Daiquiri - I jak ja mam to teraz wytłumaczyć?

Od kilku dni nie spotykałam się z Vequendem. Właściwie po tym, jak pocałowałam go w policzek na pożegnanie było mi głupio się mu pokazać. Ale w końcu kiedyś trzeba to zrobić.
Poszłam na Górską Łąkę, mając nadzieję, że znajdę go tam. Niestety nie było go tam, więc poszłam na Szmaragdowe Jeziorko. Ujrzałam tam karą klacz, która na pewno nie należała do naszego stada.
Dq: Przepraszam, należysz do Stada Karej Róży?
Lh: Tak, a co? - uśmiechnęła się szeroko.
Dq: Widziałaś gdzieś Vequendé?
Lh: Quena? Jasne, chodź zaprowadzę cię do niego. - cały czas uśmiechając się poszła w stronę, gdzie była Leśna Ścieżka.
Lh: Tak w ogóle to ja jestem Lithél. Wiem, że to imię brzmi jak męskie, więc mów mi Lilia.
Dq: Daiquiri.
Lh: Jesteś znajomą Quena?
Dq: Tak. A ty... Znasz go? - zaśmiała się:
Lh: Należę do jego stada! A ciebie jakoś nie kojarzę...
Dq: Jestem ze stada obok.
Lh: Chyba coś o tym mówił... Szafirowe Wybrzeże?
Dq: Lazurowe. - uśmiechnęłam się niepewnie.
Lh: Taa... O! Jest! - wskazała na ogiera, który szedł przez tunel zamyślony. - Ja uciekam, pa!
Dq: Cześć! - pożegnałam się z nią. Kiedy odbiegła, podeszłam niepewnie do ogiera.
Vq: Dari... - powiedział cicho na mój widok.
Dq: Quen, słuchaj... To co ostatnio zrobiłam... Ten buziak... Matko, tak mi wstyd! - zarumieniłam się i spuściłam łeb.
Vq: Nic się nie stało... przerwałam mu:
Dq: Ty... Podobasz mi się... - mówiłam do ziemi, a po moim pysku płynęły łzy. Było mi tak głupio, że ostro zawróciłam, prawie wchodząc w liście. Kiedy odzyskałam równowagę pobiegłam przed siebie, byle daleko od mojego boga.
Vq: Daiquiri! Dari! Czekaj! - wołał za mną, jednak ja nie mogłam się zatrzymać. Za bardzo się jego bałam.
Aż tu nagle... Ten stał tuż przede mną, patrząc mi głęboko w oczy!
Dq: Jak... - teraz on mi przerwał, ale w całkowicie inny sposób.
Nadal patrząc mi w oczy, przybliżył się do mnie i dotknął swoimi chrapami mojego pyszczka w delikatnym pocałunku.
Vq: Dari, kocham cię... - powiedział cicho, ciągle patrząc mi głęboko w oczy.

