Nirvana

Odkąd moja rodzina zginęła od ataku wrogo nastawionych wilków, mam tułaczkę po świecie. Wszystko straciło dla mnie sens życia, istnienia. Chodziłam po różnych terenach. Spałam gdzie popadnie. Jadłam co popadnie. Doskwierała mi samotność. Głodowałam i miałam silne pragnienie. W końcu trafiłam na osobniki podobne do mnie. Po cichu skradałam się, aby ich nie wystraszyć. Zobaczyłam potężnego białego jak śnieg ogiera:
K: Hej, jesteś tu nowa? Jak ci na imię?
Nv: Nirvana..
K: Jestem Kyar. Chcesz dołączyć do stada?
Nv: Tak!
I radośnie poszłam za ogierem, który postanowił pokazać mi moją nową grotę.

Narodziny Sophie (Daisy)

To był właśnie ten dzień. To właśnie dziś miał urodzić się mój kolejny źrebak. Byłam taka szczęśliwa, że mogłabym skakać.
Leżałam na łące, wygrzewając się w słońcu i czekając na pierwsze znaki. W końcu mój brzuch przeszył ostry ból.
D: Kyar! - ogier błyskawicznie do mnie podbiegł, bo od ostatniego razu nie odstępował ode mnie na krok - To już!
Ogier przejął się tym, choć raz już to przeżył. Uśmiechnął się do mnie, a ja próbowałam zrobić to samo, jednak ból był niemiłosierny. Mój ukochany pobiegł po Diabla. Po krótkiej chwili zjawili się tutaj oboje.. Diablo od razu do mnie podbiegł, a Kyar spojrzał na mnie i też podszedł.
Diablo zaczął mówić do mnie kojącym głosem, aż w końcu pojawił się. Opadałam z sił, jednak zdążyłam ujrzeć białego źrebaczka.
ED: Gratulacje mamo! - ucieszył się - Macie zdrową córeczkę!


Imię: Sophie
Przezwisko: Tina
Płeć: Klacz
Rodzice: Mama - Daisy, ojciec - Kyarameru
Historia: Urodziłam się dnia 29.08.2013r.
Adopcja: Nie

Carlos - Moce

Chodziłem po łące, znudzony życiem. Nagle przed moimi oczami pojawiła się wizja mnie walczącego zajadle z wilkami. Obraz szybko zniknął, tak samo jak się pojawił. Byłem tym mocno zdziwiony, jednak postanowiłem pójść w miejsce, gdzie siebie widziałem, czyli do Kopytnego Lasu.
Kiedy szedłem przez las, usłyszałem warczenie. Rozejerzałem się i zobaczyłem kilka wilków, groźnie na mnie patrzących. Byli dokładnie tacy sami, jak ci z tamtej wizji. Położyłem uszy po sobie i zaryłem kopytem ziemię. Wilki zaczęły do mnie podchodzić, aż w końcu rzuciły się na mój kark. Zacząłem wierzgać, na szczęście zrzuciłem je z siebie. Niestety od razu wstały i zaczęły się do mnie zbliżać
Ogarnęła mnie furia. Wokół mnie, na ziemi pojawił się jakiś czerwony krąg, z którego wyłonił się czerwony smok! Zaczął walczyć z wilkami, jednak moja agonia nie ustawała. Cały czas byłem wściekły. Nagle z nieba pojawił się biły snop. Walnął on w ziemię z wielką siłą, zabijając wilki. Kiedy smok zniknął, opadłem na ziemię, wykończony i przerażony. Nie marzyłem teraz o niczym takim jak o odpoczynku i jedzeniu. Kiedy tylko pomyślałem o czerwonych i dorodnych jabłkach, te pojawiły się przy mnie!Było to co najmniej dziwne, więc wstałem i poszedłem do ojca.Nadal byłem wykończony,jednak te sprawy bardziej mnie intrygowały.Ten powiedział mi,że po prostu odkryłem swoje moce czyli-Magia 4 żywiołów,Smoczy skowyt,Inokineza,,Boska furia,Boskie oko.To o tym pierwszym to on wymyślił,gdyż jego matka miała taką moc,więc to było pewne,że i ja ją będę miał.

El Diablo - Poznanie nówki

Chodziłem po terenach stada, szukając matki. Musiałem się nią teraz zajmować, gdyż przez eliksir była w zaawansowanej ciąży. Moim zdaniem Chanel przesadziła ze skracaniem ciąży do 4 dni. Przez to klacze czuły się jeszcze gorzej!
Kiedy tak chodziłem, jakiś ogier na mnie wpadł. Spojrzałem na niego. Był potężnym, karym ogierem. Wiedziałem, że do stada dołączyły dwa nowe czarne ogiery, jednak nie umiałem ich rozpoznać.
H: Uważaj jak chodzisz
ED: Uważasz, że to ja wpadłem na ciebie? - uniosłem brew
H: A może nie?
ED: No właśnie nie. Kim jesteś?
H: Mam na imię Hades. A ty?
ED: El Diablo. Niedawno tu dołączyłeś, nie?
H: Taa...
ED: Jako kto?
H: Szaman. Co się tak interesujesz? Kronikę spisujesz?
ED: Nie. Ale chcę wiedzieć co nieco o członkach stada moich rodziców
H: Więc jesteś synem przywódców?
ED: Tak. 

...Hades...
H: No to jesteś nieźle ustawiony.
ED: Hmm?
H: No wiesz, ojciec zdechnie to ktoś musi go zastąpić, nie?
ED: O to się nie martw, mój tata jeszcze się nigdzie nie wybiera.
H: Macie tutaj zielarza?
ED: Nie, a co?
H: Medyka, Druida?
ED: Ja jestem Medykiem a Druidem Chanel.
H: Będę się musiał przejść do niej.
ED: Po co?
H: Nowy teren, więc nowe zioła, muszę się dowiedzieć jakich ona składników używa do eliksirów.
ED: A ty czasem nie jesteś szamanem?
H: Może i jestem, ale zioła, magia i te inne to moje hobby. - uśmiechnął się.
ED: Hah! Hobby!
H: A ty Ed jakie masz hobby?
ED: Nie jestem ED! Tylko El Diablo!
H: No widzisz, E plus D równa się ED. Właśnie! Ty jesteś medykiem, nie?
ED: Nom?
H: Chodź się przejdziemy i opowiedz mi coś o tych roślinach.

