Tego dnia zwiedzałem tereny naszego stada oraz zbierałem rośliny. Skoro nie mają tutaj kogoś kto się na tym zna, sam się tym zajmę. Kiedy skończę je zbierać pójdę na Smocze Wzgórze po księgi.
Miałem już pełną torbę najróżniejszych roślin, więc wróciłem do siebie. Po drodze spotkałem jakąś klacz.
H: Hej młoda! - klacz spojrzała na ogiera, po czym uciekła. - Ej! Czekaj, no! - pobiegł za nią.
Rozejrzałem się wokoło, lecz po klaczy ani śladu. Po chwili poczułem, że nie mogę się ruszać a zza drzewa wyszła lekko szara klacz z czarną grzywą. Taka końska królewna śnieżka.
Dq: Czego ode mnie chcesz?
H: Niczego?
Dq: Więc po co mnie goniłeś?
H: A ty po co uciekałaś?
Dq: Nie za bardzo lubię rozmawiać, więc zostaw mnie. - odwróciła się i odeszła, lecz ogier poszedł za nią.
H: Jestem Hades ty?
Dq: Zostaw mnie.
H: A tobie co?
Dq: Nic...
H: Oj weź przestań, nie można przez całe życie ukrywać się przed wszystkimi.
Dq: Można. A poza tym... nie wolisz klaczy w swoim wieku, co?
H: Wiek to tylko liczba, ale owszem wolę starsze.
Dq: Więc czego ode mnie chcesz?
H: Boshe! Czy od razu muszę coś chcieć? Może chciałem tylko pogadać, co? Ale dobra! Już nic od Ciebie nie chcę! Żegnaj! - odszedł zdenerwowany.
Miałem już pełną torbę najróżniejszych roślin, więc wróciłem do siebie. Po drodze spotkałem jakąś klacz.
H: Hej młoda! - klacz spojrzała na ogiera, po czym uciekła. - Ej! Czekaj, no! - pobiegł za nią.
Rozejrzałem się wokoło, lecz po klaczy ani śladu. Po chwili poczułem, że nie mogę się ruszać a zza drzewa wyszła lekko szara klacz z czarną grzywą. Taka końska królewna śnieżka.
Dq: Czego ode mnie chcesz?
H: Niczego?
Dq: Więc po co mnie goniłeś?
H: A ty po co uciekałaś?
Dq: Nie za bardzo lubię rozmawiać, więc zostaw mnie. - odwróciła się i odeszła, lecz ogier poszedł za nią.
H: Jestem Hades ty?
Dq: Zostaw mnie.
H: A tobie co?
Dq: Nic...
H: Oj weź przestań, nie można przez całe życie ukrywać się przed wszystkimi.
Dq: Można. A poza tym... nie wolisz klaczy w swoim wieku, co?
H: Wiek to tylko liczba, ale owszem wolę starsze.
Dq: Więc czego ode mnie chcesz?
H: Boshe! Czy od razu muszę coś chcieć? Może chciałem tylko pogadać, co? Ale dobra! Już nic od Ciebie nie chcę! Żegnaj! - odszedł zdenerwowany.
...Daisy...
Spacerowałam z Diablem. Usłyszałam krzyki i nagle pobiegłam w stronę krzyków. Syn po krótkiej chwili mnie dogonił.
Wybiegłam z krzaków i ujrzałam Hadesa.
D: Co to były za krzyki?! - rozejrzałam się
H: Nieważne...
ED: Hades... - uniósł brew
H: No co? Nie można już podnieść głosu?!
D: Przestraszyłam się, że komuś coś się dzieje - skuliłam uszy. Nie chciałam, żeby uznał mnie za wredną Alfę. Był tutaj niespełna kilka dni, a już miałby mnie znienawidzić?
H: Tak? Niejaka Daiquiri mnie sparaliżowała, to się dzieje!
D: Bo ona jest delikatna.
ED: To na nią krzyknąłeś! - osądził go. Spojrzałam na syna karcącym wzrokiem, chcąc mu powiedzieć, żeby był miły dla nowego członka stada.
D: Krzyczałeś na nią? - uniosłam brew, dając sobie spokój z byciem miłą
H: Chciałem się z nią zaprzyjaźnić. A czy to moja wina, że macie taką odosobnioną córkę? - prychnął
D: Nie waż się mówić tak o mojej córce!
...Hades...
H: Bo co?
D: Bo zostaniesz ukarany!
H: Aha... czyli za mówienie prawdy grozi jakaś tam kara? Nie no! Spoko! - prychnąłem.
Klacz wyglądała na bardzo zdenerwowaną, ogier również. Użyłem hipnozy, żeby dali sobie spokój.
H: A teraz państwu już dziękujemy. Odejdziecie sobie gdzieś, ochłoniecie, zapomnicie o tej sytuacji i wyjdziecie z transu. Okey?
D: Tak jest panie. - po jej słowach wybuchłem śmiechem.
ED: Tak jest.
Konie odeszły a ja wybrałem się do mojej groty, odłożyć zioła. Następnie zebrałem kilka pustych fiolek i wyruszyłem na Smocze Wzgórze. Dotarłem tam pod wieczór. Z jaskini buchały płomienie i słychać było straszliwe ryki zdenerwowanych bestii. Wszedłem do środka.
H: Co jest chłopaki?
SF: Co jest? To coś zabrało mi moją krowę!
SW: Idź se ukraść inną! Nie widzisz, że jestem ranny!
SF: A wiesz jak bardzo mnie to nie obchodzi?
SW: Wal się!
H: Eee!!!
SF: Czego?!
SW: O widzisz! Zjedz sobie tego konia.
SF: Fuj! Wiesz, że nie znoszę koniny!
SW: No to masz problem!
H: Zamknąć ryj!
SF: O proszę... agresja!
H: Słuchać, no! Ciebie Wolt uleczę, ale dacie mi księgę ziół z lazurowego wybrzeża.
SF: No taaa! To coś ma przecież leczenie.
SW: No to na co czekasz patatajku! Do roboty!
H: Najpierw księga!
SE: Masz! - smoczyca rzuciła mi księgę. Podniosłem ją i wrzuciłem do mojej torby.
H: Dzięki Elin!
SW: Teraz ty!
Podszedłem do Wolta i spojrzałem na jego ranę. Za pomocą magii wody przemyłem ją a następnie sprawiłem, że rana zniknęła. Bestia wydawała z siebie straszliwy ryk podczas tej procedury.
SW: Boshe! Czy Ciebie poje***o? Trzeba było powiedzieć, że to tak boli!
H: Po co? Dałeś radę. - zaśmiał się. - Nara! - wyszedł z jaskini.
SE: Pa! - powiedziała radośnie.
Wracałem do stada, kiedy nagle przypomniało mi się, że mam teleportację. "Jaki ja jestem głupi! Mogłem się raz, dwa przenieść a nie zmarnować cały dzień na łażeniu po bagnach!". Użyłem mocy i znalazłem się w swojej grocie. Rzuciłem torbę na ziemię z której wyleciała księga. Otworzyła się na tajemniczym zielu, które nie zostało jeszcze opisane. "Hmmm... czemu tutaj nie ma żadnych informacji?". Zamknąłem książkę i odłożyłem ją razem z moją torbą na pień drzewa, po czym zmęczony położyłem się spać.