Wieeeelkie zmiany

Więc tak. Wasza Daisy ma w planach wieeeelkieee zmiany w stadzie na grudzień. W końcu na święta musimy jakoś wyglądać, prawda? Jakie to będą zmiany? Poznacie je już w grudniu! Taki mały planik:
25-30 listopada - Zakańczanie opowiadań. Niezakończone opowiadania trafiają do archiwum.
1 grudnia - Zawieszenie bloga i forum.
1-14 grudnia - Ujawnienie nowego Stada z Lazurowego Wybrzeża!
Myślę, że zmiany będą się Wam podobać. Myślałam nad nimi długo i chcę między innymi... Zmienić stado! Nie mogę zdradzić Wam tej niespodzianki.
Proszę także o kontakt ze mną pana Toxica. Mamy kilka spraw do omówienia, psze pana ^^

Luxuria

Urodziłam się w królestwie Brightness, którym rządził król Legion wraz z żoną Laboni. Przyjaźniłam się z księciem Lexusem. Swoje moce zmiennokształtności odkryliśmy dość wcześnie, od tamtej pory bawiliśmy się zawsze jako malutkie jaguary.
Pewnego dnia, kiedy leżałam na łące usłyszałam wybuch, rżenie i tętent kopyt a po chwili moim oczom ukazało się obce uzbrojone stado. Pobiegłam przed siebie i schowałam się w koronach dość dużego drzewa z którego miałam widok na nasze królestwo. Matka Luna wraz z ojcem Lakshanem byli wojownikami, więc wiedziałam gdzie oni są, wiedziałam również, że mogą zginąć. Kiedy stwierdziłam, że już po wszystkim pobiegłam tam, zobaczyć czy ktoś żyje. Zastałam tylko zwłoki członków stada, spalone ziemie i obce konie. Szybko uciekłam i od tamtej pory żyłam samotnie. Potem trafiłam do Mglistego Lasu, gdzie poznałam Sandeul'a, który mnie zauroczył, lecz z tego i tak nic by nie wyszło. Pewnego razu kiedy wyszłam z groty usłyszałam rżenie członków stada. Nie wiedziałam co się dzieje, wszyscy biegli przed siebie. Dopiero przywódca Hypnos krzyknął do mnie "Lea! Biegnij za mną!". Musieliśmy uciekać z tamtego miejsca, gdyż ludzie odnaleźli naszą wyspę. Kiedy przeszłam przez magiczny portal wylądowałam na Lazurowym Wybrzeżu, gdzie spotkałam Daisy. 


Callan

Żyłem w pewnym stadzie. Razem z moimi rodzicami. Byli bardzo leniwi i bezużyteczni. Ja za to poważny i pracowity. Czasem zastanawiałem się czy na pewno jestem ich pierworodnym synem. Pewnego dnia tata kazał mi iść po wodę aż nad kryształowy wodospad. To szmat drogi. W końcu powiedziałem "NIE!".
C: Tato! Nie pójdę tam! To szmat drogi a mam ważniejsze sprawy niż te twoje zachcianki!
E: Jak śmiesz się mi sprzeciwiać?! - ryknął po czym kopnął mnie w bok
C: Przestań! - warknąłem - Sam idź! Nie jestem twoim służącym by łazić tam czy tam bo ci się tak chce!
E: Natychmiast masz iść po tą wodę! Mi i twojej mamie chce się strasznie pić! To rozkaz!
C: To sami sobie po tą wodę idźcie! - odszedłem od nich a ci rzucili we mnie wiadrem - Co to ma być?!
E: Idź po wode! Bo inaczej masz ostro w ryj!
C: Nie! - uciekłem
E: Wracaj ale już! - złapał mnie za ogon a ja z bólem musiałem to znosić - Po raz ostatni smarkaczu ci mówię, idź po wodę!
Co miałem zrobić... Musiałem iść po tą ich wodę... Inaczej by mnie zabili. Gdy byłem już na miejscu. Z odwodnienia i wyczerpania padłem. Potem wstałem i łyknąłem świeżej i krystalicznej wody. Nabrałem do wiaderka i wróciłem do domu. Oczywiście używając zmiennokształtności.
N: No nareźcię! Gdzież ty był?!
C: Po wodę. - postawiłem wiadro wody na ziemie
N: Tak długo?! Wiesz! Prosić cię o coś to jak prosić ściany!
C: Wiecie co?! Jesteście porąbani! - wybiegłem z groty, nie miałem zamiaru tam wracać.
Kilka dni wędrowałem aż wpadłem na stado. Pode mnie podeszła jakaś klacz.
D: Witaj! Jak ci na imię? - powiedziała uśmiechnięta
C: Callan.
D: Co cie tu sprowadza?
C: Jestem przybyszem. Czy mógłbym u was na chwilę zostać i przenocować?
D: Może chcesz dołączyć do naszego stada?
C: Oczywiście!


Toxic

Pochodzę z dalekiego stada Dark Rose. Urodziłem się tam 11 lat temu z cudownej karej klaczy o imieniu Tamiza, była naprawdę wyjątkowa. Piękna, pomocna, zabawna, pewna siebie... miała w sobie to coś co sprawiało, że ogiery ją uwielbiały, lecz ona chciała i miała tylko tego jedynego - Tornada. Ojciec był bardzo odważny i jednocześnie mądry. Kochał tylko i wyłącznie moją matkę a ja byłem mu niepotrzebny. Nie mogę powiedzieć, że dorastałem w szczęśliwej rodzinie, zostałem tam tylko dla mojej matki. Kiedy ona zmarła ja straciłem wszystko... odszedłem.


Devo - Urodziny!

Wreszcie. Już nie muszę być po 18 w domu, ani chodzić gdzieś tylko z mamą lub z tatą. Podczas śniadania poprosiłem mamę, żeby mnie nauczyła mocy.
G: Nie dziś, Dev. Nie ma na to czasu.
Planują moją impreze? Chyba nie.
G: Idziemy na wyprawe. Więc zajmij się Shafim i Crylą.
Dv: Ech, dobrze. Przecież no dzisiaj ...
G: Tak nasza rocznica z Diablem, ale musimy.
Odeszłem od nich próbując coś zniszczyć. Po co tam być, jak Shafi i Cryla już mi wyjadli śniadanie. Postanowiłem się gdzieś wybrać. Tam spotkałem podobnego do mnie ogiera.
Dv: Kim jesteś?
Dv2: Jestem Devo ze stada Szafirowego Brzegu.
Dv: To ja jestem Devo ... ze stada Lazurowego Brzegu.
Dv2: Kopiowanie nie zna granic.
Dv: Według mnie nie ma u ciebie w stadzie nikogo. To MY tu byliśmy pierwsi. 
Dv2: No nie wiem. Moja babcia Maindy i dziadek Hyar byli tu pierwsi. Jestem synem Liazdy i El Gadla.
Dv: Serio? Aż żałosne. Ale nie ważne. Jak zwykle każdy umie zapomnieć o moich urodzinych.
Dv2: Ja mam dzisiaj urodziny! A tak w ogóle wszystkiego najlepszego ...
Dv: Dzięki. 
Dv2: Pewnie Ci wmówili, że idą na wyprawe? Bo mi tak.
Dv: No tak ... dobra. Chyba wrócę ...
Po rozmowie z osobnikami stada z Szafirowego Brzegu stwierdziłem, że to moje "lustro". Liazda miała do tego syna El Dzafira i córkę Hrystal. Wróciłrm do jaskini. Nie było tam nikogo, a jedynia karteczka:
"Na Górskiej Łące - Ross z rodzina"
Zaczęłem się rozbawiać w sobie, że to jednak moja impreza urodzinowa. Nie myiłem się. Nagle wybuchły fajerwerki o najróżniejszych kolorach. Wtedy wybiegła Ross z mamą, tatą ... wszystkimi!
W (Wszyscy): Wszystkiego Najlepszego, Devo!
Wszyscy dawali mi prezenty (Ross buziaka!). Większość to były amulety, eliksiry. Od rodziny (w tym Kotty) - jakiś "sok" (eliksir to nie był). 
G: Wypij.
Wypiłem.
G: Teraz pomyśl o swoim marzeniu.
Pomyślałem.
G: Spełni się kiedy będziesz chciał.
Dv: Naprawdę?
G: Tak. Wszystkiego najlepszego synku. - Mama już płacząc przytuliła mnie.
Ta noc była niezwykła. Zabawy, dedykacje. Dzień był ... troche kiepski. Może dlatego, że pomyślałem o głupocie ...

Zenit

Uciekłem, nie mogłem dłużej być na farmie gdzie wszystko przypominało mi Esmeraldę - moją ukochaną, która zmarła po narodzinach syna, który wraz z nią zmarł.
Zagalopowałem szybko do lasu, jeszcze szybciej by nie patrzeć na miejsca gdzie się razem bawiliśmy, spędzaliśmy czas, biegaliśmy, kąpaliśmy się... razem.
Tak długo biegłem że znalazłem się w jakimś innym, magicznym miejscu. Wszystko było takie kolorowe, nie ponure jak moja szkółka jeździecka. Nie było tam ludzi, były same zwierzęta. Ale także i niebezpieczeństwa. Nagle poczułem coś na grzbiecie. Wilk mnie zaatakował, wbił pazury w moje ciało. Strasznie bolało. Rżałem głośno. Nagle usłyszałem stukot kopyt. Zauważyłem pięknego konia o drobnej i smukłej sylwetce. Groźnym spojrzeniu i dzikim charakterze. Koń, a tak właściwie klacz przybybiegła mi z pomocą i zamieniła się w coś podobnego do wilka i zaczęła walczyć z moim napastnikiem. Rzuciła się na niego i zagryzła. Jak wilk wilka.Wtedy zmieniła się znów w swą końską postać i podeszła do mnie.
Z: Cześć, jestem Zenit. Dziękuje za ratunek - odparłem
Ps: Hej, jestem Princess - przedstawiła się.
Ps: Chcesz należeć to naszego stada?
Przekręciłem łeb.
Ps: Stado Lazurowego Wybrzeża - burknęła
Z: Oczywiście.
Pobiegliśmy do Daisy. Alfa się zgodziła i tak znalazłem mój nowy dom. Po czym Daisy spytała mnie jakie chcę stanowisko. Powiedziałem że ogrodnik. Chciałem porozmawiać z klaczą która mi pomogła, ale gdy się odwróciłem już jej nie było.


Gwiazda - Ślub

Ach, dziś ten dzień. Dzień, w którym moje życie będzie całe zapełnione. Wspominam to ja się poznaliśmy, pierwszy pocałunek, przyłapanie nas, narodziny dzieciaków i ślub. Co ja mogę więcej? No nic. W mojej grocie RiRi, Bella, Daisy, Tina i Cryla przygotowywały mnie na ślub.
D: Zamknij oczy - Dai podprowadziła mnie do lustra - Otwórz ...
Wyglądałam pięknie. Wszystko było w krystaliczną biel. Welon miał na sobie koronkę i tysiące pereł. A na głowie była złota duża korona.
G: Dziękuje wam! - przytuliłam się do Dai cała zapłakana ze szczęścia - Dziękuje ...

~ Godzinę później ~
Zagrała kościelna muzyka. Diablo on tam był ... w pięknym garniturze stał przy Carlosie. Chciałam tam pobiec, ale kultura mówiła: "I tak dojdziesz". Spostrzegłam, że przez rodzinę (Dari, Bella, Tina, Cryla) jestem usypywana przez nie kwiatami. Gdy doszłam Carlos zaczął długą przemowę. Po niej zwrócił się do mnie.
C: Czy ty Gwiazdo, chesz zostać żoną El Diabla ślubując mu wierność, miłość i zaufanie?
G: Tak - powiedziałam uroniając łze. Przecież nie odpowiedziałabym inaczej ...
C: Czy ty El Diablo, chcesz zostać mężem Gwiazdy ślubując jej wierność, miłość, zaufanie?
Popatrzyłam na niego chyba już cała zapłakana. Ogier widząc mój płacz powiedział:

...El Diablo...
ED: Tak, chcę. - powiedziałem, uśmiechając się szeroko. W oczach mojej ukochanej pojawiły się iskierki radości. 
C: Na mojej mocy ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować. - uśmiechnął się do mnie i zszedł z kobierca. Sam spojrzałem głęboko w oczy Gwiazdy i zbliżyłem swoje chrapy do jej pyszczka. W czasie pocałunku usłyszeliśmy brawa pozostałych. Kiedy zeszliśmy z kobierca zaczęli sypać ryż na szczęście. Nie potrzebowaliśmy tego, bo byliśmy najszczęśliwszą parą na świecie.
Jako pierwsza gratulacje złożyła nam mama z tatą. Potem moje rodzeństwo ze źrebakami. Nie chciało mi się tego słuchać. Chciałem już być sam na sam z Huną. Chciałem się nią nacieszyć.
D: Zapraszam do Kopytnego Lasu! - krzyknęła radośnie. 
K: Para młoda pierwsza. - uśmiechnął się do nas. Cały czas dotykając się bokami przeszliśmy do Kopytnego Lasu.