...El Diablo...
 ED: Dwie podstawowe rośliny to Pęd Espany i Wiciokrzew Esariye. Są one identyczne, jednak ten drugi zawiera w sobie truciznę, a ten pierwszy lekarstwo na prawie każde rany. Rozróżnić je można tylko poprzez...
H: Spróbowanie? - zażartował
ED: To też. Jednak Chanel wpadła na pomysł jak je lepiej rozpoznać. Wystarczy tylko wysuszyć jeden liść. Jeżeli, jako suchy liść, będzie zielony to znaczy że to Pęd. Jeśli będzie czarny to Wiciokrzew
H: Pomysłowe.
ED: Pochwały do Nel, nie do mnie.
H: A opowiesz mi o pozostałych?
ED: Koleś, jestem medykiem od kilku dni! Dopiero uczę się o roślinach! - powiedziałem
H: A twoja matka jest twoim królikiem doświadczalnym? W kwestii ciąży?
ED: Nie mów tak o niej. Opiekuję się nią, nie leczę. Rozumiesz?
 
...Hades...
H: Powiadasz, że jesteś medykiem od kilku dni ...
ED: Nom?
H: I nadal się uczysz.
ED: No, tak?
H: To co ty robiłeś wcześniej? Czyli, że co? Mamy medyka, który gówno się zna na roślinach?
ED: To nie moja wina, że nie mamy nauczycieli!
H: No to może coś z tym zrób?
ED: Niby co?
H: Jesteś synem alfy! Nie?
ED: No nie wiem.
H: Jak nie wiesz, jak jesteś. Idź do mamy i niech załatwia nauczycieli, bo to kiepsko będzie. A poza tym to ja w twoim wieku miałem opanowane wszystkie rośliny z mojego rejonu.
ED: Pfy! A wiesz jak bardzo mnie to obchodzi?! - Hades się zaśmiał.
H: Więc idźże do matki i jej powiedz, że w waszym stadzie będą same głąby jak nie będą chodzić na zajęcia.
ED: Jak Ci się nasze stado nie podoba to żegnam!
H: No jeśli chcesz to mogę odejść, ale wiedz, że dobrze Ci radzę.
ED: Pfy!
H: No dobra, jak chcesz. Jak coś ja mogę uczyć przyszłych Szamanów, Medyków, Druidów i Zielarzy. - zaśmiał się i odszedł.
 
...El Diablo...
"Ciekawe jak, skoro nic nie wiesz o naszych roślinach" - pomyślałem, prychając. Pobiegłem za nim, chcąc mu dowalić, jednak nigdzie go nie znalazłem. Westchnąłem i poszedłem do lasu, szukając Chanel. Niestety ostatnio zniknęła, bo nikt jej nie widział. Kto wie, może trzeba będzie otworzyć jej poszukiwania?
Postanowiłem poszukać jakiegoś nowego terenu. Kiedy przeszedłem Kopytny Las wyszedłem na piękne ogrody. Widziałem dwie partie tych ogrodów. Postanowiłem, że jeden nazwę Chińskim, a drugi Tęczowym. Pobiegłem do Kyara, mówiąc mu o dwóch nowych terenach. Powiedział, że zmieni nazwy, jednak nie powiedział mi jakie.

Hades

Mój ojciec miał na imię Ozyrys a matka Izyda. Byłem ich pierwszym żywym źrebakiem, więc radości nie było końca. Właśnie ... nie było. Zawsze mieli mnie na oku i do wszystkiego się wtrącali, nie mogłem nigdzie iść sam. Rozumiem, że matka poroniła już 5 razy, ale to nie oznaczało, że musiała być przy mnie w każdej chwili. Kiedy skończyłem rok zacząłem uciekać wieczorami z groty. Szybko odkryłem moc teleportacji, więc nie było z tym żadnego problemu, oni poszli spać to ja dopiero zaczynałem żyć. Od zawsze interesowałem się magią, ziołami i istotami pozaziemskimi, więc w wieku 2 lat zostałem Szamanem, chociaż nadawałem się też na Druida, Medyka i Egzorcystę.
Nasze stado od zawsze walczyło ze stadem Mrocznych Smoków, zamieszkiwały one Upiorny Las, gdzie często przebywałem. Smoki obiecały mi władzę i wolność, w zamian za dostarczanie im informacji. Trudno było się nie zgodzić.
Któregoś dnia nie zauważyłem jak klacz imieniem Lorraine śledziła mnie. Kiedy wróciłem do stada przywódca dowiedział się o wszystkim i wyrzucił mnie. Moi rodzice byli zrozpaczeni, lecz mało mnie to obchodziło. Odszedłem bez żadnego problemu.
Pewnego dnia spotkałem biało - brązową klacz. Kiedy mnie zauważyła podbiegła o mnie.
Nt: Hej! Jestem Natalie a tobie jak na imię?
H: A co Cię to?
Nt: Chciałam być miła. - posmutniała.
H: Hades.
Nt: Szukasz stada?
H: Nie.
Nt: No dobra... to może chociaż coś byś zjadł razem z nami.
H: Z wami?
Nt: Ze mną i członkami naszego stada.
Po chwili zauważyłem drugą klacz zmierzającą w naszym kierunku.
D: Witajcie.
Nt: To jest Hades. - uśmiechnęła się.
D: Jestem Daisy. A Ciebie co tutaj sprowadza?
H: Nic? Tak se łażę?
D: Chciałbyś do nas dołączyć?
H: Ehh.... no na chwilę mogę zostać.
D: W takim razie chodź za nami.
Ruszyliśmy wolnym stępem na łąkę. Po drodze klacze zadawały mi mnóstwo pytań na które odpowiadałem. Ominąłem tylko pewien fakt i powiedziałem, że sam odszedłem ze starego stada. 

