Wyszłam ze swojej jaskini i usiadłam na kamieniu. Jednym kopytem podparłam łeb, a drugim grzebałam w ziemi. Zobaczyłam cień, lecz nie swój, a po chwili czyjś głos.
Y : Cześć.. - zaczął i pokazał swe oblicze.
Widziałam go już, ale to nie była długa rozmowa.
R : Hej.. - westchnęłam.
Ogier usiadł obok mnie, wziął kamyka i zaczął go podrzucać. Po chwili rzucił nim o drzewo i nastała cisza.
...Yamaray...
Y: Co taka piękna klacz robi tutaj sama? - uśmiechnął się zalotnie.
R: Nudzi się. - westchnęła.
Y: No to może się przejdziemy, kwiatuszku?
R: Czemu nie. - odpowiedziała i podniosła się z ziemi.
Y: Czym się zajmujesz, Renesme?
R: Pamiętasz moje imię?
Y: Czemu miałbym nie pamiętać? Pamiętam imię każdego cudu natury.
R: Przesadzasz. - przerzuciła oczyma.
Y: Ależ nie... a więc? Czym się zajmujesz kochanie?
R: Jestem znachorem.
Y: O proszę! Mamy wspólne zainteresowania.
R: Naprawdę?
Y: Oczywiście. Uwielbiam zbierać zioła i tworzyć różne wywary.
R: Mówisz serio czy tylko tak, żeby mnie poderwać?
Y: Czemu miałbym kłamać? Ponad to jeszcze potrafię przywoływać duchy. - dumnie się uśmiechnął.
R: To ciekawe. A jakie masz stanowisko w stadzie?
Y: Jestem nauczycielem. - zaśmiał się.
R: Nauczycielem? Ty? Czemu akurat to?
Y: Zawsze chciałem pobawić się w nauczyciela. - zaśmiał się.
...Renesme...
R: Aha czyli to tylko takie na chwilę ? - spytałam ironicznie.
Y: No wiesz, nigdy nie wiadomo.. - zaśmiał się.
R: Dobra zmieńmy temat.. - westchnęłam.
Y: Pewnie, a na jaki dama by chciała ? - uśmiechnął się szelmowsko.
R: Może lepiej po prostu gdzieś chodźmy ? - zaproponowałam.
Y: Dobrze, dobrze. Panie przodem. - przepuścił mnie przodem.
Zaczęliśmy iść przed siebie w ciszy.
Y: Co lubisz, moja droga ? - spytał.
R: Wiele rzeczy..
...Ray...
Y: No dobrze, nie chcesz to nie mów. - uśmiechnął się.
R: Nie, że nie chcę tylko tego jest za dużo.
Y: No dobrze, to wystarczy nam zielarstwo i magia.
R: No niech będzie. - uśmiechnęła się.
Y: Wiesz, że jesteś najpiękniejsza w tym stadzie?
R: Tak wiem ... jestem tak samo piękna jak reszta klaczy. - przewróciła oczyma.
Y: Oh... co ja poradzę, że wszystkie jesteście takie cudowne.
R: A no nic. - zaśmiała się.
Y: Oh... Renesme. Robisz to specjalnie, tak?
R: Co robię?
Y: Uwodzisz mnie. - podszedł bliżej tak, że dotknął jej poliku swoimi chrapami.
R: Ja nic nie robię. - wyszeptała i westchnęła.
Y: Odpręż się. - wyszeptał i zaczął lekko smyrać klacz.
...Renesme...
R: Ray..Chyba przesadzasz. - zachichotałam.
Y: Myhmm.. - westchnął.
Popatrzyłam na niego ze słodkim uśmiechem.
Y: Ten twój uśmiech.. - mówił.
Zaczął się o mnie ocierać, a ja odwróciłam się jednocześnie uderzając go ogonem w twarz.
R: Upss.. - próbowałam udać, że nie chciałam tego zrobić, ale uśmiech "przylepił" mi się do twarz.
Patrzyłam na chyba smutną minę ogiera i po chwili ja także zrobiłam smutną minkę.
...Ray...
"Ahh... te klacze. Skoro ona tak to ja tak!" - stworzyłem potężny wiatr, tak że klacz się przewróciła.
Y: Kochanie? Nic Ci się nie stało? - podbiegłem do niej i pomogłem wstać.
R: Daruj sobie! Dobrze wiem, że zrobiłeś to specjalnie! - zaczęła się śmiać.
Y: Ja? Ależ skądże! - udawałem niewinnego.
R: Wcale! No wcale! - krzyczała oburzona.
Y: Ależ kotku, przesadzasz. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
R: Daruj sobie! - przerzuciła oczyma.
Y: Ale o co tobie chodzi?
R: O nic!
Y: No właśnie.
R: Denerwujesz mnie! Pfy! - machnęła ogonem i odeszła.