...Gwiazda...
Gdy przeszliśmy to Kopytnego Lasu zaczęło się wesele. Stałam cały czas w jednym miejscu. Tu były konie, których praktycznie nie znałam. Ech, to nie było jakieś moje marzenia. 
Cv: Huna? Coś ty taka dzisiaj obrażona?
G: Wiesz .... Tine możesz sobie czarować. Ale zdala od mojej rodziny! Tak, bo to jeszcze Prinsy wina będzie ...
Zobaczyłam, że wszyscy na nas patrzą. Diablo przyszedł do mnie.
ED: Gwiazdo?
G: Ech, brak mi słów na ciebie. Może sobie kochaj swoją rodzinke, a właśnie o naszej rodzinie zapomnij ...
Dalej nie zamierzałam już tu zostać. Dziwnie, nie zamierzałam zostać na swoim weselu. To wszystko przez "rodzine". Tak, bo z rodziną najlepoej na fotgrafii. Gdy przyszłam do Belli kazałam jej zrobić wszystko, by czas minął.
G: Do moich narodzin. 
I: Ale po co?
Nie umiałam odpowiedzieć, ponieważ się rozpłakałam. Bella przytuła mnie.
I: Ach, Huncia jest inne rozwiązanie. Chłopacy to świnie. I nie znajdziesz innego. Bo dla ciebie nie jest świnią. Jesteś dla niego osobą za, którą oddał, by wszystko.
G: Naprawde?! Jego "Kocham cię" było takie jakby był pogrzeb Daisy. A nasze dzieci? Nie wiem czy wiedzą, że mają rodzine. 
I: No bo faceci to świnie - roześmiała się - I tego nie zmienisz ... a teraz leć do Kopytnego Lasu!
G: Nie .... nie umiem. Isa, powiedz im, że ja musze przemyśleć sobie wszystko czy .... naprawde go kocham?
I: Kochasz. Wiem to. To widać. I nawet nieznajomy powie, że sę kochacie. 
G: No, ale będe mnie uważali za jakąś dziwną.
I: A od czego masz Belle szamanke i ty moce?
G: Ja nie umiem ...
I: Ale ja umiem!
G: Is, nie. Moje życie to koszmar i chce je odbudować. Tak trochę.
I: Gwiazda, o czym ty ...
G: Odchodzę.
I: Przez jakąś świnie? Gwiazda ....
G: Nie będe umiała żyć z osobą, która ma dwie rodziny. Dzieli nas na dzieciństo i dorosłość. Według mnie tam mni w ogóle nie ma.
I: Powiem mu. Wrócisz?
G: Nie wiem. Może zobaczć dzeciaki? Nie wiem.
Jeszcze dziś ruszyłam w daleką drogę. Popatrzyłam na tereny stada. Szare, smutne. A w tle słychać płacz. Jestem blisko. Mogę jeszcze pobiec, uspokoić, wybaczyć. Mogę, musze. Wróciłam się. Spojrzałam na jaskinie. Taka smutna sę wydywała. 
G: Diablo?
ED: Gwiazda?
G: Nje umiem odejść. Wybacz .... wybaczysz mi?
Ogier pokiwał głową na tak. Pocałował mnie, ja sę jak zwykle rozkleiłam. Wtedy zobaczyłam dzieci. Wszystkie płakały. Zrobiło mi sę źle.
G: Ja .... jesem potworem.
C i ES: Mama?
Dv: Mama?
G: Tak.
Dzieci przytuliły się do mnie. 
G: Kocham was. 
Zastanawiam się - co mi się stało? Co z Princess? Muszę się dowiedzieć prawdy ...

El Diablo - Zły wybór

Od narodzin Crystal i Yantara mama w ogóle nie wychodziła ze swojej groty. Nie wiedziałem dlaczego, a z tatą straciłem kontakt. 
Yn: Tato, ja chyba wiem dlaczego babcia jest smutna... - powiedział pewnego dnia. 
ED: Czemu? - zmarszczyłem czoło.
Dv: Bo Yantar ma imię przez które jeszcze bardziej przypomina się jej ojciec. Przez to babcia jest jeszcze bardziej przybita, bo to nie jest jej prawdziwy ojciec. Na dodatek wygląda tak jak zapewne pradziadek wyglądał jako źrebak.
Yn: Ej! Ja to chciałem powiedzieć! - krzyknął.
Dv: Ale ja byłem szybszy. - pokazał mu język. Zamyślony nie zauważyłem, że źrebaki zaczęły się bić.
ED: Ej, ej! Spokój! - rozdzieliłem ich stając pomiędzy nimi. 
Źrebaki odwróciły się do siebie zadami, obrażone. 
ED: Naprawdę tak sądzisz? - zwróciłem się do karego ogierka.
Yn: Tato ja tak nie sądzę. Ja to wiem. Proszę, zmień mi imię. - spojrzał na mnie słodkimi oczami.
ED: Ale jesteś przecież za młody!
Dv: Przecież możesz mu normalnie zmienić imię. Mało kto zna jego imię, więc nie przyzwyczaili się jeszcze, nie?
ED: Naprawdę tego chcesz, Yanatar? - spojrzałem na niego.
Yn: Nie chcę, żeby babcia przeze mnie cierpiała. - powiedział. Był taki dojrzały, niemal jak brat!
ED: Skoro tak mówisz... Rozmawiałeś już z mamą? - spytałem.
Yn: Tak. Powiedziała, że to dobry pomysł, bo nie chce podpaść babci za zły wybór imienia. - nie zdążyłem powiedzieć, że to ja wybrałem imię, bo już kontynuował - I podpowiedziała mi, żeby moje nowe imię brzmiało podobnie do twojego. Razem z Crystal i Devem wymyśliliśmy El Shafire.
ED: Ładne. Naprawdę w trójkę wymyśliliście to imię?
Dv: Tak. - uśmiechnęła się.
ED: W takim bądź razie teraz jesteś El Shafire. - uśmiechnąłem się.

Renesme - Spisek?

Spotkałam klacz której chyba nie chciałam widzieć.
R: Kim jesteś ? - spytałam oschle.
Ps: Princess, ale dla Ciebie pani. - odpowiedziała z ironicznym tonem.
R: Oho, jakaś nadęta lalka mi się trafiła. - pokręciłam łbem.
Ps: Że co proszę ? - wytrzeszczyła oczy ze złości.
R: No tak słyszałaś. 
Ps: Nie waż się tak do mnie mówić. - zagroziła.
R: Yhy..bo co ? - przewróciłam oczyma.
Dość długa kłótnia przerodziła się w dziwną rozmowę.
Ps: A więc Rene, powiedz mi kogo nie lubisz z tego stada ? - dziwny uśmieszek gościł na jej twarzy.
R: Wiesz.. - poczułam zakłopotanie.
Ps: No dalej wyrzuć to z Siebie. - zachęcała.
R: Najbardziej ?! Swego brata. 
Ps: A twój brat to ? - ciągnęła.
R: Cavallo..Tak w ogóle o co Ci chodzi ? - skrzywiłam się.

...Princess...
Ps: Haha! - roześmiałam się
R: Co? - zmarszczyła czoło
Ps: Mam plan. Ale cicho z tym. Musisz wymyśleć eliksir śmierci.
R: Co? Ale po co?
Ps: Będzie mi potrzebny. Zrobisz?
R: Ech ... dobrze.
Rozeszliśmy się. Jaka naiwna ta Renesme! Myślałam, że będzie trudniej.

~ Kilka godzin potem ~
Byłam w Kopytnym Lesie. Mój plan? Zabić tą szczęśliwą parke typu Gwiazda i Diablo, Daisy i Kyar. Po prostu wkurzali mnie o początku. Trzeba wyemilinować wroga. Poczułam, że ktoś na mnie wskoczył radośnie piszcząc.

...Renesme...
R: Mam, mam ! - krzyczałam do klaczy.
Ps: ogarnij się ! - wrzasnęła i zrzuciła mnie z siebie.
Zadowolona wręczyłam jej buteleczkę.
Ps: Świetnie, dobrze się spisałaś moja droga ! - jej dziwny śmiech usłyszeć było można w całym lesie.
R: No i co teraz ? - westchnęłam.
Ps: Teraz ? - zmieniła swój głos na delikatny. - Teraz możesz wracać do domu.
Wytrzeszczyłam oczy i potulnie wróciłam do swej groty.

Mortiferum Coquo
1. Wystarczy jedna kropla by zabić kogoś. ( oczywiście za jego zgodą )
2. Jest 1/5 szansa, że po użyciu eliksiru wskrzeszającego koń ożyje.

...Cavallo...
Razem z Sophie przebywaliśmy na łące. Co chwila któreś z nas albo jadło trawę, albo jabłka rosnące na drzewie obok. Ciemna postura klaczy robiła coś przy jabłkach. Ze zdziwienia zawołałem :
Cv: Przepraszam , kto tam jest ?! 
Zjawa natychmiast zniknęła, a ja wzruszyłem tylko ramionami.
S: Przejmujesz się nią ? - Tina zaśmiała się uroczo.
Cv: Co ? Nie.. - ironiczny ton zamienił się w śmiech.
S: No idź po trochę tych jabłek.. - wskazała na drzewo skinieniem głowy.
Powoli i ociężale podszedłem do rośliny i nazbierałem trochę owoców. Jedneg o trochę ugryzłem i poczułem się słabo.

...Princess...
Ps: Co ty robisz? To nie dla ciebie!
Wyrwałam mu jabłko, jednak on już nie żył.
S: Cav! Coś ty mu zrobiła?! Ty ...
Ps: Kochaiutka, tak mówić to cioci?
S: Cioci?!
Ps: Jestem matką przyrodniego brata Gwiazdy, malutka.
S: I co? Bo co?
Ps: Daj to swojemu bratu. Prosze.
Dałam jej jabłko. Nie wiem czy będzie taka naiwna.
Ps: Masz to zrobić!
S: Czego chcesz od nas? - powiedziała już dość nieśmiało
Pochyliłam się nad klaczką.
Ps: Nie jesteś za mała na partnera. Taka mała dziewczynka ...
S: Zostaw mnie.
Ps: Bo? Zrobisz mi cos?
S: Czego chcesz? 
Ps: Leć dać mu to jabłko albo ciebie czeka marny los!

...Sophie...
S: Bo się przestraszę! - odważyłam się i kopnęłam ją prosto w pysk. Zaczęła ciec krew, więc chciałam to dokończyć. Klacz dostała jeszcze jeden cios.
S: Za Cavallo. - spojrzałam na Princess. Patrzyła na Renesme jakby nic się nie stało. No tak, ta "przyjaźń na wieki"
S: Głupia szmata. - powiedziałam, odchodząc. Kiedy tylko znikłam z ich pola widzenia pobiegłam do mamy. Odwiedził ją El Diablo z czego bardzo się cieszyłam.
S: Diablo, chodź! - krzyknęłam. Koń pobiegł za mną posłusznie na łąkę. Nie było już tam zdychającej Renesme ani Princess, tylko Cavallo. Na widok jego nieruchomego ciała serce mi stanęło. Ogier podbiegł do niego i zaczął badać.
D: Co się stało? - powiedziała, marszcząc czoło.
S: Dokładnie nie wiem. Pasłam się z Cavem. Ten sięgnął po jabłka, jedno ugryzł i padł. Potem pojawiła się Princess i Renesme. Renesme kazała mi dać jedno to jabłko Diablowi, ale ja zaprzeczyłam i... Trochę mocno jej przywaliłam... - spuściłam łeb, wpatrując się w plamy krwi.
D: Rozumiem, Tina. Kochasz i Cavallo i Diabla, więc zrobiłaś to dla nich. Wybaczę ci.
S: Ale mamo... Ja z nią pracuję! Będzie mi kazała dać mu to jabłko! - powiedziałam ze łzami w oczach. 
D: W takim bądź razie możesz zmienić stanowisko. Pozwalam ci, kochanie. - uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. 
D: To wybieraj.
Spojrzałam na Diabla. Po długiej chwili namysłu postanowiłam.
S: Mogę być medykiem? - poprosiłam.
D: Oczywiście! - uśmiechnęła się. Podbiegłam do Diabla i zaczęłam mu pomagać. Wtedy zjawiła się Renesme.

...Renesme...
Podeszłam do nich.
S: Czego tu jeszcze chcesz wredna małpo ?! - krzyknęła.
R: Ja.. - zawahałam się. 
S: NO ?! - pośpieszała.
R: Ja..chcę użyć eliksiru wskrzeszającego... - odparłam.
Nikt się nie odezwał, cisza.. Wyciągnęłam buteleczkę z niebieskim płynem.
R: Kto tutaj jest szamanem ? - spytałam zmieszana.
D: Isabell.. - powiedziała cicho.
Jak najszybciej nie zwracając na nich uwagi zaczęłam szukać klaczy. Znalazłam ją w ogrodach.
R: Isabell ? - spytałam.
I: Tak, coś się stało ?
R: Proszę czy mogłabyś mi pomóc ? - pokazałam jej eliksir.
Ona uśmiechnęła się i zapytała jeszcze :
I: A o kogo chodzi ?
R: O Cavalla.. - westchnęłam.
Klacz wytrzeszczyła oczy i zrobiła swoje..

...Cavallo...
Obudziłem się na jakiejś polanie. Widziałem 2 Sophie i 5 Daisy. Potrząsnąłem trochę łbem. Zobaczyłem, że nade mną stoi jakaś kara klacz, a już po chwili poczułem, że coś uwiesiło się na mnie. To była Sophie, która przytulała mnie z całej siły.
Cv: Rene.. - wydukałem.
S: Jej już nie ma z nami.. - skrzywiła się.
Cv: Co ? - nie wiedziałem co się stało.