Nadia de Marcant - Wyprawa

NDM: Matko, jakie nudy - powiedziałam sama do siebie, będąc na łące. Jak mi się nie chciało siedzieć tak bezczynnie! W końcu postanowiłam, że przejdę się na Moczary. Ponoć to nowe, zakazane tereny. Trudno, niech se będą zakazane
Pokłusowałam w stronę Moczarów, mijając Daisy. Zauważyła na mojej twarzy podekscytowanie i zatrzymała mnie:
D: Gdzie się wybierasz?
NDM: Nie mogę się już nawet przejść? - prychnęłam
D: Nadi... - nie dokończyła, bo mnie już tam nie było. Już galopowałam przez cuchnące Moczary, szukając przygód.
Jednak nie zauważyłam, że przede mną było wielkie bagno i wpadłam do niego. Nie potrafiłam się wydostać, bo gdy tylko zrobiłam jeden ruch, bardziej się zapadałam. Ogarnęła mnie rozpacz. Jak moje łzy miałyby mi tu pomóc? Przecież one nie potrafią teleportować, a tylko taka moc by mi pomogła! Nawet żywioł ziemi nic by nie wskórał, a nawet gdyby nie miałam sił by go użyć. Do moich oczu napłynęły łzy, jednak nie te magiczne. Były to łzy smutku i żalu. Ostatni raz spróbowałam się wydostać, aż w końcu opadłam z sił.
Kiedy myślałam nad tym ile ja dni przeżyję w tym miejscu, poczułam, że coś mocno ciągnie mnie za grzywę. Ta siła pomagała, bo dzięki niej pomału wychodziłam z bagna. Kiedy w końcu ten ktoś mnie wyciągnął i puścił odwróciłam się i ujrzałam srebrnego konia. Od razu zobaczyłam coś, co przeraziło mnie nie na żarty. Dany koń na swoim łbie nosił ogłowie, co mogło oznaczać tylko jedno. Ludzie byli w pobliżu. Jeszcze nigdy nie czułam takiego strachu, nawet w błocie
EDS: Witaj, jestem Esmeralda de Sanguín
NDM: Ty... Tu są ludzie! - krzyknęłam, przerażona. ogier wywrócił oczami
EDS: Chodzi o to ogłowie? Och, proszę, daj to wytłumaczyć
Nic nie rozumiałam, więc siedziałam cicho
EDS: Więc w odległości 100 mil nie znajdziesz ani jednego człowieka. Czemu wyglądam tak jak wyglądam? No cóż... Urodziłem się w stadninie koni. Okazałem się tam bardzo mądrym i silnym koniem. Dodatkowo byłem bardzo szybki, więc wzięli mnie do zawodów. Wygrywałem naprawdę każde zawody, jeszcze nigdy nie przegrałem. Jednak koń z wiekiem się starzeje, prawda? W końcu osiągnąłem wiek 10 lat i nie byłem już taki jak kiedyś. Nie miałem już swojego miejsca wśród innych. Pewnej nocy, kiedy byłem na łące, uwiązany, usłyszałem czyjeś kroki. Po chwili usłyszałem tylko 2 strzały. Zlęknąłem się, jednak poczułem, że lina już mnie nie trzyma. Zrozumiałem, że jeden nabój przebił linę. Odbiegłem, przestraszony. W biegu poczułem straszny ból w prawej przedniej nodze. Właśnie w nią trafił drugi nabój. Od tamtego czasu mieszkałem w lesie nieopodal. Tam wyzdrowiałem i znów wróciłem do formy, pomimo mojego wieku. Wiem, wydaje się do bardzo dziwne, jednak jest to prawdą.
W końcu tamten las już mi się znudził i wyruszyłem szukać jakiegoś miejsca, gdzie mogłem poczuć się wolny. Niestety wkroczyłem na te bagna i nie umiałem stąd wyjść. Od tamtego czasu ratuję inne konie, które wpadają w to błoto.. - westchnął
NDM: Ile masz lat?
EDS: Dwadzieścia.
Zamurowało mnie. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak starego konia. A iż był tak sędziwy musiał wiedzieć dużo
NDM: Wyglądasz na dużo mniej
EDS: Wiem. Czasem widzę swoje odbicie, w brudnych kałużach, ale widzę. I chyba moją jedyną mocą jest to, że nigdy nie zmienię wyglądu - westchnął
NDM: Ja bym z tego powodu się cieszyła
EDS: A ty? Co tutaj robisz?
NDM: Poszłam na bagna, bo chciałam odkryć jakąś przygodę. W moim stadzie są straszne nudy
EDS: Masz stado? Swoje własne
NDM: Nie, tylko tam należę. Jak chcesz, mogę ci pokazać je - uśmiechnęłam się promiennie
EDS: Byłbym wdzięczny. Jednak wątpię, żebym tam dołączył
NDM: Nie musisz. Możesz poznać konie ze stada i odejść. Jak chcesz - rozejrzałam się, szukając miejsca, z którego przyszłam
NDM: No pięknie... - warknęłam
EDS: Co?
NDM: Nie mam pojęcia skąd przyszłam. Zgubiłam się.
 

...Ciąg dalszy...
EDS: Jak to? - zmarszczył czoło
NDM: Tak to. Nie mam pojęcia czy przyszłam z północy, czy z południa. Nie wiem, którędy wracać - powiedziałam i spuściłam łeb. Nie płakałam, bo nie miałam po co. Przecież i tak nie miałam nikogo w stadzie, nie? Było mi przykro, bo nie miałam gdzie się podziać.
EDS: Mi się wydaje, że chyba z południa
NDM: A mi, że ze wschodu...
EDS: Możemy pójść najpierw na wschód - uśmiechnął się
NDM: No dobra. - westchnęłam
EDS: Chodź - po czym kłusem pobiegł na wschód. Myślałam, że tam jest zachód, jednak nie chciałam się wtrącać. W końcu on tu był już kilka lat, a ja niecały dzień.
EDS: Opowiedz mi o swoim stadzie, proszę - poprosił, biegnąc
NDM: Po pierwsze to nie moje stado
EDS: A jak się tam znalazłaś?
NDM: Jako źrebak, czyli jakieś trzy lata temu, znalazła mnie Alfa z jej... Przyjacielem - to słowo źle opisywało Trevora. Najpierw chciałam go nazwać kochankiem, jednak wtedy byli jeszcze tylko przyjaciółmi. Jeszcze.
EDS: Co z twoimi rodzicami?
NDM: Nie pamiętam ich. Wiem tylko, że byłam chyba nad Wybrzeżem i tam mnie znalazła śnieżnobiała klacz i masywny ogier.
EDS: A nie pamiętasz tez jak się tam znalazłaś?
NDM: Nie. Nic.
EDS: Przykro mi - powiedział cicho
NDM: Nie ma czego. Tak czy siak porzucili mnie. Tego jestem pewna
EDS: Skąd wiesz?
NDM: Jak byłam mała, byłam strachliwa. Sama bym raczej od nich nie uciekła, nie?
EDS: No chyba tak... - pokiwał głową
NDM: co to jest? - spytałam, wskazując przed siebie.

