucilem lekko z wyrzutem.
D: Wiesz,Kyar,to nie jest takie proste.-warknela.
K: Dobra,dobra. Spokoj.-powiedzalem.-Nic sie nie stalo.
Daisy tylko warknela i rzucila mi flakonik,szybko zlapalem go i spojrzalem na klacz z dezaprobata.
Otworzylem go i wypilem jedym duszkiem cala zawartosc,a klacz uczynila to samo.
E: Pospieszcie sie.-ponaglala
K: Juz,juz.-mruknalem.
D: Dobra,lecimy!-krzyknela Daisy.
Spojrzalem na swoj grzbiet,a na nim byly dwa czarne skrzydla,jak u kruka.
Ruszylem nimi i troche unioslem sie w powietrze.
Pewniejszy siebie zaczalem nimi 'machac' i unosilem sie w powietrze,coraz wyrzej.

...Daisy...

Gdy tak lecieliśmy, wyczuwałam, że Kyar był zachwycony. No cóż, pierwszy raz w życiu latał. Gdy ja pierwszy raz wzbiłam się w powietrze o mało nie zaczęłam piszczeć z podniecenia.
Jednak po chwili już lecieliśmy w dół.
D: Mówiłaś, że oni potrafią latać - powiedziałam
E: Owszem... - powiedziała, lecąc z przodu. Po chwili jej łeb zaczął znikać, potem tułów, a na koniec ogon! Leciałam z tyłu i ujrzałam, że Kyar zniknął tym samym sposobem. Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy, po czym przyspieszyłam. Kiedy otworzyłam oczy byłam w całkowicie innej krainie! Teraz unosiłam się nad fiołkowymi drzewami, które przeszywały błękitne potoki i strumienie. Westchnęłam, zdumiona widokiem, jednak od razu spojrzałam przed siebie. Wtedy zauważyłam, że przede mną nie ma ani Estelli ani Kyara. Rozejrzałam się i ujrzałam, że już pikowali w dół. Zrobiłam to samo i jako pierwsza wylądowałam na ziemi z nadzwyczajną gracją. Po mnie wylądował Kyar, a następnie usiadła mi na ramieniu Estella.
D: Gdzie oni są? - spytałam, jednak po chwili już wyłoniło się kilka czarnych koni. Poznałam, że 2 z nich to klacze.
- Co wy tu robicie? - warknęła jedna z nich. Druga patrzyła na Kyara. Jej wzrok był tak ohydnym, że zachciało mi się rzygać. Patrzyła na niego pożądliwym wzrokiem, jakby chciała rzucić się na niego i zacząć całować.
D: Chcę porozmawiać z Alfą - spytałam
- To ja - klacz splunęła mi prostu w twarz. Kyar położył uszy po sobie, jednak ja miałam gdzies ten gest. 
- Czego chcesz?
D: Chciałabym was prosić, abyście opuścili te tereny lub chociaż przestali krzywdzić zamieszkałe tu zwierzęta. - powiedziałam spokojnie
Jakiś ogier prychnął.
- Ty wredna żmijo. - klacz popatrzyła na Estelle - Jesteś takim tchórzem, że zwołujesz tu jakieś zapchlone konie, by ci pomogły?
K: Nie nazywaj jej tak - powiedział odważnie Kyar, wychodząc im na przeciw. Tym gestem również zasłonił soba mnie i feniksa. 
- Ty się nie wtrącaj - warknęła i przeszła obok niego, podchodząc do mnie
- Won z moich terenów
D: To nie twoje tereny! One należą do Estelli! - krzyknęłam, a klacz dała mi w twarz. Wściekły Kyar kopnął ją od tyłu, prosto w zad. Po chwili zaczęła krzyczeć, a reszta jej stada nie wiedziała co zrobić. 
D: Moja kolej - powiedziałam do Kyara, mrugnęłam do niego i spojrzałam w oczy Alfie. Po chwili padła trupem
K: Won z tych terenów. Nie macie już Alfy, więc nie ma kto uratować waszych śmierdzących zadów - warknął Kyar. Kilka osobników z wrogiego stada już miała się wycofać, jednak pozostali przywołała ich do porządku.
D: Won! - krzyknęłam. Stado uciekło, przerażone moim krzykiem
D: I zostawcie w spokoju królestwo Estelli! - krzyknęłam po raz kolejny