...Sophie...
S: Ona... Ona nie żyje. - powiedziałam. Ogier pobladł, a ja spuściłam łeb.
Cv: Ale jak to? - wyjąkał.
S: Bo... Dała ci jakieś zatrute jabłko... Kiedy chciałam ciebie uleczyć to wróciła i powiedziała, że chce ci pomóc... - wolałam nie mówić o małej bijatyce.
Cv: Ale jak to? - jego oczy były dziwnie puste. - Zatrute jabłko? Nieeee... To niemożliwe... Aż taka wredna nie była...
S: Była... Chciała jeszcze otruć Diabla. Pracowała razem z Princess... - powiedziałam strasznie cicho.
Cv: Mogę z nią porozmawiać? - poprosił szeptem. 

...Cavallo...
I: Myhmm.. - wtrąciła się Isabell.
Cv: Dobrze.. - odetchnąłem głęboko.
Klacz zaczęła te swoje rytuały i juz po chwili zobaczyłem ducha Rene.
R: Cav ?! - zdziwiła się, a po chwili uśmiechnęła.
Cv: Co się stało ? Powiedz mi ! - ponaglałem, lecz Rene milczała.
R: Ja..uważajcie na Prin.. - zniknęła.
Cv: Co ?! Nie ! Na kogo uważać ?! - zmartwiłem się.
S: Na Princess..

Narodziny Crystal i Yantara (El Diablo)

Obudził mnie syk. Otworzyłem oczy i od razu zauważyłem ból w oczach Gwiazdy. Podbiegłem do niej i zapytałem co się dzieje. Odparła, że strasznie boli ją brzuch i chyba zaraz zacznie rodzić. Skinięciem głowy dałem jej znać, że rozumiem. W tej samej chwili wydarła się niemiłosiernie, budząc tym samym Deva. Kazałem mu wyjść pobawić się z Rossą. Wiedział chyba co się dzieje, bo odszedł grzecznie.
ED: Jestem tu... Ciii... - mówiłem kojącym głosem. Po kilkunastu minutach na świat przyszła jedna kasztanowata klaczka oraz kary ogierek. W tej samej chwili do groty wbiegła delegacja - mama, tata, Sophie, Isa, Dari i Devo. Nie wiadomo dlaczego Daisy rozpłakała się widząc mojego drugiego syna.
D: Mój ojciec... Był tak podobny... Różniła ich tylko ta grzywa! - płakała w ramię Kyara. Podszedłem do niej i zacząłem ją pocieszać, nie zwracając uwagi na gratulacje. Gwiazda cieszyła się każdego "Gratuluję", jednak mnie to mało obchodziło.
G: Jak ich nazwiemy? - spytała. - Może klaczkę Crystal?
Słysząc szloch matki powiedziałem:
ED: Ogier Yantar.


Imię: Crystal
Przezwisko: Cryla
Płeć: Klacz
Rodzice: Gwiazda - matka, El Diablo - ojciec
Historia: Urodziłam się dnia 29 października. Mam dwóch braci - Deva i Yantara.
Adopcja: Nie


Imię: Yantar
Przezwisko: Tar
Płeć: Ogier
Rodzice: Gwiazda - matka, El Diablo - ojciec
Historia: Urodziłem się dnia 29 października. Mam dwójkę rodzeństwa - Deva i Crystal. Moje imię wywodzi się od tego, że jestem strasznie podobny do pradziadka - Yantara.
Adopcja: Nie

Cavallo - Święta?!

Ostatnio dowiedziałem się, że mamy święta co mnie strasznie dobiło. Nie przepadałem za świętami.
Szedłem przez gruby śnieg, praktycznie nie dostrzegłem ruszającego się białego obiektu. Podszedłem bliżej, a z białego puchu wyskoczyłam moja ukochana.
Cv: Ooo..moja śnieżynka. - uśmiechnąłem się.
S: Myhmm.. - klacz zarumieniła się i dała mi całusa w chrapy. - I co cieszysz się ?
Cv: Z czego ? - wytrzeszczyłem oczy.
S: No że mamy święta. - Sophie skakała wśród śniegu jak mały źrebak.
Cv: Bardzo, cieszę się bardzo, - uśmiechnąłem się od ucha do ucha. - ale nie z tego, że mamy święta, lecz że widzę Cię.
Moja śnieżynka obdarzyła mnie uroczym uśmiechem i znów spytała.
S: Nie lubisz świąt ?
Cv: Raczej nie... - skrzywiłem się.

...Sophie...
S: Dlaczego? Przecież one są takie fajne! - radosna zrobiłam piruet, który niestety mi nie wyszedł, przez co wylądowałam w śniegu. Śmiejąc się, wygrzebałam się i otrzepałam.
S: To dlaczego ich nie lubisz? - przekręciłam głowę.
Cv: Właściwie sam nie wiem. - westchnął.
S: Jak to? Nie wiesz dlaczego czegoś nie lubisz?
Cv: Na to wygląda.
S: Nie na to wygląda. To głupie nie lubić czegoś bez powodu. Nie chcę cię tym urazić, z góry mówię. Ale wiesz co? Ze mną polubisz święta! - uśmiechnęłam się uwodzicielsko.
Cv: Skoro tak mówisz... - spuścił łeb.
S: Po pierwsze: to dla ciebie. - zdjęłam z szyi jeden z dwóch naszyjników i zawiesiłam go na szyi ukochanego.
S: Wiem, że taki trochę babski, ale nie miałam pomysłów na inny... - westchnęłam.

...Cavallo...
Cv: Babski czy nie ważne, że od Ciebie. - uśmiechnąłem się.
S: Hehe..choć za mną ! - odrzekła energicznie.
Pogalopowałem za klaczą, trafiliśmy do przecudownego miejsca.
Uwielbiałem zimowe krajobrazy, jednak samych świąt nie lubiłem.
Podszedłem bliżej do ośnieżonego drzewa, a po chwili poczułem straszny chłód. Spadł na mnie cały puch z rośliny, z pomocą Sophie która kopnęła je. Spojrzałem surowym wzrokiem na klacz, lecz nie mogłem się na nią gniewać.



...Sophie...
S: Teraz jesteś podobniejszy do mnie. - zaśmiałam się. Ogier przewrócił oczami i strzepał z siebie śnieg.
Cv: Przez ciebie mi zimno!
S: Serio?
Cv: Nie. - zaśmiał się, a ja dałam mu sójkę w bok.
S: Mówić ci ktoś kiedyś, że jesteś głupi? - zażartowałam.
Cv: Tak. A ci mówił ktoś kiedyś, że jesteś piękna?
S: Tak! Każdy kogo spotkam! - powiedziałam z satyswakcją, aby ten stał się zazdrosny.
Cv: W takim bądź razie masz szlaban na wychodzenie. - zamruczał mi do ucha.
S: Ale czemu? - posmutniałam.
Cv: Bo nie mogę pozwolić, aby ktoś cię całował, kiedy ja będę spał.
S: To może mi się oświadcz, co? - prychnęłam, lekko poirytowana. Nie wiedziałam już czy Cav żartuje czy mówi na serio.

...Cavallo...
 Popatrzyłem na nią wielkimi oczyma, a po chwili uśmiechnąłem się od ucha do ucha.
Cv: Chciałabyś ? - spytałem ciekawy.
S: Może.. - odwróciła się do mnie tyłem i udawała obrażoną.
Złapałem ją w pasie i zacząłem lekko kołysać.
S: Co ty wyrabiasz ? - spytała miłym głosem.
Cv: Ciii.. - uciszyłem ją, a ona położyła swój łeb na moim ramieniu.
Cv: Hmm..może teraz spytam, czy chciałabyś wyjść za mnie ? - zamknąłem oczy z rozkoszy.

...Sophie...
S: Cav... Ty żartujesz, prawda? - nie czekając na odpowiedź nawijałam dalej - Przecież my nie jesteśmy nawet rok! Moi rodzice pobrali się po 5 latach...
Cv: Nie, nie żartuję. Może i twoi rodzice dopiero wtedy się pobrali, ale ja chcę teraz. Nie wytrzymam tylu lat, żeby być taki sam jak twój ojciec. Naprawdę, Sophie. Jeżeli mnie kochasz, proszę, wyjdź za mnie. - spojrzał mi głęboko w oczy.
S: Cav, ja naprawdę nie wiem co powiedzieć... - powiedziałam załamanym głosem.
Cv: Proszę. - powiedział cicho, nakładając mi bransoletkę.


...Cavallo...
Cv: Może masz rację, ale .. - westchnąłem głęboko. - Będę czekał na Ciebie całe życie, aż zdecydujesz się odpowiedzieć. Może to być 5 lat, a może 15.
Sophie uśmiechnęła się lekko, a ja powstrzymywałem łzy.
Cv: Kocham Cię więc daje Ci wolność ... - odrzekłem z namysłem i pocałowałem ją w polik.
Robił się już wieczór, klacz zamknęła oczy i położyła się na śniegu. Zrobiłem to samo i wtuleni w siebie usnęliśmy.