...Ciąg dalszy...
Wydawało mi się, że na tych bagnach nie znajdę nic pięknego, jednak się myliłam. Była to kolorowa polanka, pełna wielkich i pachnących kwiatów. Nie znałam żadnego z nich, choć trochę wiedziałam o niektórych.
EDS: Są egzotyczne, więc raczej nie znasz ich gatunków...
NDM: I się nie mylisz... - wtedy zauważyłam, że na większości kwiatów siedzą olbrzymie, tęczowe motyle. Nigdy nie widziałam takich wielkich. Niektóre były dużo większe od mojego łba, ale inne były mniejsze od mojego kopyta.
NDM: Jakie piękne! - powiedziałam zachwycona. Nie usłyszałam mojego towarzysza, więc rozejrzałam się, szukając go. Nigdzie go nie było. Zrobiło mi się smutno, że mnie opuścił.
EDS: Nadio... - usłyszałam nagle. Rozejrzałam się i ujrzałam, że Esmeralda de Sanguín podchodził do mnie z kwiatem w pysku. Kwiat był podobny do smolinoska, jednak dużo większy. Siedziały na nim pomarańczowe motyle, które były w tym samym kolorze co kwiat. Dodatkowo pomarańczowy to mój ulubiony kolor.
Niespodziewanie ogier położyłem delikatnie przede mną kwiat, a sam uklęknął. Nie rozumiałam o co chodzi, póki nie zaczął mówić:
EDS: Nadio de Marcant czy zostaniesz moją partnerką? Od kiedy cię poznałem, zakochałem się w tobie. Proszę zostań moją partnerką.
NDM: Weź przestań! Nie jesteś w moim typie! Poza tym jesteś...
EDS: Stary, tak? - powiedział głową. Pokiwałam głową.
Wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam. Pode mną otworzyła się ziemia, tworząc jakiś portal. Wiedziałam, że ogier ukrywał przede mną, że ma moc Piekielnego Gniewu i że zaraz mam zginąć śmiercią okrutną.
Wiedziałam, że tak ogier mści się za to, że nie zostałam jego drugą połówką.
 

...Ciąg dalszy...
Czyli tak miałam skończyć? Zabita przez nieudanego partnera? Przez to, że nie chciałam być ukochaną 5 razy starszego ode mnie ogiera?
Już pomału zaczynało mi braknąć tchu, serce biło coraz wolniej. Portal wolno i boleśnie zabierał mi życie...
C: Zostaw ją! - krzyknął jakiś ogier. Rozejrzałam się i ujrzałam jasną sylwetkę. Zaczęła robić się coraz jaśniejsza, a blask mnie oślepiał. Po chwili wszystko zrobiło się białe, a ja padłam na ziemię.

~Długi czas potem
Obudziłam się na kolorowej polance, w wysokiej trawie. Czułam się już normalnie, moje serce biło w zwykłym tempie. Podniosłam łeb, aby zobaczyć mojego wybawcę.
C: Oszczędzaj siły - głos doszedł z mojego boku. Spojrzałam się w tamtą stronę i ujrzałam, że u mojego boku leżał siwy ogier. Poznałam w nim mojego bohatera oraz Carlosa, syna Daisy i Trevora.
NDM: Ty mnie uratowałeś? - chciałam się upewnić
C: Co to był za koleś? Przecież nie należał do naszego stada! - uniknął odpowiedzi na moje pytanie
NDM: Nazywał się Esmeralda de Sanguín...
C: On miał ogłowie, nie?
NDM: Tak. Kiedyś uciekł od ludzi i mu zostało.
C: Co ty z nim robiłaś? Czemu chciał cię zabić?
NDM: Bo poszłam na Moczary, tak po prostu z nudów. Wpadłam wtedy w jakieś bagno i on mnie uratował.. Wtedy umiałam określić drogi powrotnej, więc poszliśmy przed siebie. Tam znaleźliśmy tą łąkę. Potem poszedł po taki pomarańczowy kwiat z motylami i powiedział, że chce zostać moim partnerem. Odmówiłam mu, bo miał chyba 15 lat. Ten się wściekł i chciał mnie zabić... A ty... Co z nim zrobiłeś?
C: Odesłałem do miejsca, gdzie powinien trafić już dawno temu.
NDM: To znaczy?
C: Do nieba, a raczej piekła, że chciał zabić taką klacz, jak ty - uśmiechnął się do mnie
NDM: Ech... Nawet go polubiłam, ale jak mi z tym wyskoczył - przewróciłam oczami i zachichotałam, po czym próbowałam wstać
C: Już odpoczęłaś?
NDM: Nie, ale mam na to swoje sposoby. - uśmiechnęłam się tajemniczo - Obraź mnie
C: Słucham? - spojrzał na mnie zdziwiony
NDM: Obraź mnie. Już!
C: Po co?
NDM: Zobaczysz. Teraz mnie obraź!
C: Nie umiem! Jesteś za ładna! - zażartował
NDM: Skoro tak. - westchnęłam i podeszłam do najbliższego głazu. Ogier patrzył na mnie uważnie.
Podniosłam jedną nogę wysoko i mocno uderzyłam o kamień. Pękła kość, a w moich oczach pojawiły się łzy bólu. Zaczęły spływać na ranne kopyto, cieknąc mi po pysku, nogach. Po chwili biegłam jak nigdy, byłam wiele szybsza od Carlosa.
Nie mógł uwierzyć w moją moc, był nią wyraźnie zachwycony. Jednak kiedy spytałam się, skąd przeszedł, spoważniał. Także nie miał pojęcia jak wrócić.
Czyli nie byłam sama na tych Moczarach...

...Ciąg dalszy...
 NDM: Jesteś pewien, że nie wiesz skąd przyszedłeś? - spojrzałam mu głęboko w oczy. I wtedy do się stało.
Moje serce szybciej zabiło, w brzuchu pojawiły się motylki. Te oczy, ta uroda... Zakochałam się pierwszy raz w swoim życiu!
C: Nadia? - usłyszałam nagle, jak przez mgłę.
NDM: Przepraszam, zamyśliłam się - potrząsnęłam łbem.
Ogier zaśmiał się.
NDM: Co?
C: Miałaś taką minę, kiedy się "zamyśliłaś" - nadal się śmiał. Wyobraziłam sobie tą minę i też zaczęłam się śmiać.
NDM: Ej... Nic o tobie nie wiem, opowiedz mi coś o sobie!
C: Ale co?
NDM: Po co tu przyszedłeś? Bo raczej niespecjalnie dla mnie, nie?
C: Poszedłem szukać kogoś do rozmowy. Wtedy usłyszałem twój krzyk...
NDM: Ja krzyknęłam?! - wrzasnęłam
C: Tak jak teraz - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu
NDM: O matko... Mój krzyk mnie uratował!
C: Dasz mi dokończyć?
NDM: Tak, tak, mów
C: Więc usłyszałem twój krzyk. Pobiegłem w tamtą stronę, ale wpadłem w bagno. Na szczęście udało mi się stamtąd wydostać
NDM: Jak?! - znów mu przerwałam
C: Smoczy skowyt, wezwałem swojego smoka i mi pomógł. - powiedział od niechcenia - Kiedy się wydostałem, wszedłem na grzbiet smoka, żeby szybciej się do ciebie dostać. Długo nie latałem, bo po chwili ujrzałem tego srebrnego ogiera i ciebie, z której opadały siły i życie. Wtedy wszedłem do akcji i niby cię uratowałem - przewrócił oczami
NDM: Uratowałeś!
C: Dobra, dobra, uratowałem - westchnął
Dalej szliśmy w milczeniu. Po prostu nie mieliśmy już o czym rozmawiać.
NDM: Ej... Skądś kojarzę te tereny! - powiedziałam po kilku godzinach marszu
C: Wątpię. Ja w ogóle ich nie kojarzę
NDM: Musiałeś zgasić ten promyk nadziei, że znalazłam drogę powrotną? - zażartowałam
C: Tak - wydukał, a ja dałam mu sójkę w bok.
Nagle do naszych uszu doszedł przenikliwy pisk. Rozejrzałam się i ujrzałam czarnego, wielkiego ptaka. Jego pióra miały czerwone kontury, jakby pomalowane krwią. Zadrżałam ze strachu.

