Narodziny Daiquiri i Carlosa (Trevor)

Chodziłem po lesie wściekły na siebie.
"Jak ja się dałem jej tak omamić!?" - ta myśl ciągle chodziła mi po głowie.
Westchnąłem i wyszedłem na polanę gdzie leżała Dai a obok niej Kyar. Parsknąłem, odwróciłem się i ruszyłem gdzieś przed siebie.Jaka przesłodka z nich parka... zresztą na co ja liczyłem gdy zadawałem się z klaczą która nie dość, że jest w związku z ogierem to jeszcze ma z nimi źrebaki. Skręciłem w bok kiedy nagle usłyszałem krzyk Dai. Przystanąłem i zastanawiałem się, czy mam tam podbiec, czy nie. W końcu jest przy niej Kyar, ale jednak coś się we mnie złamało, odwróciłem się i ruszyłem w kierunku polany. 
Gdy tylko wyłoniłem się zza drzew podbiegł do mnie ogier i spojrzał na mnie znacząco. Lekko przytaknąłem łbem i ruszyłem w kierunku klaczy, wiedziałem, że zaraz mają na świat przyjść moje dzieci... a to, czy potem zginę z rąk Kyara czy Dai to już los pokaże... Klacz sapała z wykończenia, przyłożyłem nos do jej brzucha i wymamrotałem zaklęcie. Dai się rozluźniła nie czując już bólu... Po paru minutach na świat wyszły dwa piękne źrebaki.... 

Imię: Carlos (Karlos)
Przezwisko: Caro (Karo)
Płeć: Ogier
Rodzice: Daisy i Trevor
Historia: Urodziłem się dnia 25.07.2013
Adopcja: Nie 

Imię: Daiquiri
Przezwisko: Dai Juniorka, Dari, RiRi 
Płeć: Klacz
Rodzice: Daisy i Trevor
Historia: Urodziłam się 25 lipca u boku mamy, taty i ojczyma, Kyarameru
Adopcja: Nie

...Daisy... 
Trevor uśmiechnął się zwycięsko. Ostatką sił też się uśmiechnęłam, a po chwili odleciałam...
~~Jakiś czas później
Obudziłam się w grocie mojej i Kyara. Ujrzałam go, czuwającego nade mną. Był czymś wyraźnie zdenerwowany
K: Daisy... - odetchnął z ulgą. Czyli był zdenerwowany przeze mnie?
D: Co... Co się stało? - spytałam, zdezorientowana
K: Ty żyjesz... - udawał, że nie słyszał mojego pytania
D: Kyar, co się stało?
K: Och...A co się miało stać? - warknął
Czyli poznałam już odpowiedź. Było już po wszystkim. Źrebaki pojawiły się na świecie. 
D: Gdzie one są?
K: U Weriany... - powiedział
Wstałam i już miałam do nich iść, gdy spytał:
K: Gdzie idziesz?
D: A gdzie mogę iść?
Ogier westchnął, tym razem zasmucony. Od razu się odwróciłam i ujrzałam w jego oczach żal.
D: Co się stało? - podeszłam do niego i spojrzałam mu głęboko w oczy
K: Bo teraz zapomnisz o mnie...Teraz będą ci na głowie tylko źrebaki, zostaniesz z Trevorem... - jego głos prawie się załamał
D: Jak możesz tak myśleć? Nigdy cię nie opuszczę, naprawdę - szepnęłam - Za bardzo cię kocham
K: To czemu nie masz tych źrebaków ze mną?
Na to pytanie nie umiałam odpowiedzieć. Spuściłam łeb, jednak nadal wyczuwałam, że mój ukochany jest rozżalony i rozdarty. Tak, jak ja.
...Kyarameru...

K: Wiesz..to ty idz to tych waszych zrebakow...a ja sie przejde.-powiedzialem ogier.
D:Ale...-zaczela biala klacz,jednak ogier juz byl daleko poza grotom.
''Pierw do Nel,a pozniej...nie mam pojecia.'',pomyslalem.
Pedzac przez las do groty Chanel,naszego druida duzo rozmyslalem,o mnie,o Dai,o Torr'ze,o zrebakach ktore sie niedawno urodzily.
''Najlpeiej bedzie jesli znikne z jej zycia.'',pomyslalem.''Niech bedzie szczesliwa z tym kundlem.''
Bieglem dalej i w koncu dotarlem na miejsce.
K: Czesc Chan.-powiedzialem ponuro.-Mozez mi dac eliksir zmieniajacy masc?
C: Jasne.-weszla do groty.-Prosze.-powiedziala podajac flakonik z zielonym plynem.
K:Dzieki.-powiedzialem i pobieglem do rzeki,ktora leniwie plynela w polizu lasu.
Szybko otworzylem buteleczke i jednym chaustem wypilem zawartosc.
Spojrzalem w tafle wody i z drugiej strony spojrzal na mnie masywny siwy ogier.

...Daisy...

Przechadzałam się po lesie, wsłuchując się w śpiew ptaków i szum rzeki. Nie byłam jeszcze u źrebaków, bo cały czas szukałam Kyara. Niestety nigdzie nie mogłam go zobaczyć. Spragniona, podeszłam do rzeki, a tam ujrzałam siwego ogiera. Zdziwiłam się na jego widok, gdyż naprawdę go nie znałam. Jednak mimowolnie powiedziałam:
D: Ky... Kyar?
Ogier podniósł łeb i spojrzał na mnie. Poznałam go od razu - tylko on miał takie głęboki oczy.
D: Coś ty ze sobą zrobił! - powiedziałam, załamanym głosem
K: A co? Nie wolno mi? - warknął
D: Och... Co ci się stało? Jeszcze nigdy tak do mnie nie powiedziałeś!
K: No i?
W moich oczach pojawiły się łzy, jednak nie uoniłam ani jednej. Byłam silna i odbiegłam do niego do Chanel. Skoro on zrobił to, to czemu ja nie mogę?
D: Chanel? - rozejrzałam się nad jeziorkiem
C: Tu jestem! - zaowłała i wyłoniła się zza krzaków
D: Daj, proszę Szmaragdową Mgiełkę - powiedziałam
C: Co was z tym napadło? - westchnęła, ale podała mi zielony flakonik. Teleportowałam się z powrotem, do Kyara. Spojrzał na mnie znowu, a ja otworzyłam flakonik i duszkiem wypiłam zawartość.
...Kyar...

K.Ładnie wyglądasz...-powiedziałem czule i troskliwie,jednak po chwili zmieniłem ton głosu na oschły.-Nie myśl że to coś zmienia i że wyprowadziłaś mnie z równowagi,nie,równowagę już dawno straciłem.
Spojrzałem za siebie zauważyłem tam gęsty lasek.Nie był on jednym z naszych terenów.
Po chwili namysłu wszedłem do niego ignorując zduszony krzyk mojej partnerki.
Od razu uderzył mnie straszliwy odór bagien.Zgniłe od wody rośliny,ruchome piaski,trująca woda..a przy tym różne najmożliwsze jadowite stworzenia.
Mokradła?Moczary?
Bez chwili zwłoki wyleciałem jak strzała z bagien.
K. Mamy zakazany teren,bagna,ah,oczywiście jeśli się zgadzasz.
D. Ok..