El Diablo - Święta z najbliższymi

Rano obudził mnie Devo. Był bardzo podekscytowany i radosny. Spojrzałem przez grotę i zauważyłem, że ziemia jest pokryta białym puchem. Niby taki normalny dzień, a jednak wszystko było takie magiczne...
ED: Dziś święta! - uśmiechnąłem się do syna i pocałowałem go w czoło.
Dv: Tak, tato! - skakał radosny.
ED: Ale ciiiii... Chcesz mamę obudzić? - spojrzałem na leżącą sylwetkę obok mnie i westchnąłem, zauroczony. Czy mogło być coś piękniejszego?
Dv: Tato, jak wygląda ten gwiazdozbiór Walczących Pegazów? - spytał.
ED: Szczerze, synku? Nigdy go nie widziałem... - westchnąłem.
Dv: Jak to?
ED: Nie miałem okazji. Gdy byłem młodszy o tej porze już smacznie spałem... - słysząc to źrebak stulił uszka, smutny. - Jednak ja nie będę kazał ci iść spać.
Dv: Dziękuję, tato! - przytulił się do mnie, szczęśliwy.
ED: Ale nie obiecuję, że go zobaczysz. Po pierwsze: twoja mama. Po drugie: to jest baaardzo późno.
Dv: Dam radę! - krzyknął, tym samym budząc moją ukochaną.
...Gwiazda...
G: Naprawdę nie można ciszej? - zapytałam ziewając - Jak zimno ...
Dv: Święta! - powiedział radośnie mój synek
G: Wiem skarbie. Więc dzisiaj wrócimy szybciej z imprezy ...
ED: Ale jak to? - Diablo zmarszczył czoło
G: Odprowadzimy Devusia do groty ok. 21 no i pójdziemy oglądać gwiazdozbiór ...
Dv: Mamo?!
G: Sądziłeś, że cię puszcze? Mowy nie ma!
ED: Gwiazdo nie przesadzaj ... Devo chce bardzo zobaczyć ten gwiazdozbiór.
G: Obiecałeś już coś?
ED: Tak. A ja nie rzucam słów na wiatr.
G: Ja też nie.
Wyszłam jeszcze trochę się przespać.
Dv: Nie mam szans! Tato, zrób coś!
ED: Jak mama coś powie to już koniec ...
Dv: Kto tu jest głową rodziny?
ED: Tak naprawdę nie jesteśmy małżeństwem skarbie ...
Dv: To chyba możecie być ... dla mnie, dla was.
ED: To już nie twoja sprawa, Dev.
Dv: Babcia z dziadkiem są małżeństwem więc są rodziną. My nie możemy?!
Krzyk mnie wybudził i postanowiłam tam wrócić.
G: Jesteśmy rodziną. My z tatą bardzo się kochamy i kochamy też ciebie. Na małżeństwo kochanie przyjdzie czas.
Popatrzyłam na mojego ukochanego wzrokiem 'uspokój go'. Tak naprawdę marzyłam o małżeństwie. Chciałabym mieć 4 źrebaków tak jak w śnie ... nagle Diablo wyrwał mnie z marzeń i powiedział:
...El Diablo...
ED: Może zmieńmy temat, co? Bo moim zdaniem czas na prezenty! - uśmiechnąłem się do syna.
Dv: Tak! - ucieszył się.
ED: Może zaczniemy od pani. - podszedłem do Gwiazdy z małym pudełkiem. Otworzyłem je, wyjąłem naszyjnik i zawiesiłem na jej szyi, przy okazji całując w policzek.
G: Jest... Piękny! - rzuciła mi się na szyję.
ED: Nie piękniejszy od ciebie. Jednak nie jest tylko jakąś głupią ozdobą. Z pomocą Espany zaklnąłem go w ten sposób, że kiedy tylko za mną zatęsknisz, mój duch pojawi się u twojego boku.
G: Jak to twój duch?
ED: Nie mieliśmy zaklęcia cudzego teleportowania, więc wymyśliliśmy rozszczepiane.
G: Naprawdę teleportacja była trudniejsza niż rozszczepianie? - uniosła brew.
ED: Akurat tak. Ale pozwól, że dam prezent Devowi. - uśmiechnąłem się i podszedłem do syna. Wyjąłem drugie pudełko, a z niego wyciągnąłem medalion ze smokiem. Zawiesiłem go na szyi syna, mówiąc:
ED: Ten także jest zaklęty, ale trochę bardziej obronnie. Kiedy tylko smok uwięziony w tym wisiorze poczuje niebezpieczeństwo zagrażające tylko tobie uwalnia się z niego. Coś w stylu smoczego skowytu. - kiedy to mówiłem oczy smoka groźnie rozbłysły szkarłatem.
Dv: To prawdziwy smok czy tylko duch?
ED: Prawdziwy, jednak nie olbrzymi. Tylko obiecaj mi jedno. - spojrzałem na niego surowo. - Nie będzie specjalnie rzucać się w tarapaty, aby zobaczyć lub pochwalić się swoim towarzyszem, dobrze?
Dv: Dobrze, tato. Dziękuję! - uśmiechnął się i przytulił do mnie.
ED: Proszę bardzo, synku. - wyszeptałem do jego ucha i spojrzałem na Hunę.
...Gwiazda...
G: Ja też coś mam dla was...
Podeszłam do mojego prezentu pchając go z całej siły.
Kt: Cześć!!! - wykrzyczał prezent - Jestem Kitta i od dzisiaj jestem twoją towarzyszką!
Kotka przysunęła się do mojego syna, a on zaczął bawić się jej ogonem.
G: Kochanie ... nie miałam pomysłu co ci dać. Więc ... musimy gdzieś iść, żeby ci go dać.
Podeszliśmy do jeziorka tam gdzie zostaliśmy parą. Zamknęłam oczy i w myśli wypowiedziałam zaklęcie.
G: To jest ... nie umiem tego opisać. Chciałam dać ci coś co nigdy nie dostaniesz od nikogo innego. Miałam pomysł na dzieci, lecz ... - Diablo spojrzał na mnie jakby chciał taki prezent - To jest Enagled. Jest to gwiazda. Dziś przyniesie nam szczęście, bowiem to właśnie dzięki niej mam tak na imię. On będzie ci zawsze o mnie przypominał. Uchroni cię przed niebezpieczeństwem. Dałeś mi to samo praktycznie, więc od razu przepraszam jak poczujesz się 'zagapiony'.
ED: Kochanie, dziękuje Ci.
Duch gwiazdy złączył się z Diablem. Wróciliśmy do naszej groty. Zobaczyliśmy, że Devo coś robi z jedną ze ścian.
ED: Dev, co robisz?
Devo odsunął się i pokazał nam ozdobioną ściane. Pisało na niej "Gwiazda+Diablo=Devo i moje rodzeństwo" ozdobił je nierównymi serduszkami. Rozpłakałam się.
G: Synku, dziękujemy!
Diablo spojrzał na dzieło jakby sam miał się rozpłakać.
...El Diablo...
~~Kilka godzin później
Tańczyłem właśnie wolnego z moją ukochaną przy świątecznej choince. Świeciły na nas setki, a nawet tysiące gwiazd, ale dla mnie była najważniejsza ta jedyna jedyna. Moja Gwiazda.
Dv: Tato kiedy będą te gwiazdy? - wyczekiwał niecierpliwie, kiedy przestaliśmy tańczyć.
ED: Niedługo. - uśmiechnąłem się do niego. Źrebak ziewnął przeciągle.
G: Mówiłam, że to zły pomysł, żeby szedł tak późno spać! - prychnęła.
ED: Kochanie, ten jeden dzień możesz mu odpuścić. Naprawdę strasznie długo tego wyczekiwał, chcesz zepsuć mu marzenia? - wyszeptałem do jej ucha.
G: No dobrze już, dobrze! - przewróciła oczami, ulegając pieszczotom.
Dv: Tato, mogę iść do Ross? - spytał.
ED: Jasne, nie pytaj! Zawołam cię jak gwiazdozbiór będzie widoczny.
Dv: Dzięki! - uradowany pobiegł do klaczy. Niedawno dorosła, stając się taka piękna. Ciekawe czy Dev będzie także przystojny...
Rs: Cześć, Dev! Wiesz, że odkryłam już swoje moce! - nadzorowałem rozmowę.
Dv: Super! A ja dostałem fajowskie prezenty od rodziców i dziadków! - pochwalił się.
Rs: Ja dostałam wianek od twojej cioci. Masz bardzo fajną ciocię, wiesz?
Dv: Wiem, bo to MOJA ciocia! - zaśmiał się.
Słuchając ich niecierpliwie wyczekiwałem północy. Kiedy w końcu nadeszła wszyscy zaczęli się w nie wpatrywać jak zaklęci. Najpiękniejsze było to, że to nie był zwykły gwiazdozbiór, ponieważ dwa pegazy ruszały się i naprawdę walczyły!
W świetle gwiazd Huna wydawała się świecić. Była taka piękna, taka kusząca. Schyliłem łeb nisko przed nią oświetlany przez Pegazy, czując na sobie wzrok koni z obu stad.
ED: Gwiazdo...
Pamiętasz jak się poznaliśmy?
Wtedy nie mogłem oderwać od Ciebie wzroku.
Cały czas patrzyłem i patrzyłem i nie mogłem nasycić się twoim widokiem. Miesiące mijają, a ja chcę więcej i więcej.
Nie mogłem zrozumieć dlaczego tak się dzieje,
ale teraz już wiem: jestem w tobie zakochany.
Jestem zakochany i jednocześnie przerażony, ze Ciebie stracę.
Dlatego nie chcę ryzykować ani chwili dłużej.
Czy zostaniesz moją żoną?





...Gwiazda...
Patrzyłam w gwiazdy i długo nie docierało to do mnie.
ED: Gwiazdo ...
G: Bardzo się bałam, że to ja cię stracę ... tak - najpierw wyszeptałam, a potem zaczęłam krzyczeć tak, że wszyscy byli wpatrzeni w nas - TAK!
Skoczyłam mu szybko na szyję. Poczułam jego pocałunki na moim ciele. A przecież wszyscy nas oglądali ... Przyszedł do nas także Ross z Devem.
Dv: M-mamo? Tato?
G: Powinniśmy wracać ... - orzekłam, gdy zobaczyłam pojedyncze konie
Wróciliśmy do groty. Mocno wpatrzyłam się w dzieło Deva.
G: 'I moje rodzeństwo ...'
ED: Co tak myślisz? - przytulił mnie od tyłu.
G: To nasz dzień nie sądzisz? Patrz.
Pokazałam mu dręczący tekst. Od razu zrozumiał.
...Diablo...
Spojrzałem na Gwiazdę. Patrzyła na mnie wyczekująco, jednak ja milczałem. Naprawdę Dev marzył tylko o rodzeństwie? Przecież ja jako źrebak nie umiałem wytrzymać z Isą...
ED: Przejdziemy się? - spytałem. - Jest piękna noc...
G: Jasne. - uśmiechnęła się. Wyszliśmy z groty dotykając się bokami.
G: Gdzie idziemy? Może Łąka Miłości? - zaproponowała.
ED: Miałem taki zamiar. Rodzice mogą poczekać. I tak pewnie mama będzie skakała ze szczęścia. Tylko tego jej brakowało. Dwa śluby w jednym roku... - westchnąłem.
G: Hah. Ale jest jeszcze Sophie, nie? - uśmiechnęła się.
ED: Tina? Ona ma dopiero dwa lata!
G: Oj tam, oj tam. I co z tego? Przecież wiek to tylko cyfra! - zaśmiała się.
ED: Niby tak... - westchnąłem.
G: Co się dzieje?
...Gwiazda...
 ED: Co cię skłoniło do bycia z takim staruchem jak ja?
G: Staruchem? - zamarłam - Kochanie, jesteś pełnią życia!
ED: Dobrze to może pójdziemy na Łąkę Miłości? - zaproponowałam ponownie
Było tam tak pięknie. Jednakże znowu mnie coś przycisnęło.
G: Diablo ... nie wim jak ty, ale moja odpowiedź w tej sprawie jest jasna ...
ED: W jakiej sprawie?
G: Dzieci ...
Ogier spojrzał na mnie i powiedział:
...El Diablo...
ED: Rozumiem, że chcesz spełnić marzenie Deva...
G: Chcę, aby był szczęśliwy. - uśmiechnęła się. - A ty?
ED: Dla niego mogę zrobić wszystko. Nawet załatwić mu rodzeństwo. - zażartowałem.
G: Wszystko? - uniosła brew.
ED: Tak. - zacząłem całować ją po szyi. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Zacząłem schodzić coraz niżej i niżej. Dalej sprawy same się potoczyły...
Wracając do naszej groty wstąpiliśmy do mojej siostry po oba eliksiry - Napój Bliźniąt i Eliksir Hery. 

Cynamon - Zmiany

Leżałem nieruchomo w swojej grocie, po chwili przyszła Sophie.
S: Jak się czujesz ? - spytała troskliwie.
Cn: Chyba dobrze..
S: To dobrze.. - zaśmiała się.
Cn: Mam prośbę, czy mogłabyś iść do Rene i poprosić ją o Eliksir Juventúte i Wodę Młodości ? - spytałem.
S: Pewnie.. - westchnęła i wybiegła z groty.
Czekałem dość długo, byłem w stanie zamyślenia.Po chwili przysnąłem.

~ Sen.
Cn: Renesme ! Kto to ?! - krzyknąłem.
Moja siostra stała koło jakiegoś ogiera, była tam też Sophie. Zacząłem biec w jej stronę, ale na mojej drodze powstała przepaść. Nie mogłem w to uwierzyć, drugi ogier podchodził do niej i..

~~~
...Sophie...
S: Cyn! Cyn! - ogier przewracał się z boku na bok. Potrząsałam nim, żeby się obudził. Kiedy otworzył oczy ciężko sapał i spojrzał na mnie wystraszony.
S: Wszystko dobrze? Co się stało? - spytałam delikatnym głosem.
Cn: Ni... Nic... - wziął głęboki wdech i się rozluźnił.
Cn: Masz te eliksiry? - spojrzał mi w oczy.
S: Tak. A czemu chcesz się zmieniać? Przecież teraz też jesteś fajny i wyjątkowy...
Cn: Wiem, jednak jestem od ciebie dużo starszy. Żeby mieć większe szanse chcę się trochę zmienić. - uśmiechnął się szarmancko. Przewróciłam oczami i podałam mu dwie buteleczki.

...Cynamon (Cavallo)...
Wypiłem obie jak najszybciej mogłem. Poczułem jak napływają do mnie nowe siły. Wypiąłem dumnie pierś i przewróciłem się.
S: Cavallo, nic Ci nie jest ?! - wystraszyła się i pomogła mi wstać.
Cv: Nie, chyba. - westchnąłem i zaśmiałem się łobuzersko.
S: Heh.. - zaśmiała się.
Cv: Pamiętasz moje pytanie, nie odpowiedziałaś mi jeszcze.. - puściłem oczko do niej.
Klacz zamyśliła się i po chwili odparła :
S: ..

...Sophie...
S: Dużo nad tym myślałam i... - wzięłam głęboki wdech. - Moja odpowiedź brzmi: tak. - uśmiechnęłam się do niego. Ogier uśmiechnął się szarmancko, podszedł do mnie i pocałował z uczuciem. Kiedy tuliłam się do jego piersi, ten wyszeptał do mojego ucha:
Cv: Kocham cię, Sophie. Kocham cię nad życie, bo ty jesteś moim życiem... - zaczął mną delikatnie kołysać. Kiedy tak 'tańczyliśmy" przytuleni do siebie, ogier krzywo postawił złamaną nogę przez co przewrócił się uderzając łbem o ziemię.
S: Cav! - krzyknęłam, przerażona. Uklęknęłam przy nim. Spod grzywy zaczęła cieknąć krew. Na szczęście nie było jej dużo, ale i tak byłam bardzo zdesperowana. Teraz, kiedy on był dla mnie jeszcze ważniejszy prawie się popłakałam. Jednak zamiast szlochać, wstałam i pobiegłam po Diabla.
S: Diablo! - krzyknęłam, wbiegając do groty.
ED: Tak, siostrzyczko? - był całkowicie spokojny.
Dv: Ciociu, co się stało? - wyszedł z kąta.
S: Cavallo... On... Jest ranny! - teraz byłam już załamana. Wiedziałam, że jeżeli brat uleczył go kilka dni temu dzisiaj będzie to dla niego pikuś, ale i tak się martwiłam.
Ogier zmarszczył czoło, ale wziął syna na barana i pobiegł za mną wprost do Cava. Gdy dobiegliśmy razem z synem zaczął pracować przy moim ukochanym.
S: Kiedy się obudzi? - wolałam nie pytać "czy".
ED: Nie wiem. Jak to się stało?
S: No tańczyliśmy...
ED: Tańczyliście?! Tina, on jest w czasie rehabilitacji!
S: To był jeden wolny! - ogier zmarszczył czoło, ale po chwili zrozumiał. Skinął głową, zrobił cienki opatrunek ogierowi i dał mi kilka instrukcji, co zrobić kiedy się obudzi. Niewiele słuchałam, bo w duchu błagałam, żeby Cavallo obudził się jak najszybciej...

...Cavallo...
~ Sen
Stałem nad przepaścią, nie miałem pomysłów jak dostać się na drugą stronę. Poczułem jak ktoś położył mi swoje kopyto na boku. To była Rene. Uśmiechnęła się do mnie i wskazała na mały mostek.Zacząłem galopować co sił w nogach, odepchnąłem karego ogiera i pocałowałem Sophie w chrapy.

~~~
Cv: Witaj, moja ślicznotko. - uśmiechnąłem się.
Klacz posłała mi uroczy uśmiech i rzuciła na szyję. Jęknąłem z bólu.
S: Przepraszam.. - zarumieniły jej się policzki.

Avinashi

Moją matką była śnieżnobiała klacz imieniem Amanti. Była niezwykle piękna, mądra i pomocna. Ojciec miał na imię Advay i był potężnym karym ogierem z którego każdy brał przykład. Zawsze chciałabym być taka jak mój ojciec, ale kiedy urodził mi się brat większość czasu poświęcali jemu a potem ... zupełnie o mnie zapomnieli. Aashish to, Aashish tamto. Miałam tego dosyć i opuściłam rodzinne stado. Sama odkryłam moce, sama dawałam sobie radę, ale jestem tylko klaczą, która pragnie się kiedyś zakochać, więc zaczęłam szukać stada. Tak właśnie znalazłam się tutaj.


