Daisy - Nowy adorator

Jak zwykle spacerowałam po Kopytnym Lesie. Kiedy Tina była źrebakiem, mogłam się z nią pobawić, a teraz co? Ta jest już prawie dorosła, więc mnie nie potrzebuje...
Idąc tak ujrzałam jabłkowitego ogiera. Raczej nie należał do naszego stada, chociaż był uderzająco podobny do Carlosa. Podeszłam do niego i zapytałam:
D: Kim jesteś?
Rh: Jestem Rahim, a ty, słodka? - zaczął się do mnie uśmiechać jak jakiś palant
D: Po pierwsze: nie życzę sobie takich zwrotów. Po drugie: co robisz na tych terytoriach?
Rh: Oj, coś jesteś spięta. Pomóc ci się wyluzować? - zaczął do mnie podchodzić z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Odruchowo zaczęłam się cofać.
D: Słuchaj, Rahim. Masz wynieść się z tych terenów. Są one moje i nie życzę, abyś był na nich.
Rh: Och, naprawdę? Taka piękna klacz, a taka... Wredna? - uniósł brew, nadal się do mnie przybliżając. W końcu się wkurzyłam i teleportowałam za niego. Tam kopnęłam go w łeb, jednak zrobił unik. Nie wiedziałam jak on to widział, ale po chwili byłam w jego mocnych objęciach. Próbowałam się teleportować, ale nie mogłam. Po prostu nie mogłam!
D: Co to...
Rh: A wydawałaś się taka mądra... Jak widać o mocach nie masz zielonego pojęcia... - wyszeptał do mojego ucha. Położyłam uszy po sobie, wyswobodziłam jedną tylną nogę i kopnęłam go w brzuch, dzięki czemu puścił mnie.
D: Może i nie mam pojęcia o cudzych mocach. - warknęłam - Ale mam pojęcie o swoich! - krzyknęłam. Miałam go właśnie uśmiercić swoim wzrokiem, ale przed ciosem poczułam wielki ból, przez który skuliłam się na ziemi.
Rh: Chyba się myliłaś, kochaniutka - wyszeptał do mojego ucha, wcześniej schylając się nad moim sparaliżowanym ciałem
D: Czego ty ode mnie chcesz? - warknęłam, nadal się nie ruszając. Ból już ustał, ale sama nie mogłam się ruszyć.
Rh: Oj, nie udawaj, mała. - uśmiechnął się tajemniczo. I wtedy zrozumiałam. On chciał... Nie umiałam nawet o tym pomyśleć.
D: Ty... Nie... - zmrużyłam oczy, wściekła.
Rh: A czy dasz radę mi przeszkodzić?
D: Ja może i nie, ale... - wzięłam głęboki wdech - KYAR! - krzyknęłam na całe gardło


...Kyarameru...
Spacerowałem sobie po terenach, gdy nagle usłyszałem krzyk Daisy. Zaalarmowany od razu puściłem się do miejsca, z którego krzyk dobiegał.
W promieniu kilku kilometrów zauważyłem Dai na ziemi i pochylającego się nad nią siwo jabłkowitego ogiera.
K: Dai! - krzyknąłem, a ogier obrócił łeb w moją stronę.
Podbiegłem w kilka sekund do nich i walnąłem kopytem ogiera w brzuch. Później zamieniłem się w lwa i ugryzłem go w kark, po chwili wypuściłem, a następnie drapnąłem go na udzie.
K: Dai! - podbiegłem do niej i pomogłem jej wstać. - Przyciągasz kłopoty jak magnes. - mruknąłem do niej po czym spojrzałem na ogiera.
Rh: Sorry stary, nie wiedziałem ze jest twoja... - zaczął się jąkać.
K: Wynoś się albo cię zabiję! - wrzasnąłem mu w pysk, a on odwrócił się i odbiegł.
 
...Daisy...
D: Ja... Ja... Przepraszam... - w moich oczach pojawiły się łzy.
K: To nie twoja wina. Nie wiedziałaś, że on taki będzie. Chciałaś się z nim zaprzyjaźnić, a ten okazał się zwyczajnym kobieciarzem.
D: Ale przecież powiedziałeś, że przyciągam problemy jak magnes...
K: Dlatego cię kocham i nigdy nie opuszczę. Beze mnie nie przeżyłabyś jednego dnia. Jesteś za cudowna - wyszeptał do mojego ucha, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
D: Czemu go nie zabiłeś?
K: Bo... Nie jestem taki. A przynajmniej staram się - westchnął
D: Ty zabiłeś Trevora? - udałam przestraszoną, ale po chwili zaśmiałam się.
K: Niestety nie. A to ja chciałem uczynić ten honor... - spuścił łeb
D: Nie przejmuj się nim. Zapomnijmy o nim. Na zawsze - powiedziałam szeroko się uśmiechając i pocałowałam go z uczuciem.
K: Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha
D: Ja ciebie też i to bardziej.

...Kyar...
D: O ty, mendo! - zaśmiałam się
K: Przejdziemy się, kotku? - zamruczał mi do ucha
D: Brzmisz jak kot, kotku - uśmiechnęłam się do niego
K: Czyżby? - mówiąc to zmienił się w słodkiego białego kotka i zaczął się słodko wywracać. Zaśmiałam się, zauroczona zwierzęciem.
K: Miau? - spojrzał na mnie swoimi błękitnymi oczkami. Zaśmiałam się po raz kolejny.
D: Dobra, dobra, jesteś kotem, kotku - pocałowałam zwierzątko w czoło, po czym to zmieniło się w prawdziwego Kyara
K: Mrał... - zamruczał do mojego ucha
D: Mieliśmy iść na spacer, prawda? - uniosłam brew
K: Tak, tak - westchnął

...Kyar...
 D: No, to chodźmy. - powiedziała radośnie.
K: Ja cie gdzieś zaprowadzę. - powiedziałem tajemniczo.
D: Dobrze. - zgodziła się.
Szliśmy w milczeniu kilka minut stykając się cały czas ciałami. Po chwili doszliśmy do plaży.
K: Przepraszam, Dai, ale musimy trochę przepłynąć.
D: No dobrze. - powiedziała. - Prowadź.
Wszedłem do zadziwiająco ciepłej wody i zaczekałem na Dai. Gdy była już obok mnie, płynąłem do urwiska, Dai za mną. Po chwili zauważyłem znany już przeze mnie otwór w skalach i wpłynąłem do kanału po czym wyszedłem z wody na skalną powierzchnię groty.
D: Wow. - wyrwało jej się.
K: Daisy. - powiedziałem poważnym tonem zakładając jej naszyjnik zrobiony przeze mnie z pereł znaleziony w tej grocie. - Kocham cię najbardziej na świecie. Wyjdziesz za mnie?

...Daisy...
D: Och, Kyar... - nie mogłam w to uwierzyć - Oczywiście, że tak! - powiedziałam, rzucając się w jego mocne objęcia. Tylko w nich czułam się bezpieczna.
K: Kocham cię. - wyszeptał mi do ucha
D: Ja ciebie też. - pocałowałam go. Zaczęłam się śmiać jak idiotka, czując, że łzy płyną po moich policzkach. Były to tylko i wyłącznie łzy szczęścia.
K: Nigdy cię nie opuszczę. - pocałował mnie w czoło, uśmiechając się szarmancko.
D: Aż do śmierci. - zacytowałam ślubną formułkę, uśmiechając się promiennie.
Wracaliśmy tą samą drogą, nie przestając dotykać się nawet na chwilę. Nawet wychodząc z wody nadal dotykaliśmy się bokami. Nie moglibyśmy wytrzymać tej rozłąki.