Y: Też Cię kocham! - krzyknąłem do niej i użyłem magi powietrza, aby stworzyć z liści wirujące serce, które jej wysłałem. Klacz stanęła i odwróciła się patrząc na mnie ze znudzonym wzorkiem. Wokół niej zrobiłem wielkie serce tak, że wyglądało to jakby stała w jego środku. Po czym się uśmiechnąłem.
...Renesme...
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami i na jego "dzieło". Podeszłam do niego bliżej i pocałowałam go w chrapy.
R: Zadowolony ? - spytałam i zaczęłam iść przed siebie.
Stał jak wryty, nawet serce z liści które stworzył przed chwilą opadło. Odwróciłam jeszcze łeb żeby popatrzeć jak zareagował. Stanęłam przy drzewie i krzyknęłam :
R: Będziesz tak stał ?! - zaśmiałam się i przewróciłam oczyma.
...Ray...
Y: Będę. - odpowiedziałem zszokowany.
R: No to jak chcesz. - uśmiechnęła się i powoli kierowała się w głąb lasu.
Y: Nie no, czekaj! - podbiegł do niej.
R: Tak?
Y: Czemu to zrobiłaś? Zazwyczaj każda mnie olewa. - uśmiechnął się.
R: A nie wiem, tak jakoś. Ray?
Y: Tak?
R: Czemu ty jesteś taki? Czemu do każdej zarywasz?
Y: Cóż ... co ja mam Ci odpowiedzieć? Tak zostałem wychowany ... mój ojciec miał dużo klacz a moja mama nie miała nic przeciwko temu.
R: I co? Nie potrafisz się zakochać w jednej?
Y: Cóż ... nie zdarzyło mi się to. Szczerze to do żadnej nigdy nic nie czułem.
R: Ale jak to nic?
Y: No tak po prostu.
R: To dlatego taki jesteś dla każdej?
Y: W sumie to nie wiem. - opuścił łeb.
R: Oj... przykro mi. - lekko go przytuliła.
Y: Ale nikomu o tym nie mów!
R: O czym?
Y: O tym co właśnie się stało. - uśmiechnął się.
R: Ale wiesz... to by mogło zmienić twoją pozycję.
Y: Może, ale ja nie chce. Wątpię w to, żebym się zakochał, więc lepiej niech traktują mnie tak jak teraz.
R: No skoro tego chcesz.
Y: Dziękuję skarbie. - pocałował ją w polik.
R: Hehe, nie ma sprawy. - uśmiechnęła się.
Y: To ja lecę, papa!
R: No Hey!
Y : Cześć.. - zaczął i pokazał swe oblicze.
Widziałam go już, ale to nie była długa rozmowa.
R : Hej.. - westchnęłam.
Ogier usiadł obok mnie, wziął kamyka i zaczął go podrzucać. Po chwili rzucił nim o drzewo i nastała cisza.
...Yamaray...
Y: Co taka piękna klacz robi tutaj sama? - uśmiechnął się zalotnie.
R: Nudzi się. - westchnęła.
Y: No to może się przejdziemy, kwiatuszku?
R: Czemu nie. - odpowiedziała i podniosła się z ziemi.
Y: Czym się zajmujesz, Renesme?
R: Pamiętasz moje imię?
Y: Czemu miałbym nie pamiętać? Pamiętam imię każdego cudu natury.
R: Przesadzasz. - przerzuciła oczyma.
Y: Ależ nie... a więc? Czym się zajmujesz kochanie?
R: Jestem znachorem.
Y: O proszę! Mamy wspólne zainteresowania.
R: Naprawdę?
Y: Oczywiście. Uwielbiam zbierać zioła i tworzyć różne wywary.
R: Mówisz serio czy tylko tak, żeby mnie poderwać?
Y: Czemu miałbym kłamać? Ponad to jeszcze potrafię przywoływać duchy. - dumnie się uśmiechnął.
R: To ciekawe. A jakie masz stanowisko w stadzie?
Y: Jestem nauczycielem. - zaśmiał się.
R: Nauczycielem? Ty? Czemu akurat to?
Y: Zawsze chciałem pobawić się w nauczyciela. - zaśmiał się.
...Renesme...
R: Aha czyli to tylko takie na chwilę ? - spytałam ironicznie.
Y: No wiesz, nigdy nie wiadomo.. - zaśmiał się.
R: Dobra zmieńmy temat.. - westchnęłam.
Y: Pewnie, a na jaki dama by chciała ? - uśmiechnął się szelmowsko.
R: Może lepiej po prostu gdzieś chodźmy ? - zaproponowałam.
Y: Dobrze, dobrze. Panie przodem. - przepuścił mnie przodem.
Zaczęliśmy iść przed siebie w ciszy.
Y: Co lubisz, moja droga ? - spytał.
R: Wiele rzeczy..
...Ray...
Y: No dobrze, nie chcesz to nie mów. - uśmiechnął się.