Renesme - Eliksir Juventúte

Ostatnio Cyn przesiaduje samotnie w mojej grocie. Miałam już tego dosyć, więc musiałam go jakoś " pozbierać do kupy ".
R: Cyn wyjdź wreszcie gdzieś ! - powiedziałam głośno z żalem.
Cn: Nie chce mi się..
R: Idziesz ze mną i koniec kropka ! - chwyciłam go za ogon i zaczęłam ciągnąć.
Ogier zaczął głośno krzyczeć, a ja skarciłam go spojrzeniem. Cynamon wlekł się jak nigdy dotąd, zawsze był porywczy i taki uśmiechnięty.
R: Może to te lata ? W sumie tacy młodzi nie jesteśmy. - westchnęłam.
Cyn mruczał coś pod nosem, ale nie słyszałam co. Po drodze zbierałam różne zioła, mogły mi się kiedyś przydać. Najbardziej zaciekawił mnie kwiat.
Chwilę myślałam nad nim, zerwałam go i pogalopowałam do swojej groty. Zostawiłam Cyna samego gdzieś daleko. Szybko wyciągnęłam z torby wszystkie rzeczy które znalazłam.
Po dłuższym namyśle i nieudanych próbach udało mi się stworzyć eliksir. Nazwałam go Eliksir Juventúte.


Eliksir Juventúte
1. Zmienia imię konia.
2. Można zażyć raz na 2 lata.
3. Trzeba mieć min. 2 lata.
4. Nowe imię musi zaczynać się na tę samo literkę co poprzednie.

Gwiazda - Devo...

Ach mój synek jest taki mądry. Gdy byliśmy w ogrodzie rozpoznał każde gatunki drzew oraz sporządził kilka eliksirów. Przecież on ma dzień! Gdy podeszliśmy do groty medyka gdzie był Diablo postanowiliśmy do niej wejść.
G: Nie przeszkadzamy?
ED: Wy nigdy nie przeszkadzacie. - pocałował mnie w chrapy i uśmiechnął się do syna
G: Diablo mam problem ...
ED: Ja też ... nie znam w ogóle teorii o ...
Dv: Czy to teoria wskrzeszenia? Chodzi tutaj o podzielność ciał dzięki czemu zmienia się w trzy i z nich tworzy akcje: mózgu, serca i pokarmu, potem rodziła się na rozmnażanie, wydalanie i oddychanie. Wtedy rozwijają się uczucia. Poznajemy swoje moce. No i wtedy otwieramy się na świat dorosłych ...
ED: Dev, ale ... jak?!
Dv: Normalnie.
Dev krzątał się po gracie.
ED: To jaki masz problem?
G: A go nie widzisz?
... El Diablo...
ED: Kilka godzin temu byłaś najszczęśliwszą klaczą na świecie, bo masz syna! Teraz masz go dość? - zmarszczyłem czoło.
G: Nie, no coś ty. Chodzi mi o to, co on mówi. On ma dopiero jeden dzień, a jest mądrzejszy niż całe nasze stado na raz! Na serio tego nie zauważyłeś? Przed chwilą opowiedział ci o teorii wskrzeszenia, o której nie miałeś pojęcia!
ED: Zauważyłem, kochanie. Może jest taki mądry po tobie?
G: Raczej po tobie. - prychnęła.
ED: Ja nie jestem nauczycielem, w dodatku mocy.
G: A ja nie jestem medykiem, a każdy wie, że medycy powinni wiedzieć więcej niż nauczyciele.
Przewróciłem oczami.
ED:Może po prostu to jakaś moc mu się objawia?
G: W tak młodym wieku? Szanse minimalne, jeżeli nie zerowe.
ED: A może nasz syn jest wyjątkowy, tak jak ty? - wyszeptałem do jej ucha.
...Gwiazda...
G: Może? Nie myśl, że go nie kocham, bo jest dla mnie najważniejszy, ale ... niepokoi mnie to.
ED: Może warto się z tym pogodzić?
G: Poza tym wymyślił kilka eliksirów ... całkiem mądrych.
ED: Może przekonamy Dai na te eliksiry? Jakie to?
G: Odmładzania. Liść Fârryti odmładza o rok. Objaśnił wszystko. Powiedział, że potrzebuje Kwiatu Paproci.
ED: Kwiat Paproci?
G: Tak.
ED: On nie powinien beztrosko biegać na łąkach?
G: No ... jak się przewróci musi obliczyć o ile ... Diablo proszę powiedz mu, że nauka nie jest najważniejsza. A eliksir odmładzania się przyda. Powiedz tylko gdzie ten kwiat ...
ED: To już do Espany.
G: Ciekawe gdzie znajdę Espanę ...
ED: A to już twój problem ... - uśmiechnął się łobuzersko
Dv: Mamo! Porozmawiasz z babcią?
G: Kochanie tak. Ale eliksir nie jest gotowy.
Dv: Jak to nie? Wywar ostyga.
Spojrzałam na Diabla.
ED: Devo ...
Dv: Tato?

...El Diablo...
ED: Słuchaj... Jesteś jeszcze źrebaczkiem, kilka dni temu się urodziłeś. Powinieneś cieszyć się młodymi latami, a nie bawić się w takie rzeczy. Eliksiry zostaw cioci Sophie, a teorie mi.
Dv: Ale tato...
ED: Kochanie, proszę, przestań zawracać sobie głowę takimi sprawami. Nauka w tym wieku nie jest ważna. Dla ciebie powinna liczyć się tylko dobra zabawa, a nie nauki ścisłe. Zrobisz to dla mnie?
Dv: Mama kazała ci to powiedzieć? - spytał, patrząc na mnie uważnie.
ED: Może tak, może nie. Zrobisz to dla mnie? - powtórzyłem.
Dv: Nie rozumiem. Mam porzucić naukę dla zabawy? - przekrzywił głowę.
ED: Nie na zawsze. Kiedy osiągniesz dojrzałość możesz zostać mędrcem czy kimś innym. Wtedy nie będę odpowiadał za ciebie, a ty będziesz mógł robić to co będziesz chciał. Na razie jesteś pod moją i mamy opieką, więc masz się nas słuchać.
Dv: Ale tato... Dla mnie nauka jest ważniejsza i w dodatku...
ED: Dev. - zmarszczyłem czoło. - Mam ci zrobić pranie mózgu, żebyś stał się normalnym źrebakiem?
Dv: Takie coś jest nie możliwe.
ED: A chcesz się przekonać, że ja tak umiem? Zawróciłem już w głowie mamie, więc ty nie będziesz wyjątkiem. - uśmiechnąłem się do niego.
Dv: A ja słyszałem, że to ona tacie zawróciła w głowie.
ED: Dobra dość. - miałem już tego pomału dosyć. - Masz przestać zajmować się takimi sprawami, zrozumiano?
Dv: Takimi czyli jakimi? Miłosnymi?
ED: Wszystkimi. Masz myśleć o kwiatkach, zabawie i śmiechu, jak normalny źrebak! - w tej chwili do groty weszła Gwiazda z Espaną.
...Gwiazda...
Dv: Nie! Nie boję się ciebie! Po prostu z ciebie taki ojciec! To może mnie oddajcie do adopcji?
Rozpłakałam się słysząc te słowa.
Dv: Tato ... daj mi dokończyć ten eliksir i dam sobie spokój.
ED: Mam ci dać szanse po tym co powiedziałeś?
Ep: Spokojnie. To moja wina. Poproszono mnie, by to dziecko było jednym z najmądrzejszych.
ED i G: Kto?!
Ep: Przedstawiła się ... nie pamiętam. Macie skarb. Jest to dziecko marzeń. Jeżeli dacie mu spełniać swoje pasje to on nie będzie półgłówkiem zaczynając prace.
ED: Dobrze. - spojrzał na syna - Tylko nie wyskakuj mi tu do mnie, bo i tak ci się nie uda.
Dv: Dobrze.
Devo pobiegł na zaplecze, gdzie kontynuował swoją prace.

~~ Chwile później
Przyszli do nas Daisy z Kyarem.
D: Aż się ciesze, że jest mądry! No miał po kim.
Dv: Babcia? Oto on!
Mały podał fiolkę Daisy. Przeglądała się jej, aż w końcu ...

...Daisy...
D: Więc ona odmładza o rok? - powiedziałam po chwili.
Dv: Tak. - uśmiechnął się.
D: Nie mogę uwierzyć, że jesteś taki mądry... Zawsze marzyłam o takim eliksirze... - westchnęłam.
Dv: Przyjmiesz go? - przekręcił głowę.
D: Takie pytanie bardziej do Renesme. Ale ja jestem jak najbardziej na tak. - uśmiechnęłam się do niego.
Dv: Pójdzie babcia ze mną? - zrobił słodkie oczy.
D: Jasne, chodź. - wzięłam go na barana. El Diablo spojrzał na mnie niepewnie na co odpowiedziałam:
D: Nie przesadzaj i daj nacieszyć mi się wnukiem. - nie czekając na jego reakcję poszłam do Renesme.
...Renesme...
Zobaczyłam Daisy i Deva wchodzącego do mojej groty.
R: Cześć.. - uśmiechnęłam się lekko.
D: Hej, Dev stworzył eliksir..
R: Taki maluch ? - przerwałam jej. - No dobra, pokaż. - spojrzałam na źrebaka.
Dv: Plose.. - wręczył mi buteleczkę.
R: Co on robi ? - spytałam zaciekawiona.
D: Odmładza o rok.. - westchnęła Dai.
R: Ooo..
Dv: Przyjmie go pani ? - spytał maluch.
R: Pewnie ! - rozpromieniłam się i pomyślałam o Cynamonie.

...Gwiazda...
Nie mogłam wytrzymać i podeszłam do Reny z Diablem.
G: Udało się?
Dv: Tak! - wtulił się we mnie - Dziękuje wam.
ED: A ja ci dziękuje, że zrobiłeś za mnie całą prace. - uśmiechnął się
Dv: Tylko te teorie?

~~ 2 godziny później
Poszłam z małym na Górską Łąkę. Nakarmiłam go tam no i pobawiłam się z nim. Szczęście, że Sophie była, bo to jedna z najmłodszych w stadzie.

Woda Młodości
 1. Eliksiru może użyć każdy, kto ukończył 5 lat.
2. Eliksir jest bardzo kapryśny. Odmładza zazwyczaj o rok, czasami o 2 lub 3.

Princess

Właśnie podziwiałam narodziny pięknej klaczki - Gwiazdy. Gdy było już po wszystkim jej ojciec zwrócił się do mnie:
Mh: Kochanie?
Ps: Tak?
Delikatnie dotknął moich ust, potem mocniej i mocniej. Wreszcie, gdy przeszliśmy do groty kochaliśmy się.
Mh: Kocham cię, jesteś dla mnie całym światem.
Ps: A co z Gixą, Gwiazdą?
Mj: Są dla mnie NICZYM.
Wtedy Gixa weszła do nas.
Gx: ... C ... c ... co .. co?
Wstał i spojrzał jej w oczy:
Mh: To koniec.
Zapłakana wybiegła z groty. Ja nie miałam żadnych pohamowań, nie było mi jej żal.
Mh: Chodź! Uczynię cię betą ...
Wyszliśmy ... na ogień.
W: Ewakuacja!!! - krzyczeli wszyscy
Rozstaliśmy się. W drodze urodziłam Biołego. Szliśmy razem przez świat dopóki nie spotkaliśmy tego feniksa. Zabił go, ja uciekłam. Jaka bezsilność! Widząc pewną klacz pasącą się na Lazurowym Wybrzeżu.
G: Prins? To ty?
Ps: Tak.
G: To ja ... Gwiazda.
Gwiazdo ... przepraszam. Zraniłam i zniszczyłam ci wszystko. To moja wina. Mały źrebak powiedział do niej 'Mamo'. Nagle ktoś mnie wyrwał z myśli:
D: Hej jestem Daisy i jestem alfą tego stada. Może zostaniesz?
Ps: Tak.
Mam potężną urazę. Widać, że jest szczęśliwa. I ja mam jej zepsuć te szczęście?


Renesme - Przygody?

Wyszłam ze swojej jaskini i usiadłam na kamieniu. Jednym kopytem podparłam łeb, a drugim grzebałam w ziemi. Zobaczyłam cień, lecz nie swój, a po chwili czyjś głos.
Y : Cześć.. - zaczął i pokazał swe oblicze.
Widziałam go już, ale to nie była długa rozmowa.
R : Hej.. - westchnęłam.
Ogier usiadł obok mnie, wziął kamyka i zaczął go podrzucać. Po chwili rzucił nim o drzewo i nastała cisza.