...Ciąg dalszy...
Spojrzałam w jego oczy. Nie było w nich ani trochę żartu ani nie dławił śmiechu. To co powiedział było na serio.
Vq: Daiquri... Wiem, że to nie wypada bez żadnego podarunku, kwiatu, ale... - zerwał zwykły rumianek i włożył mi za ucho. Może i to był zwyczajny rumianek, ale znaczył dla mnie dużo.
Vq: Proszę, zostań moją partnerką, a zarazem i Pierwszą Damą. - uśmiechnął się do mnie niepewnie.
Dq: Quen, ja... Ja... - nie umiałam wydusić z siebie słowa. Byłam oszołomiona.
Vq: Jeżeli nie chcesz być tą jedyną, powiedz, zrozumiem.
Dq: Ale jak to Pierwszą Damą?
Vq: Jestem Alfą, więc ty jako jego partnerka byłabyś Pierwszą Damą.
Dq: Ale przecież jesteśmy z różnych stad...
Vq: Ja nie mogę odejść ze swojego, ale ty... Co cię tam trzyma?
Dq: A mama? Mój brat?
Vq: Nasze stada przecież są sąsiadami. To, że będziesz w moim... Naszym stadzie to tylko formalność. - uśmiechnął się promiennie.
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Miał rację, jednak co na to powie mama? Przecież według niej nadal jestem roczniakiem, więc czy pozwoli mi się przeprowadzić?
Vq: Więc? Zostaniesz moją partnerką?
Dq: Zostać partnerką, mogę zostać, ale nie wiem czy mama pozwoli mi się przeprowadzić...
Dq: Mówiłem ci, że będziecie się codziennie widzieć. Możesz nawet nadal mieszkać w swojej grocie. Będziesz należała do dwóch stad na raz...
Dq: No dobrze... - przerwałam mu i uśmiechnęłam się. - Więc... Czy mogę dołączyć do twojego stada?
Vq: Tylko jako Pierwsza Dama, kochanie. - wyszeptał mi do ucha.
Dq: Możesz iść ze mną do mamy, żeby jej to wszystko powiedzieć?
Vq: Myślisz, że teraz zostawię cię na krok? - zaśmieliśmy się. Idąc do Daisy, zapytałam:
Dq: Jak wtedy uciekałam przed tobą... Nagle stałeś przede mną... Jak to zrobiłeś?
Vq: Zatrzymałem czas i podszedłem do ciebie.
Dq: Masz taką moc?
Vq: Z tego wychodzi. Dzień dobry. - zwrócił się do mamy.
D: Dzień dobry. Co was tutaj sprowadza? - spojrzałam na Quena. Jego widok dodał mi odwagi:
Dq: Mamo, chciałam cię o coś spytać. Czy mogłabym dołączyć do stada Quena jako Pierwsza Dama?

...Daisy...
D: Och... - prawda była bolesna, bo moja córka chciała mnie opuścić.
Vq: Obiecuję, że będziecie się widywać. Przecież zawarliśmy z wami sojusz, prawda? - uśmiechnął się przyjacielsko.
D: No tak, ale...
Vq: To tylko formalności. RiRi będzie należeć do mojego... Naszego stada, ale naprawdę będzie czas spędzała tutaj. - nadal się uśmiechał.
D: No dobrze. Ale Dari proszę, bądź grzeczna. - uśmiechnęłam się do niej.
Dq: Dobrze, mamo. - pocałowała mnie w policzek, po czym odbiegli w stronę stada Quena.
Ep: Dai, uważaj! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam prującą w moją stronę Espanę. Goniła coś małego, co leciało prosto na mnie. Po kilku sekundach ujrzałam małą Stellę, uczącą się latać. Nie mogłam uciec, bo smok zginąłby na miejscu, więc zwinnie, a zarazem delikatnie złapałam maleństwo.
D: Uczymy się latać? - zagruchałam, tuląc szybko oddychające stworzenie.
Ep: Przepraszam. Szło jej nieźle, ale kiedy wzbiła się na wysokość chmur coś zepchnęło ją na dół. Pewnie wiatr, bo jest taka delikatna. - westchnęła, lądując przy mnie.
D: Wiem. - dotknęłam jej noska chrapami. Kichnęła, a my zaśmiałyśmy się, zauroczone zwierzątkiem.
D: Nie żałuję swojej decyzji. Potrzebowaliśmy rozgrywki, a Stell jest zbyt dużą dawką. - pocałowałam ją w czoło i odłożyłam na kark Espany.
Ep: Jak chcesz to możesz czasem do mnie wpaść i pośmiać się z latania.
D: Kusząca propozycja, ale dziękuję. - uśmiechnęłam się szeroko. - Niestety muszę już wracać. Muszę powiedzieć Kyarowi, że Dari się przeprowadza.
Ep: Daiquiri się przeprowadza? - powtórzyła - Gdzie?
D: Jakiś czas temu poznałyśmy stado, które zostało naszymi sojusznikami. Jako iż przywódca i Dari byli zakochani, ten zaproponował jej, żeby ona została Pierwszą Damą. - westchnęłam.
Ep: W takim bądź razie przekaż jej gratulacje! - uśmiechnęła się po czym odeszłyśmy w swoje strony.