 

...Ciąg dalszy...
Mroczny feniks zaczął pikować w naszą stronę. Przestraszona, zamknęłam oczy, gotowa na najgorsze. Jednak nie poczułam żadnego bólu. Otworzyłam oczy i ujrzałam, że Carlos zawzięcie walczy ze zwierzęciem. Od razu podbiegłam mu pomóc. Zaczęłam rzucać z niego kule z ognia. Niestety nic mu nie robiły.
W końcu uderzyłam przednimi kopytami o ziemię, a ta się rozstąpiła. Dałam znać Carlosowi, a ten wrzucił tam zwierzę. Zamknęłam ziemię, zabijając ptaka.
NDM: Co to było? - spytałam
C: Mroczny feniks chyba. Zresztą, nie znam się. - wzruszył ramionami
NDM: Ej... - nagle pobiegłam przed siebie. Byłam tego pewna. Mogłabym się o to założyć.
C: Nadia! - usłyszałam za sobą tętent Carlosa. Po chwili biegł u mojego boku.
NDM: Tak! To już niedaleko! - krzyknęłam szczęśliwa i przyspieszyłam. Ogier został w tyle.
C: Ale co? - powiedział z tyłu
NDM: Nasze stado! - mówiąc to, wbiegłam na łąkę, gdzie pasła się większość stada. Daisy, Kyarameru, El Diablo, Natalie, Hades... Och, jak ja za nimi tęskniłam!
D: Nadio? Carlos? Czemu jesteście tacy brudni? - zmarszczyła czoło
NDM: Och... Daisy! Kyar! Jak ja za wami tęskniłam!
K: A możemy prosić o wyjaśnienia czemu jesteście w takim stanie? - spojrzał na nas
NDM: Bo poszłam na Moczary, bo chciałam poszukać kogoś. Wtedy wpadłam w błoto i nie umiałam wrócić. - większość ominęłam.
ED: Nadio! Carlos! - od razu podbiegł do nas.
NDM: Co?
ED: Widzicie w jakim jesteście stanie? Nad Wodospad marsz! I macie się porządnie umyć. Potem przyjdźcie do mnie, to was opatrzę - po czym pobiegł do swojej groty. Westchnęłam i poszłam z moim towarzyszem nad Wodospad, gdzie wypluskaliśmy się w wodzie. Czyście poszliśmy do brata Carlosa, który opatrzył nasze rany. Właściwie wcale ich nie czułam. Może dlatego, że moja miłość do Carlosa była zbyt duża, abym odczuwała ból...

Daisy - Próba

Długo się nad tym zastanawiałam. Czy Kyarameru już mi wybaczył? Z tego co wiedziałam, zaprzyjaźnił się z Dari, więc jest duża nadzieja, że tak. Nie myślałam już o tym, żeby przebaczył Trevorowi. Jakby to zrobił, byłabym w wielkim szoku. W końcu postanowiłam pogadać z moim ukochanym:
D: Kyar, słuchaj...
K: Tak?
D: Wiem, że zachowałam się okropnie, ale czy nadal jesteś na mnie zły?
Ogier nie odpowiedział
D: Ponoć zaprzyjaźniłeś się z RiRi. Jestem bardzo szczęśliwa, jednak czy dasz mi drugą szansę?
Ogier w końcu się odezwał:
K: Do czego zmierzasz?
D: Długo się nad tym zastanawiałam. I... - wzięłam głęboki wdech - Chciałabym mieć źrebaka. Jednego, nie bliźniaki - powiedziałam, patrząc w ziemię i czekając na reakcję mojego partnera

...Kyar...
Naprawdę? Nadal mnie kochała? Co za ulga! Miałbym ochotę teraz skakać z radości!
Nawet nie odpowiedziałem,tylko pocałowałem ją delikatnie,ale coraz bardziej namiętniej.
K.Dam ci drugą szansę.-wymruczałem jej do ucha.-Choćby milion.
-Co nie mówi że możesz mnie zdradzać.-dodałem po chwili.-Kocham cię,a ty dobrze o tym wiesz.
Oczy klaczy błyszczały z radości a na jej pyszczku zagościł uśmiech.
D.Ja ciebie też kocham.-powiedziała czule.-Wiesz,ale ja ciebie chyba jeszcze bardziej kocham.
K.Nie bo ja.
Zacząłem smyrać ja po szyi i zjeżdżałem coraz to bardziej w doł,po krótkiej grze wstępnej wszedłem na zad klaczy.
~Jakiś czas później~

...Dai...
K: Kocham cię - wyszeptał do mojego ucha, kiedy szliśmy do Chanel. Oboje byliśmy teraz najszczęśliwszą parą na całym świecie i nikt nie mógł nam przeszkodzić.
D: Ja ciebie bardziej - uśmiechnęłam się uwodzicielsko
K: Nie, bo ja - ten również uśmiechnął się, ale bardziej szarmancko
D: Niech ci będzie. Kochamy się równie mocno, zadowolony? - spojrzałam w jego głębokie oczy
K: Jak nigdy - wyszczerzył zęby
Nie wiedząc kiedy tam doszliśmy, już znaleźliśmy się przy Zaczarowanym Jeziorku. Trochę się zasmuciłam, bo to oznaczało, że musieliśmy przestać rozmowę między sobą, a zacząć między nową, w której brała udział także nasza druidka, zarazem moja przyjaciółka
Ch: No, no, no. Widzę, że znowu się kochacie - znikąd pojawiła się Nel
Zaśmiałam się dźwięcznym głosem
K: Nasza miłość jest nieskończona, Chanel - powiedział ogier, patrząc mi w oczy
Ch: Więc co chcieliście, moi mili?
D: Czy mogłabyś mnie zbadać? Coś mi się wydaje, że jestem w ciąży - powiedziałam, po raz kolejny uśmiechając się. Klacz zrobiła wielkie oczy, ale pokiwała, uśmiechając się
Ch: Niedługo to połowa stada to będzie wasze potomstwo! - zaśmiała się, jednak ani mi ani Kyarowi nie było do śmiechu.