...Yamaray...
Y: Co taka piękna klacz robi tutaj sama? - uśmiechnął się zalotnie.
R: Nudzi się. - westchnęła.
Y: No to może się przejdziemy, kwiatuszku?
R: Czemu nie. - odpowiedziała i podniosła się z ziemi.
Y: Czym się zajmujesz, Renesme?
R: Pamiętasz moje imię?
Y: Czemu miałbym nie pamiętać? Pamiętam imię każdego cudu natury.
R: Przesadzasz. - przerzuciła oczyma.
Y: Ależ nie... a więc? Czym się zajmujesz kochanie?
R: Jestem znachorem.
Y: O proszę! Mamy wspólne zainteresowania.
R: Naprawdę?
Y: Oczywiście. Uwielbiam zbierać zioła i tworzyć różne wywary.
R: Mówisz serio czy tylko tak, żeby mnie poderwać?
Y: Czemu miałbym kłamać? Ponad to jeszcze potrafię przywoływać duchy. - dumnie się uśmiechnął.
R: To ciekawe. A jakie masz stanowisko w stadzie?
Y: Jestem nauczycielem. - zaśmiał się.
R: Nauczycielem? Ty? Czemu akurat to?
Y: Zawsze chciałem pobawić się w nauczyciela. - zaśmiał się.

...Renesme...
R: Aha czyli to tylko takie na chwilę ? - spytałam ironicznie.
Y: No wiesz, nigdy nie wiadomo.. - zaśmiał się.
R: Dobra zmieńmy temat.. - westchnęłam.
Y: Pewnie, a na jaki dama by chciała ? - uśmiechnął się szelmowsko.
R: Może lepiej po prostu gdzieś chodźmy ? - zaproponowałam.
Y: Dobrze, dobrze. Panie przodem. - przepuścił mnie przodem.
Zaczęliśmy iść przed siebie w ciszy.
Y: Co lubisz, moja droga ? - spytał.
R: Wiele rzeczy..

...Ray...
Y: No dobrze, nie chcesz to nie mów. - uśmiechnął się.
R: Nie, że nie chcę tylko tego jest za dużo.
Y: No dobrze, to wystarczy nam zielarstwo i magia.
R: No niech będzie. - uśmiechnęła się.
Y: Wiesz, że jesteś najpiękniejsza w tym stadzie?
R: Tak wiem ... jestem tak samo piękna jak reszta klaczy. - przewróciła oczyma.
Y: Oh... co ja poradzę, że wszystkie jesteście takie cudowne.
R: A no nic. - zaśmiała się.
Y: Oh... Renesme. Robisz to specjalnie, tak?
R: Co robię?
Y: Uwodzisz mnie. - podszedł bliżej tak, że dotknął jej poliku swoimi chrapami.
R: Ja nic nie robię. - wyszeptała i westchnęła.
Y: Odpręż się. - wyszeptał i zaczął lekko smyrać klacz.

...Renesme...
R: Ray..Chyba przesadzasz. - zachichotałam.
Y: Myhmm.. - westchnął.
Popatrzyłam na niego ze słodkim uśmiechem.
Y: Ten twój uśmiech.. - mówił.
Zaczął się o mnie ocierać, a ja odwróciłam się jednocześnie uderzając go ogonem w twarz.
R: Upss.. - próbowałam udać, że nie chciałam tego zrobić, ale uśmiech "przylepił" mi się do twarz.
Patrzyłam na chyba smutną minę ogiera i po chwili ja także zrobiłam smutną minkę.

...Ray...
"Ahh... te klacze. Skoro ona tak to ja tak!" - stworzyłem potężny wiatr, tak że klacz się przewróciła.
Y: Kochanie? Nic Ci się nie stało? - podbiegłem do niej i pomogłem wstać.
R: Daruj sobie! Dobrze wiem, że zrobiłeś to specjalnie! - zaczęła się śmiać.
Y: Ja? Ależ skądże! - udawałem niewinnego.
R: Wcale! No wcale! - krzyczała oburzona.
Y: Ależ kotku, przesadzasz. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
R: Daruj sobie! - przerzuciła oczyma.
Y: Ale o co tobie chodzi?
R: O nic!
Y: No właśnie.
R: Denerwujesz mnie! Pfy! - machnęła ogonem i odeszła.
Y: Też Cię kocham! - krzyknąłem do niej i użyłem magi powietrza, aby stworzyć z liści wirujące serce, które jej wysłałem. Klacz stanęła i odwróciła się patrząc na mnie ze znudzonym wzorkiem. Wokół niej zrobiłem wielkie serce tak, że wyglądało to jakby stała w jego środku. Po czym się uśmiechnąłem.

...Renesme...
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami i na jego "dzieło". Podeszłam do niego bliżej i pocałowałam go w chrapy.
R: Zadowolony ? - spytałam i zaczęłam iść przed siebie.
Stał jak wryty, nawet serce z liści które stworzył przed chwilą opadło. Odwróciłam jeszcze łeb żeby popatrzeć jak zareagował. Stanęłam przy drzewie i krzyknęłam :
R: Będziesz tak stał ?! - zaśmiałam się i przewróciłam oczyma.

...Ray...
Y: Będę. - odpowiedziałem zszokowany.
R: No to jak chcesz. - uśmiechnęła się i powoli kierowała się w głąb lasu.
Y: Nie no, czekaj! - podbiegł do niej.
R: Tak?
Y: Czemu to zrobiłaś? Zazwyczaj każda mnie olewa. - uśmiechnął się.
R: A nie wiem, tak jakoś. Ray?
Y: Tak?
R: Czemu ty jesteś taki? Czemu do każdej zarywasz?
Y: Cóż ... co ja mam Ci odpowiedzieć? Tak zostałem wychowany ... mój ojciec miał dużo klacz a moja mama nie miała nic przeciwko temu.
R: I co? Nie potrafisz się zakochać w jednej?
Y: Cóż ... nie zdarzyło mi się to. Szczerze to do żadnej nigdy nic nie czułem.
R: Ale jak to nic?
Y: No tak po prostu.
R: To dlatego taki jesteś dla każdej?
Y: W sumie to nie wiem. - opuścił łeb.
R: Oj... przykro mi. - lekko go przytuliła.
Y: Ale nikomu o tym nie mów!
R: O czym?
Y: O tym co właśnie się stało. - uśmiechnął się.
R: Ale wiesz... to by mogło zmienić twoją pozycję.
Y: Może, ale ja nie chce. Wątpię w to, żebym się zakochał, więc lepiej niech traktują mnie tak jak teraz.
R: No skoro tego chcesz.
Y: Dziękuję skarbie. - pocałował ją w polik.
R: Hehe, nie ma sprawy. - uśmiechnęła się.
Y: To ja lecę, papa!
R: No Hey!

Cynamon - Nowa znajomość

Siedziałem wygodnie koło wodospadu, patrzyłem na szumiącą wodę. Byłem zamyślony i zadowolony. Po chwili poczułem czyjś oddech na plecach, odwróciłem się i ujrzałem śnieżnobiała klacz. Słabo widziałem jej twarz, gdyż słońce świeciło mi w oczy.
C : Witaj..śnieżko. - uśmiechnąłem się łobuzersko.
Klacz zdziwiła się, lecz odwzajemniła uśmiech.
C : To co, jak Ci na imię puszku ? - zadałem kolejne pytanie.
S : Sophie.. - uśmiechnęła się uroczo.

... Sophie...
Cn: Jestem Cynamon, ale mów mi Cyn.
S: Miło mi. - uśmiechnęłam się promiennie.
Cn: Mi bardziej. - odwzajemnił uśmiech szarmancko.
Czemu on był taki miły? Czyżbym wpadła mu w oko? Nieee, to niemożliwe.
Cn: Może przejdziemy się i lepiej poznamy? - zaproponował.
S: Chętnie ale jedno ale. - uśmiechnęłam się tajemniczo.
Cn: Jak brzmi to "ale"? - uniósł brew.
S: Ty prowadzisz i ty zaczynasz gadać o sobie.
 
...Cynamon...
Cn : Hehe..no dobrze, jeśli puszek tego chce. - puściłem jej oczko i zacząłem iść przed siebie.
Klacz podbiegła i szliśmy równym tempem, nawet nie wiedziałem gdzie idziemy.
Cn : Hmm..Jestem bratem Rene.. - uśmiechnąłem się, choć wiedziałem, że raczej jej to nie będzie obchodzić. - I to chyba tylko tyle, nic w moim życiu nie było ciekawe.. - posmutniałem.
S : Serio ?! Coś mi się nie chcę wierzyć. - uśmiechnęła się.
Cn : Mi tez się nie chce wierzyć, że widzę taką klacz jak ty. - odparłem stanowczo.
S : To gdzie idziemy ? - spytała zaciekawiona, że idziemy jakimś lasem. Nastała mgła, nie wiedziałem właściwie gdzie idziemy, więc nie odpowiedziałem nic. Już po chwili naszym oczom ukazała się łąką. Widać było tylko jaskinie.
Z ciekawości weszliśmy do środka.

...Sophie...
  S: Jak tutaj pięknie! - piszczałam zachwycona, idąc przez jaskini. Te wszystkie stalaktyty odbijające się w podziemnym jeziorku... Och, jakie to było piękne!
Cn: Masz rację. Śliczne to miejsce, ale nie piękniejsze od ciebie. - uśmiechnął się szarmancko. Poczułam się dziwnie nieswojo. Na moich policzkach pojawił się rumieniec.
S: Mieliśmy pójść na spacer, żeby się lepiej poznać, a nie żeby oglądać okolice. W dodatku to chyba tereny mojej siostry i jej partnera, więc nie powinno nas tu być.
Cn: Przecież mamy z nimi sojusz, prawda? - przewrócił oczami.
S: Dobra, dość. Opowiedz o sobie tak jak obiecałeś.
 
...Cynamon...
Cn : Hm..no na pewno nie jestem podobny do Rene..z charakteru. - zaśmiałem się.
Sophie posłała mi uroczy uśmiech.
S : To jaki jesteś ?
Cn : Bardziej troskliwy, może tak to ujmę. Prawdą jest też, że mam lekkie ADHD. - odparłem ze ściszeniem przy słowie lekkie. I na pewno, oszalałem na czyimś punkcie. - uśmiechnąłem się łobuzersko.
S : Heh.. - klacz westchnęła.
Cn : Mam prośbę, czy mogłabyś zaprowadzić mnie do tutejszego znachora ? - podskoczyłem jak oparzony.
S : Pewnie, ale chyba go znasz.. - zachichotała. - To Renesme.
Cn : Ooo.. - zdziwiłem się i razem pogalopowaliśmy do wspomnianej klaczy.

~ Jakiś czas później ~
Cn : Witaj, Renesme. - uśmiechnąłem się do siostry.
R : No, no. Czyżby Cyn ? - spytała ironicznie.
Cn : Heh.. - westchnąłem i przewróciłem oczami. - Mogłabyś mi dać coś na zmianę maści ?
S : Chcesz zmieniać maść ?! - zdziwiła się druga klacz.
Cn : Pewnie, puszku. nowe stado, nowe życie.. - odparłem.
Rene posłała mi surowe spojrzenie i wręczyła buteleczkę.
Wypiłem całość jak najszybciej..Popatrzyłem w oczy Sophie.
Cn : I jak ?
S : Może być. - puściła mi oczko.
Renesme znów przewróciła oczami i wypchnęła nas ze swojej jaskini.


...Sophie...
 Cn: Jaką ja mam wspaniałą siostrę... - westchnął.
S: Jestem zmuszona z nią pracować! - zaśmiałam się.
Cn: Jak to?
S: Jestem pomocniczką znachora.
Cn: Biedna ty! - zachichotałam.
S: Opowiedziałem mi tylko, jaki jesteś. A jaką masz historię?
Cn: Może najpierw ty szczerze powiedz jaki masz charakter?
S: Ja? A nie zauważyłeś, że jestem miła, zdziecinniała i słodka? - zaśmiałam się. Mój śmiech przerwała wizja. Było w nich mnóstwo kolorów, była nierealna. Jednak wiedziałam, że działo się to na naszych terenach, na zachodzie. W tej chwili.
Bez słowa ruszyłam w stronę zachodnią. Zdezorientowany ogier ruszył za mną, dużo wolniej.
Cn: Co się dzieje?
S: Wilki atakują zachód!
 
...Cynamon...
 Zastygłem jak skała, a klacz zaczęła biec. Po chwili, gdy otrząsnąłem się pogalopowałem za Sophie.
Dogoniłem ją i spytałem :
Cn : Skąd to wiesz ?
S : Po prostu wiem..zobaczysz. - odparła.
Na miejscu zobaczyliśmy już dwie klacz próbujące odeprzeć atak wilków.
Nv : Dobrze, że ktoś przyszedł ! - krzyknęła jedna. - Pomóżcie Gwieździe !
Sophie próbowała uleczyć drugą klacz, a ja dołączyłem się do walki.
Jeden z nich wskoczył mi na grzbiet, więc zacząłem podskakiwać. Drugi dostał kopytem, ale trzeci ugryzł mnie w bok.