R: Nie, że nie chcę tylko tego jest za dużo.
Y: No dobrze, to wystarczy nam zielarstwo i magia.
R: No niech będzie. - uśmiechnęła się.
Y: Wiesz, że jesteś najpiękniejsza w tym stadzie?
R: Tak wiem ... jestem tak samo piękna jak reszta klaczy. - przewróciła oczyma.
Y: Oh... co ja poradzę, że wszystkie jesteście takie cudowne.
R: A no nic. - zaśmiała się.
Y: Oh... Renesme. Robisz to specjalnie, tak?
R: Co robię?
Y: Uwodzisz mnie. - podszedł bliżej tak, że dotknął jej poliku swoimi chrapami.
R: Ja nic nie robię. - wyszeptała i westchnęła.
Y: Odpręż się. - wyszeptał i zaczął lekko smyrać klacz.
...Renesme...
R: Ray..Chyba przesadzasz. - zachichotałam.
Y: Myhmm.. - westchnął.
Popatrzyłam na niego ze słodkim uśmiechem.
Y: Ten twój uśmiech.. - mówił.
Zaczął się o mnie ocierać, a ja odwróciłam się jednocześnie uderzając go ogonem w twarz.
R: Upss.. - próbowałam udać, że nie chciałam tego zrobić, ale uśmiech "przylepił" mi się do twarz.
Patrzyłam na chyba smutną minę ogiera i po chwili ja także zrobiłam smutną minkę.
...Ray...
"Ahh... te klacze. Skoro ona tak to ja tak!" - stworzyłem potężny wiatr, tak że klacz się przewróciła.
Y: Kochanie? Nic Ci się nie stało? - podbiegłem do niej i pomogłem wstać.
R: Daruj sobie! Dobrze wiem, że zrobiłeś to specjalnie! - zaczęła się śmiać.
Y: Ja? Ależ skądże! - udawałem niewinnego.
R: Wcale! No wcale! - krzyczała oburzona.
Y: Ależ kotku, przesadzasz. - uśmiechnął się uwodzicielsko.
R: Daruj sobie! - przerzuciła oczyma.
Y: Ale o co tobie chodzi?
R: O nic!
Y: No właśnie.
R: Denerwujesz mnie! Pfy! - machnęła ogonem i odeszła.
Y: Też Cię kocham! - krzyknąłem do niej i użyłem magi powietrza, aby stworzyć z liści wirujące serce, które jej wysłałem. Klacz stanęła i odwróciła się patrząc na mnie ze znudzonym wzorkiem. Wokół niej zrobiłem wielkie serce tak, że wyglądało to jakby stała w jego środku. Po czym się uśmiechnąłem.
...Renesme...
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami i na jego "dzieło". Podeszłam do niego bliżej i pocałowałam go w chrapy.
R: Zadowolony ? - spytałam i zaczęłam iść przed siebie.
Stał jak wryty, nawet serce z liści które stworzył przed chwilą opadło. Odwróciłam jeszcze łeb żeby popatrzeć jak zareagował. Stanęłam przy drzewie i krzyknęłam :
R: Będziesz tak stał ?! - zaśmiałam się i przewróciłam oczyma.
...Ray...
Y: Będę. - odpowiedziałem zszokowany.
R: No to jak chcesz. - uśmiechnęła się i powoli kierowała się w głąb lasu.
Y: Nie no, czekaj! - podbiegł do niej.
R: Tak?
Y: Czemu to zrobiłaś? Zazwyczaj każda mnie olewa. - uśmiechnął się.
R: A nie wiem, tak jakoś. Ray?
Y: Tak?
R: Czemu ty jesteś taki? Czemu do każdej zarywasz?
Y: Cóż ... co ja mam Ci odpowiedzieć? Tak zostałem wychowany ... mój ojciec miał dużo klacz a moja mama nie miała nic przeciwko temu.
R: I co? Nie potrafisz się zakochać w jednej?
Y: Cóż ... nie zdarzyło mi się to. Szczerze to do żadnej nigdy nic nie czułem.
R: Ale jak to nic?
Y: No tak po prostu.
R: To dlatego taki jesteś dla każdej?
Y: W sumie to nie wiem. - opuścił łeb.
R: Oj... przykro mi. - lekko go przytuliła.
Y: Ale nikomu o tym nie mów!
R: O czym?
Y: O tym co właśnie się stało. - uśmiechnął się.
R: Ale wiesz... to by mogło zmienić twoją pozycję.
Y: Może, ale ja nie chce. Wątpię w to, żebym się zakochał, więc lepiej niech traktują mnie tak jak teraz.
R: No skoro tego chcesz.
Y: Dziękuję skarbie. - pocałował ją w polik.
R: Hehe, nie ma sprawy. - uśmiechnęła się.
Y: To ja lecę, papa!
R: No Hey!