...Kyar...
K.No raczej potomstwem Daisy.-Powiedziałem po czym zauważyłem że lekko ją tym ranie, więc pocałowałem ją delikatnie w chrapy.
Ch.To takie romantyczne.-Oznajmiła Chan lekko przesłodzonym głosem.-Piękna z was para.
Daisy się zarumieniła a ja wypiąłem pierś z dumy.
Ch.Daisy, połóż się na tym stole.-Wskazała na kamienny stół.
Klacz grzecznie się położyła, i Chanel zaczęła ją badać.
Chwilę później klacz oznajmiła:
-To jak nic ciąża, z Kyarem, oczywiście.Gratulacje dla was obojga.
D.Dziękuję.-Powiedziała cichutko, i podeszła do mnie.Pocałowałem ją drugi raz.
K.Dzięki, Chan, do zobaczenia.-Pożegnałem się z ciemnowłosą klaczą.
Wyszliśmy z groty,na zalaną słońcem polanę.
K.Jak się czujesz?-Zapytałem troskliwie.
D.Dobrze.-Powiedziała.-I bardzo się cieszę.
K.Ja też.-Powiedziałem szczerze.-Bardzo, bardzo się cieszę.Że jestem z tobą,a nie z nikim innym.
W jej oczach było widać łzy wzruszenia.

...Dai...
D: O matko - nagle zaczęłam się śmiać
K: Coś się stało, kochanie? - spytał
D: Mieliśmy iść do Chanel po eliksir! - śmiałam się - I przez to wszystko zapomnieliśmy o nim!
K: O, no tak - też się zaśmiał
D: Wracamy?
K: Ja pójdę, ty idź pomału do groty. Zaraz do ciebie dojdę, kotku - pocałował mnie i odszedł, zanim zdążyłam się sprzeciwić. Westchnęłam i zaczęłam iść w stronę swojej groty. Niestety nie zastałam tam ani Dari ani Carlosa. Stęskniłam się za nim, jednak to był jego wybór.
Położyłam się w kącie, czekając na mojego ukochanego. Po chwili wbiegł do groty, szczęśliwy jak zawsze. Podszedł do mnie i położył się obok mnie, kładąc przede mną flakonik z eliksirem. Uśmiechnęłam się promiennie i pocałowałam go. Następnie wypiłam eliksir, wzdrygnęłam się i zasnęłam u jego boku, będąc bezpieczna.

Nocna Furia

Pewnego dnia, jak zwykle, błąkałem się po lesie. Zmęczony kilkugodzinnym spacerem usiadłem pod drzewem nad strumieniem.
Przyglądałem się wolno płynącej wodzie. Nagle poczułem jakiś ruch, zza drzewa wyszedł wilk. Zignorowałem
go, bo przecież w pojedynkę i tak mi nic nie zrobi, a wręcz przeciwnie. Zwierze obeszło mnie dookoła i
wydało z siebie krótki warkot. Na ten dźwięk zza drzewa wyskoczyło około 15 jego towarzyszy.
NF:O nie! Z tyloma sobie nie poradzę- pomyślałem przerażony i szybko wstałem.
Wilki zaczęły się zbliżać. Bez wahania zacząłem się odsuwać od nich. Niestety było ich z dużo i otoczyły mnie. Nie miałem
dokąd uciec. Zwierzęta zaatakowały. Zadały mi kilkanaście ran różnej wielkości i nagle spłoszone uciekły. Byłem ciekawy co je tak wystraszyło, ale nie mogłem się ruszyć. Leżałem tak kilka dni. Już myślałem że umrę z głodu gdy stało się coś nieoczekiwanego. Podszedł do mnie jakiś inny koń. Z jego
wyglądu wywnioskowałem że to ogier.
G: O nie...- powiedział i nachylił się nade mną- Jestem Griffin, obrońca w stadzie.
NF: Ja jestem Nocna Furia- wymamrotałem ledwie poruszając pyskiem.
G: Możesz wstać ?
Spróbowałem delikatnie się podnies, ale nie udało mi się.
NF: Nie...
G: Niedorze- wymamrotał- Zaczekaj tu.
NF: Jakbym móg się gdzieś ruszyć-pomyślałem z ironią
Koń obrócił się i szybko odbiegł. Po chwili wrócił, ale nie sam.
G: To El Diablo. Medyk. Zajmie się tobą- powiedział szybko.
El Diablo opatrzył moje rany, a potem razem z Griffinem pomogli mi wstać i zaprowadzili do stada. Nie
byłem przekonany, że chcę tam należeć, ale jedno wiedziałem na pewno, byłem za słaby, by dać sobie radę
sam, więc postanowiłem tam zostać, przynajmniej na razie.

Isabell - Stanowisko

Dzisiejszego dnia pogalopowałam do mojego ojca,po prosiłam go by powiedział mi o stanowiskach.
Powinnam dawno już jakieś wybrać.-pomyślałam.
Po kilku minutach z rozważania wyrwał mnie Kyar.
K.Ojciec do Belli,halo?Żyjesz?
I.Tak,tak.-chyba już wiem..daj mi chwilkę..-Szaman!
Wrzasnęłam na całe gardło budząc ptaki z pobliskich drzew,zaaferowane moim krzykiem zerwały się z nich ze świergotem.
Zacmokałam z dezaprobaty.
I.Dzięki tato.-powiedziałam zanim zdążył coś powiedzieć,cmoknęłam go w "policzek" i wesoło podskakując pobiegłam do lasu w poszukiwaniu różnych ziół.