...Sophie...
 Kiedy Gwiazda wstała ujrzałam, że zbliża się do mnie czarny wilk szczerzący kły. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy dołączyły do niego dwa kolejne. Wiedziałam, że chcą mnie, ale nie miałam pojęcia dlaczego.
Kiedy miały się już na mnie rzucić usłyszałam krzyk Cyna:
Cn: Nieeee! - zamknęłam oczy ze strachu, gotowa na ból. Jednak ten nie nadchodził, chociaż i tak usłyszałam głos rozrywanej skóry. Otworzywszy oczy ujrzałam wilki rozrywające na strzępy mojego towarzysza.
S: Cynamon! - krzyknęłam, przerażona. Nie mogłam na to patrzeć. Ogier poświęcił się dla mnie... Nie. To zaszło za daleko.
Zamknęłam oczy i zatrzymałam czas. Z obrzydzeniem odciągnęłam wilki, wróciłam na pole bitwy i przywróciłam czas. Uklęknęłam u konającego ogiera, próbując go uleczyć. Niestety rany były zbyt głębokie. Krzyknęłam do Gwiazdy, żeby pobiegła po Diabla. Miałam nadzieję, że on jemu pomoże.
...El Diablo...
 Byłem w swojej grocie, bawiąc się z synem. Przybiegła zziajana Gwiazda.
ED: Co się stało? - spytałem.
G: Cynamon... On... Jest... Ciężko ranny... - wyspała. Skinąłem głową i pobiegłem za nią na zachód. Ujrzałem tam Cynamona, naprawdę ciężko rannego. Nie było go jak zbierać, jednak musiałem mu pomóc, przynajmniej spróbować. Uklęknąłem przy nim i zacząłem opatrywać rany. Większość żeber było połamane, prawa przednia noga była skręcona. Kiedy utamowałem krwawienie wziąłem go na grzbiet i zaniosłem do swojej groty, gdzie nastawiłem kości. Było z nim bardzo ciężko, ale żył i to było najważniejsze.
S: Co z nim? - zapytała.
ED: Jest w bardzo złym stanie, ale przeżyje. Przez pierwsze tygodnie będzie musiał dużo odpoczywać, a ktoś będzie musiał robić mu specjalne opaski, dzięki którym kości się prawidłowo zrosną. Przez wiele miesięcy nie będzie mógł biegać... - westchnąłem - Będzie potrzebny ktoś do rehabilitacji.
S: Ja to zrobię. - uśmiechnęła się.
ED: Jesteś pewna? To bardzo ciężka praca, a ty jeszcze masz swoją robotę...
S: Chcę to zrobić... Dla niego...
ED: Chcesz go zobaczyć?
S: Byłabym wdzięczna. - wyszczerzyła zęby i weszła do mojej groty.
 
...Cynamon...
 Byłem półprzytomny jednak, gdy ujrzałem klacz uśmiech zagościł na mej twarzy.
Cn: Jednak przyszłaś, puszku.. - westchnąłem.
ED: Sophie będzie Ci pomagać w rehabilitacji. - odparł Diablo i odszedł.
S: Ehh.. - westchnęła, podeszła do mnie bliżej i obdarowała uroczym uśmiechem.
Cn: Ten uśmiech zawsze będzie wart życie.. - próbowałem się zaśmiać.
S: Ty..i te.. - usiadła obok mnie.
Cn: I tee ? - spytałem.
S: Wariactwa.. - przewróciła oczami.
Cn: Może i wariactwa, ale prawdziwe.. - zamyśliłem się przez chwilę i spytałem bez zająknięcia. - Ojojojo..Sophie, puszku .. czy chciałabyś być moją partnerką ? Jeśli nie, mogę już umierać.. - zagroziłem z łobuzerskim uśmiechem.
Czekałem cierpliwie na odpowiedź.

...Sophie...
Nie wiedziałam co powiedzieć. Tym pytaniem zbił mnie z tropu.
S: Co ty powiedziałeś? - wydukałam.
Cn: Czy zostaniesz moją partnerką? - spojrzał mi w oczy.
S: Och... Ja... Nie wiem co powiedzieć... Naprawdę... - poczułam się zmieszana. - Naprawdę zaskoczyłeś mnie tym. Dasz mi czas? - spojrzałam na niego.
Cn: Tylko powiedz mi to przed moją śmiercią. - zażartował. Nie miałam już odwagi odwzajemnić śmiech. Było mi zbyt głupio.

Narodziny Deva (Gwiazda)

Daisy powiedziała, że na Górskiej Łące spotykamy się na zabawach.
G: A co było w tamtym roku?
ED: Sophie dała występ.
Przypomniałam sobie jak Sophie śpiewa ...
G: Aha.
D: Szukałam was! Za mną!
Espana uczyła ... latać. Może spróbwać?
Ep: Kto na ochotnika?
G: J ...
Ból powstrzymał mnie. Czy ja ... rodze? Termin na dziś.
G: Diablo!
Leżałam pod piękną jabłonią. Po chwili wszystkim zaświecały oczy. Z mojej pochwy wyłoniły się nózki, a potem cała reszta. Diablo z rodziną podszedli do niego.
ED: Synku ...
Wstałam i pomogłam to zrobić mojemu synkowi.
G: Devo ...
 
...El Diablo...
Kiedy mój syn wstał, Gwiazda się popłakała. Uśmiechnąłem się do niej i otarłem jej łzy. Zbadałem syna i stwierdziłem, że jest zdrów jak ryba. Wszyscy zaczęli nam gratulować i bić brawo. Byłem taki szczęśliwy patrząc na syna. Był taki piękny, tak samo jak jego matka.
D: Diablo... Nie mogę uwierzyć.. Ty ojcem! - płakała w ramię ojca.
ED: Mamo, jestem już dorosły. - przewróciłem oczami.
D: Wiem, ale... Och, on jest taki śliczny! - płakała.
I: No, no, braciszku. Pilnuj go lepiej, bo jak znam życie to będzie taki narwany jak ty. - podeszła do nas. Dałem jej sójkę w bok.
Ani się obejrzałem, aż Sophie, Dari, Isa i mama pieściły Deva. Taki młody, a już miał wielbicielki!

 
Imię: Devo
Przezwisko: Dev
Płeć: Ogier
Rodzice: Gwiazda - matka, El Diablo - ojciec
Historia: Urodziłem się dnia 19.10.2013 r. Mam kochających rodziców - Gwiazdę i El Diabla.
Adopcja: Nie

Nocna Furia - Znajoma

Chodziłem po lesie od kilku godzin. Nie miałem w tym żadnego celu, po prostu nudziło mi się. Zachciało mi się pić, więc poszedłem w kierunku wodospadu. Kiedy byłem już na miejscu zanurzyłem pysk w wodzie i pociągnąłem kilka łyków. Zaspokoiwszy pragnienie wyprostowałem się. Odwróciłem się i zamierzałem wrócić do lasu. Stanąłem zaskoczony, gdy zobaczyłem młodą klacz, która uważnie mi się przyglądała. Uśmiechnęła się i powiedziała:
S: Cześć. Jestem Sophie.
NF: Cześć- powiedziałem sucho
...Sophie...
S: Coś ty taki oschły? - przekrzywiłam głowę.
NF: A coś ty taka szczęśliwa? - fuknął.
S: Oj no weź przestań... Em... Am... Byłoby mi łatwiej jakbym wiedziała, jak masz na imię.
NF: Nocna Furia. - warknął.
S: Fajne imię. Ale mój brat ma lepsze. - uśmiechnęłam się. Nie wiadomo od czego, byłam pełna energii i cała radosna.
NF: Będziesz się teraz chwaliła tym swoim braciszkiem? Jaki on jest przystojny, silny, mądry i tak dalej... - zaczął mnie przedrzeźniać.
S: No weź się uspokój. Co ja takiego ci zrobiłam? Jesteś zazdrosny o Diabla czy coś?
...Nocna Furia...
NF: A czemu niby... Albo nie.
Odwróciłem się od niej i ruszyłem przed siebie. Po chwili mnie dogoniła.
S: A więc jesteś zazdrosny?
NF: Nie- odpowiedziałem krótko wypranym z emocji głosem.
S: To dlaczego się tak zachowujesz?- drążyła dalej.
NF: Tak, to znaczy jak?
S: No jesteś taki oschły i w ogóle...
Nie odpowiedziałem. Wciąż szedłem przed siebie. Sophie chyba pomyślała, że zastanawiam się nad odpowiedzią, bo milczała.
...Sophie...
Cierpliwie czekałam na odpowiedź. Czekałam długo, ale w końcu zaczął, mówiąc bardzo cicho:
NF: Po prostu tęsknię za kimś. Nie pasuję tutaj. Wszyscy są tacy szczęśliwi, a ja sam jeden, nie mam żadnego przyjaciela...
S: Nie mów tak. Na pewno kogoś poznasz! Mogę zostać twoją przyjaciółką, żebyś miał kogoś do pogadania. A jak nie chcesz takiej głupiej klaczy jak ja to masz mojego brata. Jest ogierem i to chyba nawet w twoim wieku, prawda? Zaprzyjaźnij się z kimś, nawet jeżeli będą nie mili są inni! - uśmiechnęłam się przyjaźnie.
...Nocna Furia...
NF: Wiesz, wcale nie jesteś taka głupia.
Uśmiechnąłem się lekko. Odwzajemniła uśmiech.
S: Dzięki.
Mrugnąłem do niej. Wciąż szedłem dalej. Byliśmy już prawie w lesie. Szliśmy nadal milcząc, aż wreszcie przerwałem ciszę. Za bardzo mi ciążyła.
NF: Może mogłabyś mi kogoś przedstawić.
S: Okey, chodź.
Przystanąłem, żeby puścić ją przodem. Przeszła koło mnie i ruszyła przed siebie. Przystanęła kilka metrów dalej i obróciła się.
S: No co jest? Nie idziesz?
NF: No dobra.
Ruszyłem niepewnym krokiem, zaśmiała się cicho, obróciła i ruszyła.
...Sophie...
S: Myślę, że polubisz mojego brata. Jest bardzo miły i w dodatku jest ogierem! - zaśmiałam się, idąc przed siebie. Trochę zwolniłam, żeby ogier mnie dogonił, bo strasznie powłóczył nogami.
S: No rusz się! - zaśmiałam się, podbiegłam do niego i kopnęłam go lekko w zad, dzięki czemu zaczął iść normalnie, w zwykłym tempie.
Kiedy tak szliśmy podszedł do nas młody źrebaczek. Wiedziałam, że to Rossé z Karej Róży.
S: Hej, Ross! - uśmiechnęłam się do niej.
Rs: Ceść! - odwzajemniła uśmiech.
S: Nocna Furio, poznaj proszę Rossę. Ross poznaj proszę Nocną Furię. - mówiąc to wskazywałam to na źrebaka to na ogiera.
...Nocna Furia...
NF: Cześć- przywitałem się grzecznie, ale trochę oschle.
Sophie natychmiast dała mi kuksańca.
NF: Ał- szepnąłem do niej.
Popatrzyła na mnie spojrzeniem typu "No proszę cię". Kiedy tylko skojarzyłem o co chodzi uśmiechnąłem się do Rosse. Ta odpowiedziała tym samym.
Rs: Co robicie?- spytała miłym głosem.
S: Właśnie przedstawiam Nocnej Furii kilka osób.
Rosse popatrzyła na mnie i mrugnęła.
Rs: To ja nie przeszkadzam, do zobaczenia później.
Przeszła obok nas i popędziła przed siebie.
...Sophie...
S: Rossé! Wiem, co masz na myśli! - krzyknęłam za nią i przewróciłam oczami. Czy ona naprawdę myślała, że mam być z Furią? Byliśmy jak dwa różne światy! Ech, te źrebaki mają takie pomysły.
S: Przepraszam za nią, ma takie głupie pomysły... - westchnęłam
NF: Przyjaźnisz się z nią? - spytał po chwili.
S: Kiedy tylko się urodziła. Byłam samotna, bo rodzice nie chcieli tym razem bliźniaków. Jako iż byłam sama jak palec, skakałam ze szczęścia kiedy ona się urodziła. - zaśmiałam się, przypominając sobie to.
NF: Naprawdę? Nie widziałem ciebie nigdy, aż tak szczęśliwą.
S: To było daaawno, więc masz prawo.
NF: Nie przesadzaj już, nie tak dawno. Przecież ona nadal jest źrebakiem, nie?
S: No tak. Jednak jak na mnie to było dawno. - zachichotałam i puściłam się biegiem, sama nie wiem po co. Myślałam, że szybciej biegnąc szybciej kogoś znajdę. I się nie myliłam. Po chwili rozmawialiśmy z Diablem. Wydawało mi się jednak, że Diablo nie jest zainteresowany przyjaźnią z Furią. Mogli być kumplami, jednak nie przyjaciółmi. To było moje zdanie, jednak kto tam rozumie te ogiery?

Gwiazda - Teraz jesteście moją rodziną...

Cieszyłam się, że Diablo nabrał ufności do naszego związku, bo ... przed 6 urodzinami chce mieć rodzinę. Tak, a może niedługo zaczniemy? Najlepiej jak najszybciej według mnie ... co to ma być? Ach, sny, sny. Sny z moją rodziną. Widziałam tam 4 źrebaki, mnie i Diabla. Otworzyłam oczy. Mój błąd ...
ED: Wstawaj! - krzyknął radośnie, a potem pocałował mnie w polika
G: Oszalałeś?! - zaśmiałam się, odwzajemniając pocałunek - Co robimy dzisiaj?
ED: Wiesz ... chciałbym żebyś poznała moją rodzinę. Nie tylko Daisy, która jest tobą zachwycona.
G: Naprawdę? - uśmiechnęłam się do ukochanego - Bardzo się ciesze ... chwaliłeś się rodzinie o naszym związku?
ED: No nie ... ale mama umie tak rozpowiedzieć, że w Europie będą wiedzieć! - zaśmiał się
Pocałowałam go delikatnie w chrapy, a on powtórzył mój ruch. I tak na zmianę ... dopóki nie weszła do nas Daisy.
ED: Mamo?! - krzyknął zdziwiony
D: Synku, ... pamiętasz o wizycie?
ED: I po to tu przyszłaś?! Żeby jak zwykle okazać swoją wyższość?! Tak, pamiętam!
G: Diablo ... spokojnie ... - szepnęłam do niego
Daisy wyszła z łzami w oczach. Co go napadło.
G: Diablo?! Co to było?!
ED: Nic ... - burknął
G: Pójdziesz ze mną na to spotkanie?
ED: Może ...
Wyszedł z groty. Spojrzałam na to gdzie idzie. Przeprosił matkę.
ED: Idę z tobą!
Kontynuowaliśmy nasze "zabawy".

~~ Japoński Ogród
D: Witam na rodzinnym spotkaniu! - okrzyknęła Daisy
K: Ehh ... mów wygłaszać nie umiem. - roześmiał się, a za nim inni członkowie rodziny - Dzieciaki ... dorośleliście, a niektórzy z was - spojrzał na mnie i Diabla - już mają partnerów. W rodzinie pragnę powitać ... Gwiazdę i Vequenda!
Ja z Queen'em wyszliśmy do przodu. Zaczęto bić brawo. Ukłoniłam się i wróciłam do mojego partnera.
K: Czekam na wnuki - dodał cicho - Do zabawy!
Daisy i Bella rozstawiła catering. Jedliśmy pyszne siano i piliśmy wodę z wodospadu. Postanowiłam poznać nową rodzinie. Zaczęłam od Kyara.
K: Ach witaj Gwiazdo. Jak ci mija czas?
G: Świetnie pa... tato?
K: Ach świetnie! Już moja zona cie zdyscyplinowała?
G: Tak - zaśmiałam się
K: Jak się czujesz w "nowym gnieździe"?
G: Świetnie, fantastycznie. Teraz jesteście moją rodziną ...
Ogier uśmiechnął się i dodał:
 
...Kyarameru...
 K: Zawsze możesz na nas liczyć. - powiedziałem uśmiechając się.
G: Dziękuję, tato. - powiedziała i przytuliła się do mnie.
K: Nie ma za co, Gwiazdeczko.- powiedziałem.- To raczej ja ci powinienem dziękować, ze względu na El Diabla.
G: Na pewno znalazłby sobie inną, gdybyśmy nie byli w sobie zakochani, on jest taki przystojny, młody, mądry...
K: To jest sprawka losu, po prostu byliście sobie przeznaczeni. - powiedziałem. - No i jesteś po prostu cudna.
Zaczęliśmy się śmiać.
 
...Gwiazda...
 G: Cóż to nie nowość ...
K: Aż poczułem się nieoryginalny
G: Nie, nie. Mama to powiedziała ... kiedyś.
K: Znałaś rodziców?
G: Tak. Widziałam ich, ale nie znam imienia ojca. Matka to była Gixa, a ojciec ... Monzor czy Menochor ...
K: Kojarzy ci się z kimś?
G: No tak ... gdy widzę Diabla chce mi się płakać. Tak bardzo mi bliski Diablo, a tak daleki mój ojciec ...
K: Wszystko będzie dobrze.
G: Może?
Odeszłam. Byłam troche smutna. Chce zobaczyć mych rodziców. Pamiętam taką moc ...
G: Miekka si de lonzo aber hitga ci fierrrrra.
Pojawiłam się na ... Radosnej Górze? Tam gdzie się urodziłam? Z pięknej białej klaczy z pochwy wyłoniła się mała klaczka. Spostrzegłam także potężnego ogiera.
"Gx: Menochorze ... ja ją nazwiemy?
Ogier spojrzał w niebo. Spostrzegł na gwiazdę, która miała odcień takiej samej maści co jej córka.
Mh: Może ... Gwiazda?"
Rozpłakałam się ... obraz zniknął ... moi rodzice ... tak za nimi tęsknie. Z płaczu wyrwał mnie Diablo.
 
...El Diablo...
ED: Gwiazdo? Co się stało? - spytałem, widząc płaczącą klacz. Odpowiedziała mi ciszą, więc podszedłem do niej i przytuliłem ją delikatnie.
ED: Kochanie, wszystko będzie dobrze... - wyszeptałem jej do ucha. Zacząłem grzebać w jej głowie i zobaczyłem przed chwilowe wspomnienie jej narodzin, jej rodziców. Zrobiło mi się jej strasznie żal, ale nie mogłem także się rozkleić.
ED: Ciii... Będzie dobrze... - mruczałem jej do ucha, kołysząc nią delikatnie. Nic to nie dawało, więc zacząłem grzebać w jej emocjach. Po chwili otarłem jej łzy, a ta uśmiechnęła się do mnie i pocałowała mnie namiętnie. Uśmiechnąłem się do niej namiętnie i powiedziałem szarmanckim głosem:
ED: Kocham cię najbardziej na świecie i nie mogę patrzeć na twój ból.
 
...Gwiazda...
 G: Wiem. Przepraszam.
ED: Ależ Gwiazdeczko ... nie przepraszaj za to.
G: Nie umiem ...
ED: Kochanie ...
Spojrzałam na niego. Miałam sprawę, jednakże śmiała nie byłam.
G: Wrócimy?
ED: Jeszcze nie.
Zaprowadził mnie na łąke zakochanych. Skubaliśmy trawę i rozmawialiśmy o przyszłości.
ED: Zamierzam ją spędzić z tobą.
G: No ja myślę! - zaśmiałam się - Ja też.
Po jakiejś godzinie poszliśmy do jaskini. Starałam się go namówić na 'zabawy', jednakże on na nic się nie namówi. Gdy już powiedziałam zrezygnowana on zaczął słuchać.
G: Kochanie, ... wiem, że to za wcześnie, ale cie kocham. Chcesz mieć ... dzie ... dzie .... dzie ... dzieci?
 
...El Diablo...
 To co powiedziała Gwiazda nieźle mnie zaskoczyło. Byliśmy już trochę ze sobą, ale mama i tata dopiero po roku... I wstyd mi było przyznać, ale nie miałem o takich sprawach pojęcia...
ED: Och... Gwiazdo... - powiedziałem cicho, patrząc w ziemię. Poczułem zmieszanie, ale nie było to tylko moje zmieszanie. Na policzkach mojej Gwiazdeczki pojawiły się rumieńce.
G: Zapomnij o tym, co mówiłam. Zapomnij. - powiedziała, odwróciła się i odbiegła. Podbiegłem do niej, stanąłem przed nią i pocałowałem namiętnie, ale z uczuciem. Patrząc jej prosto w oczy kiwnąłem głową na tak.
 
...Gwiazdo...
 G: Nie mam zamiaru. W takim nastroju.
Na próżno. Diablo delikatnie schodził na dół. Było tak pięknie, cudownie, a on taki delikatny. Nie bałam się skutku, oczekiwałam go. Rozmarzając się poczułam, że Diablo jest na moim zadzie. Nie wiem ile tam był ... długo, krótko. Każda chwila z nim była cudowna. Jednak zszedł. Leżeliśmy tak w siebie wpatrzeni, ... zakochani nastolatki? Tyle, że starzy nastolatki.
ED: Kocham cię - wyszeptał mi do ucha
G: Ja bardziej ...
ED: Nie.
G: Tak.
ED: Tak, nie.
G: Hahaha, i co?
ED: A pff ... ty wiesz jak cie kocham.
Pocałował mnie namiętnie. Zachowywał się tak dojrzale, spokojnie i rozważnie.
G: Jak myślisz ... uda nam się?
 
...Diablo...
ED: Musi. - wyszeptałem jej do ucha. Uśmiechnęła się promiennie, a ja pocałowałem ją po raz kolejny.
G: Może mnie zbadasz? - zasugerowałam.
ED: Ja już wiem, że jesteś w ciąży. - uśmiechnąłem się szarmancko, a zarazem łobuzersko.
G: Skąd?
ED: Kochanie, ja po prostu wiem swoje i jako medyk mówię ci, że jesteś w ciąży i urodzisz zdrowego źrebaczka. Ogierka. - uśmiechnąłem się.
 
...Gwiazda...
 G: Nasze, nasze ... dziecko? - rozpłakałam się ze szczęścia
ED: Nie płacz. Nie cieszysz się?
G: Głuptasie, nie umiem pohamować łez szczęścia, a ty mówisz mi, że się nie ciesze? - wtuliłam się w niego - Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiesz dlaczego? Bo mam przy sobie kochającego partnera i pierwszego potomka w drodze.
ED: Oj tam 'w drodze'. Po prostu on jest, a ja jestem z tego szalenie szczęśliwy.
Dziecko ... to słowo nigdy mi nie przychodziło na myśl. A jednak. I to z moim ukochanym. Ogierem dla którego poświeciłabym wszystko. Z Diablem. Z najukochańszym ogierem na świecie. Jest pięknym, oddanym, inteligentnym partnerem, a niedługo ojcem. Przy nim czuje się tak bezpiecznie ... nie ma mowy o poddaniu się. Jestem księżniczką. Kochający partner, dziecko. Nagle wyrwał mnie Diablo:
ED: Chciałbym jednak postawić diagnozę.
G: Rób ze mną co chcesz kochanie - uśmiechnęłam się delikatnie
Przeszliśmy do groty medyka.
ED: Na co jesteś?
G: Emmm, ... ogierek?
ED: Ok.
Zrobił kilka badań, aż uradowany zwrócił się do mnie.
ED: Mylisz się czasami?
G: A co to ma do rzeczy?
ED: No masz racje. Gwiazdo kocham cię, przyniesiesz mi syna!
Nogi załamały się pode mną. On jest ... już go kocham.
G: Kocham ... was.
ED: Ja też was kocham.
O jezu! Dziecko! Jestem taka podekscytowana. Potem wróciliśmy do naszej groty. Diablo patrząc, że mi zabrakło marchewek poszedł parę wziąć. Nagle zobaczyłam, że do groty ktoś wchodzi.
D i K: Gdzie Diablo?
G: Poszedł mi po kilka marchewek.
Spojrzeli na siebie badawczo, a potem Dai zapytała:
D: Czy to ... cią ...?
G: Tak.
 
...Kyarameru...
 K: Matko boska!- krzyknąłem zaskoczony po czym podbiegłem do klaczki i ja przytuliłem.- Będę dziadkiem! Gratuluje!
D: Ja także! Oh, będę babcią. Jaka ja jestem szczęśliwa.. ale czy ja wyglądam na babcię? - powiedziała śmiejąc się.
K: Trochę tak, babciu. Już masz siwe włosy.- zaśmiałem się.
Klacz dała mi kuksańca w bok.
K: Ale krzepy widać masz jak za dwóch młodych.- uśmiechnąłem się, a ona przewróciła oczami.- Klacz czy ogier?
G: Ogier. - powiedziała dumna.
D: Jak go nazwiecie?
 
...Gwiazda...
 G: Ja się nad tym nie zastawiałam. Ale może Diablo ma 24638483 pomysłów? - ledwo wypowiedziałam liczbę, zachichotałam
Nagle właśnie do nas wszedł.
ED: Nie mam 24638... pomysłów. Ale podobają mi się i imiona takie jak ... Amant, Maximus, Blanck, Dream ...
D: Dream!
K: Dai ...
Daisy umilkła.
G: Dream to wspaniałe imię, ale ... takie nieśmiałe. Amant kojarzy mi się z podrywaczem, Maximus mi się nie podoba tak samo jak Blanck. - sięgnęłam po jedną marchewkę - Mi się podoba ... Clint, Vigo i Ross.
Diablo spojrzał na mnie po czym powiedział::
...El Diablo...
ED: Teraz to mam mnóstwo pomysłów... - westchnąłem. - Moja wena jest opóźniona.
G: Wymień te najlepsze! - uśmiechnęła się.
ED: Ostrzegam, że jest tego dużo. Więc moje pomysły to: Asturio, Aramis, Aken, Abash, Abandon, Acid, Ash, Adorn, Affix, Ashir, Demonix, Rafaello, Nerkadio, Griffin, Amaru, Rixatus, Eder, Devo... Reszta jest gorsza...
D: Devo! To piękne imię! - pisnęła. Tata spojrzał na nią, a ta spuściła łeb.
ED: Mi się podoba Devo. A ci, Gwiazdo? Jakie imię najlepsze?
 
...Gwiazda...
 Próbowałam wszystko przeanalizować. Zamknęłam oczy, a w myślach wypowiedziałam zaklęcie.
"G: Sierra companierra greboolla di sarolla!"
Pojawił się źrebak. A właściwie jego duch. Tylko ja go widziałam. Mały ogierek o ciemnej maści. Popatrzał na mnie. Mały, przepiękny ... synek.
"G: Companierra."
I mój synek znikł.
G: Tak Devo na pewno będzie do niego pasować.
Chce, żeby mój synek miał inne dzieciństwo niż moje. Nie zamierzam go rozpieszczać, ale też nie będę 'metalem'.
G: Więc Devo?

...El Diablo...
ED: Będę szczęśliwy, jeżeli wybierzesz te imię. - uśmiechnąłem się.
D: Matko... Nie mogę uwierzyć! - piszczała.
K: Dai, ile ty masz lat? - skarcił ją.
D: Nie przesadzaj już! - dała mu sójkę w bok. - Och, zapomniałabym... Proszę, wypij. - podała jej jakąś butelkę.
ED: Co to jest? - spytałem, marszcząc czoło.
D: Nie martw się, to nie trucizna. - zaśmiała się. - To Eliksir Hery, dzięki któremu szybciej urodzisz. Zachowałam to na wypadek, jeżeli miałabym zostać babcią. - po jej policzkach popłynęły łzy szczęścia.
K: Daisy, spokojnie... - przytulił ją. - Ma huśtawki nastrojów, zabiorę ją... - wytłumaczył nam i odeszli. Pomogłem Gwieździe otworzyć butelkę. Kiedy wypiła zawartość, zasnęła u mojego boku.