Daiquiri - Przygody

Cały czas nienawidziłam swojego ojca. Jak on mógł zrobić coś tak ohydnego?! Och, gdybym tylko mogła cofnąć czas. Owszem, przez to na świecie nie byłoby mnie i Carlosa, jednak Dai i Kyar byliby nadal szczęśliwą parą. Nie potrafiłam spojrzeć sobie w oczy, a gdy tylko pomyślałam o Trevorze, robiło mi się niedobrze.
Chodziłam po swoim zakątku. Był to mały gaj, którego nikt nie znał. Zawsze, jako źrebak, wymykałam się tam, a nikt nigdy tego nie zauważył. Nie wiedząc czemu, teraz znów Diablo, z którym spędzałam czasem czas, też nie skapnął się, że nie ma mnie u jego boku. Było to dziwne, bo przecież miał bardzo dobry słuch, a mojego tętentu nigdy jeszcze nie usłyszał.
Kiedy szłam, poczułam straszliwy ból w okolicach kręgosłupa i karku. Odwróciłam łeb i ujrzałam, że to puma wbijała pazury w moje ciało. Zrzuciłam ją jednym ruchem, a kiedy nasze oczy się spotkały puma znieruchomiała. Nie wiedziałam o co chodzi, ale chciałam ją zabić. Byłam wściekła, nie tyle na nią co na siebie, że nie zauważyłam jej. Moja wściekłość przemieniła się w furię. Zaryłam kopytem ziemię i już miałam ruszyć do ataku, ale nagle pod moją ofiarą pojawiła się jakaś czarna dziura. Wyglądała jak portal. Puma przeraziła się, jednak po chwili leżała na ziemi trupem. Nie miałam pojęcia co się stało. Kiedy miałam się zacząć nad tym zastanawiać, mój kark po raz kolejny przeszył ostry ból. Przypomniało mi się, że jestem ciężko ranna, bo w czasie ataku na zwierzę wcale go nie czułam. Położyłam się, sycząc z bólu. Byłam bardzo słaba i zmęczona, więc zasnęłam, mając nadzieję, że ktoś mnie znajdzie. Niestety kiedy się obudziłam, nadal byłam w gaju. Jednak bólu już nie czułam. Spojrzałam na mój kark i zauważyłam, że nie miałam już żadnej blizny! Nigdzie nie było nawet zadraśnięcia, nawet kropli krwi.
Byłam wstrząśnięta tymi dziwnymi wydarzeniami - najpierw nikt nie zauważa, że znikam, potem unieruchamiam pumę, następnie pod nią pojawia się jakiś portal, a na koniec znikąd jestem cała i zdrowa!

Pobiegłam do mamy i spytałam się jej o co chodzi. Ona tylko uśmiechnęła się i powiedziała:
D: Och, RiRi, po prostu odkrywasz moce. To, że Diablo nie słyszy jak chodzisz, to bezszelestny chód, kiedy puma przestała się ruszać, unieruchomiłaś ją wzrokiem, a ten portal to był piekielny gniew, który wysysa życie i wysyła do piekieł. A po zabiciu kota, kiedy spałaś, odezwała się kolejna moc czyli leczenie.
Dq: Jak to? Aż tyle tych mocy?
D: Owszem, troszkę ich masz. No cóż, ja na twoim miejscu bym się cieszyła. Nie są to codzienne moce, szczególnie piekielny gniew, córeczko
Dq: Ale... Ja nie umiem nad tym panować! Przecież jeśli tylko spojrzę ci w oczy, już jesteś nieruchoma!
D: Nad tym da się zapanować. Wystarczy tylko się poduczyć. Uwierz, w twoim wieku miałam podobny problem. Tylko, że ja zabijałam wzrokiem - westchnęła
Dq: Jak ci się udało nad tym zapanować?
D: To nie było łatwe. Zdradzę ci w sekrecie, że kiedy raz się wkurzyłam na mojego brata, to... Może powiem tak-miałam duży szlaban - spuściła łeb. Przełknęłam ślinę. W końcu i ja miałam moc, którą mogłam zabić i to chyba nie była za miła śmierć.
Dq: Mamo, proszę pomóż mi nauczyć się panować nad sobą
D: Och, Dari, ja tego nie umiem. Idź do Chanel lub Diabla, może oni ci pomogą... - powiedziała i pocałowała mnie w czoło. Mimowolnie się uśmiechnęłam, pożegnałam z matką i pobiegłam przez las. Kiedy rozmyślałam nad tym, jak będą wyglądały moje "lekcje", wpadłam na jakiegoś konia. Bałam się na niego spojrzeć, jednak wyczułam, że był to ogier, ponieważ jego ciało było twardsze od ciała klaczy.

...Kyarameru...
K.Uważaj jak chodzisz...-syknąłem.-Daiquiri.
Dq.Przepraszam Kyarameru..-klacz spuściła wzrok.-Przepraszam że mój ojciec zepsuł ci związek.
Po chwili całkowicie się rozbeczała.Kurde,i jak ja mam tu takie dziecko pocieszyć?
K.Nie martw się.-szepnąłem czule.-Przebaczę ci.
Nagle uświadomiłem sobie iż chcę wziąść na siebie jej edukację. Chcę jej pomóc gdyż ojca się wyrzekła i nie ma nikogo oprócz matki i brata.
K.Słyszałem że masz problem z mocą.-powiedziałem.-Pomogę ci.
Dq.Naprawdę?-w jej oczach zalśniły łzy szczęścia.-Pomożesz mi?
K.Tak.-powiedziałem.-Chodź.
Zaprowadziłem ją na jakąś polankę gdzie zacząłem jej tłumaczyć jak nad sobą panować by komuś innemu krzywdy ani niczego innego nie zrobić.
~5 godz. później~
Dq.Tato?
K.Dari...tak?-miałem ochotę zbesztać ją za "tato" ale przecież nie ma innego ojca.To znaczy ma,ale się go wyrzekła.

...Dari...
Dq: Nie wiem jak ci dziękować za to wszystko. Powinieneś mnie nienawidzić, chcieć zabić. A tu pomagasz mi w takiej trudnej sprawie... Naprawdę, dziękuję ci - uśmiechnęłam się delikatnie
K: Proszę. Uwierz, nie jestem na ciebie zły
Dq: Naprawdę? - w moim sercu iskierka nadziei rozbłysła gwałtownie
K: Tak. Nie mogę być na ciebie zły, przecież to nie twoja wina, że... - nie mógł dokończyć - Przecież nie miałaś wyboru, prawda? - zaśmiał się
Dq: Chyba tak - westchnęłam
K: Nie obwiniaj się czymś, czego nie zrobiłaś - zaczął mnie pocieszać
Dq: To nie takie łatwe. Ja... Nie rozumiem jego. Jak można być taką świnią? - spojrzałam w oczy ogierowi
K: Mnie się pytasz?
Dq: No nie, skąd. Pewnie myślisz tak samo, nie?

...Kyar...
K.W sumie..to tak.-przyznałem.-Przepraszam że to mówię,ale gdybym tylko mógł zabiłbym twojego ojca.
Westchnąłem.
K. Myślałem że to mój przyjaciel,a wbił mi nóż w plecy,i to z ogromną siłą.
Dq.Rozumiem.-powiedziała.-Wiesz,zawsze miałam ciebie za ojca.
Przyznała ze smutkiem.
Dq.Ale mnie nienawidziłeś.-westchnęła.-Pewnie pozbyłbyś się wtedy mnie i Carlosa gdybyś tylko mógł.Razem z Trevorem.
K.Wcześniej..może tak.-przyznałem z obrzydzeniem dla siebie.-Ale teraz nie pozwoliłbym cię skrzywdzić.
Dq.Tsa.-parsknęła.-Serio?
K.Pewnie.-uśmiechnąłem się do niej.
Dq.Kyarameru?-zaczęła.-Nie chcesz mnie po prostu skrzywdzić by się na nim odegrać?
K.Cóż to ci przyszło do głowy,dziecko!-zawołałem z oburzeniem.

...Dari...
K: Rozmawiałaś ostatnio z Carlosem?
Dq: Nie. Straciłam z nim kontakt, przepadł... - westchnęłam
K: A ja ostatnio widziałem go na łące, wiesz?
Dq: A mnie tam prawie nigdy nie było
K: To możemy iść teraz, jeśli chcesz
Dq: Marzę tylko o spotkaniu się z bratem. Chciałam z nim pogadać o... Nieważne czym... - spuściłam łeb, bo nie chciałam, żeby mój ojczym wiedział o czym gadam z bratem.
K: W takim bądź razie zapraszam cię na podwieczorek, na łąkę. - powiedział szarmanckim uśmiechem. Podniosłam łeb i uśmiechnęłam się promiennie, co rzadko mi się zdarzało
Idąc, zadałam delikatne pytania:
Dq: Kyar... Jesteś zły na mamę?

...Kyar...
K.Wcześniej byłem, ale teraz.. już chyba nie.-Uśmiechnąłem się.-A ty na Trevora?
Dq. Tak, cały czas jestem nań zła.-Powiedziała.-Nie przepadam za nim.
K.A ja?Ja bym go chętnie zabił.-Mruknąłem, po czym zmieniłem temat.-To chyba twój brat, prawda?
Dq.Tak.Pójdziesz ze mną?-Zapytała.
K.Nie.-Westchnąłem.-W tym jest właśnie problem:
-Ty mi przypominasz twoją matkę, ale on.. on to co innego.Przepraszam Dari.
Dq.Dobrze.-Lekko posmutniała jednak po chwili szybko galopowała by porozmawiać z bratem.-Dziękuję!
Krzyknęła będąc już w oddali.
Uśmiechnąłem się lekko, po czym zatroskany zawróciłem i zacząłem galopować przez wszystkie nasze tereny.
K.Daisy..-Szepnąłem i pobiegłem do naszej groty, by zobaczyć się z moją partnerką.

Nelly

Urodziłam się w lasie, mój tata zaginął miesiąc po moim porodzie. Została mi tylko mama. Wychowywała mnie i uczyła jak najwięcej. Pewnego dnia gdy moja mama jeszcze spała postanowiłam zrobić niespodziankę dla niej. Pobiegłam nad rzeczkę gdzie zawszę przychodziłam z mamą gdy miałam 2 miesiące. Zebrałam kwiatki które rosły koło rzeki i pobiegłam do jaskini w której mieszkałam wraz z mamą. W jaskini nie zastałam mamy. Zaczęłam się martwić, postanowiłam jej poszukać. Jednak nie zastałam jej nigdzie. Położyłam się w pod dużym drzewem i zaczęłam płakać. Przechodząca tą drogą klacz usłyszała płacz i odnalazła zapłakaną mnie.
D: Dlaczego płaczesz?
Zdziwiona podniosłam głowę.
N: Zgubiłam mamę.
D: Chodź poszukamy ją.
Jednak bez rezultatów. Klacz zabrała mnie do stada.

El Diablo - Stanowisko

Chodziłem po lesie, zastanawiając się nad czymś. W końcu ukończyłem 2 lata i powinienem wybrać stanowisko, jednak nie miałem pojęcia jakie. Przypomniało mi się, że przecież Nadia jest już po tym, więc pobiegłem do niej. Nie chciałem pytać się mamy o takie głupoty, ale ją mogłem.
ED: Cześć, Nadia - uśmiechnąłem się, wchodząc do jej groty
N: No hej. Czego chcesz? - spytała, jak zawsze znudzona brakiem przygód
ED: No cóż... Ukończyłem 2 lata i chciałem cię prosić o pomoc w wybraniu stanowiska
Klacz gwałtownie się obudziła:
N: Przyszedłeś do mnie? Przecież twoja matka to Alfa! Czemu wybrałeś mnie?
ED: Nie chcę Dai pytać o takie rzeczy, a przecież ty jesteś po wybieraniu stanowiska, nie?
N: No tak, jednak ja się na tym nie znam
ED: A powiesz mi chociaż jakie są? - uśmiechnąłem się
N: No... Kiedy twoja matka zaczęła mi wymieniać wolne miejsca, jako pierwsze powiedziała chyba o szpiegu. Od razu wybrałam to stanowisko, o inne nie pytając... - spuściła łeb
ED: Ech... - westchnąłem - Czyli jestem zmuszony iść do niej?
N: Tak - uśmiechnęła się szeroko
ED: Życz mi powodzenia - powiedziałem na odchodnym. Niestety nie zdążyła odpowiedzieć, bo już biegłem do groty mamy. Na szczęście ją tam zastałem, w jej nowym wyglądzie.
ED: Hej, mamo
D: O, Diablo! - ucieszyła się - Czemu przyszedłeś?
ED: Chciałem cię prosić o pomoc w wybraniu stanowiska. Nadia nie wiele mi powiedziała - wywróciłem oczami, jednak nie miałem jej tego za złe
D: No tak... W końcu masz dwa lata, kochanie!
ED: Mamo, jestem już dorosły, nie musisz tak na mnie mówić - trochę się zawstydziłem
D: Wiem, wiem... Jednak wy tak szybko dorastacie. - spuściła łeb
ED: Nie martw się mamo - klacz od razu podniosła się na duchu
D: Więc co by cię interesowało?
ED: Chciałbym jakoś pomagać, ale jak to sam nie wiem...
D: Myślałam, że chciałbyś zostać wojownikiem...
ED: Nie, nie chcę walczyć. Wolałbym jakoś inaczej pomagać
D: Obrońca?
ED: Nie, przecież to jest związane z walką! - uśmiechnąłem się, a mama zachichotała. Pomimo iż nie była młodą klaczą, nadal tak się zachowywała
D: Może medyk?
ED: Hmm... Fajny pomysł, jednak to raczej nie jest łatwe... Mamy jakiś innych medyków?
D: Byłbyś pierwszym
ED: No cóż. Z tego co ja wiem, medycy są potrzebni i to bardziej od obrońców czy wojowników...
D: I masz rację
ED: I to ja będę pierwszym medykiem - uśmiechnąłem się zwycięsko, a mama słonecznie.