Kyarameru - Poznanie Renesme

Chodziłem sobie znudzony po lesie gdy nagle na coś wpadłem. Spojrzałem przed siebie i zauważyłem ładną klacz o maści brązowo - białej.
K: Witam i przepraszam. - uśmiechnąłem się do niej.
R: Hej. - mruknęła. - Musiałeś na mnie wpadać?
K: Nie. - wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. - Ale wiesz, to TY na mnie wpadłaś.
R: Tsa, na pewno. - powiedziała.
K: Oj, nie bulwersuj się. - uśmiechnąłem się krzywo.
R: Wcale. Się. Nie. Bulwersuję. - wycedziła. - Wiesz, jeśli twoim celem jest wkurzenie mnie to właśnie ci się to udało.
K: Yeeey. - uśmiechnąłem się łobuzersko.
R: Czego ty ode mnie chcesz!? Przecież masz już partnerkę.
K: Ale ja chce się z tobą zaprzyjaźnić. - zrobiłem smutną minkę.
 
...Renesme...
Przewróciłam oczami.
R: A skąd wiesz czy ja się z Tobą chcę zaprzyjaźniać ?! - spytałam ironicznie.
K: Wiem, czytam w myślach. - powiedział dumnie.
R: Tak ?! To o czym teraz myślę ? Hęę ?
K: O mnie ! - uśmiechnął się.
R: Chciałbyś ! - oburzyłam się.
Obróciłam się tyłem do niego, ale on obszedł mnie w kółko i znów stałam na przeciwko niego.
K: Chyba ty byś chciała.
Nic nie odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
K: To co dasz się poznać ?! - znów zrobił maślane oczy.
R: No dobra.. - westchnęłam. - co chcesz wiedzieć ?
 
...Kyarameru...
 K: Niczego, i tak wszystko już o tobie wiem. - uśmiechnąłem się zadziornie. - Przejdziemy się? - skinęła głową.
R: Gdzie w ogóle idziemy? - zapytała po dłuższej chwili.
K: Przed siebie. - powiedziałem wzruszając barkami.
R: Brawo geniuszu, jesteś wielce inteligentny. - prychnęła przewracając oczami.
K: Wiem, najinteligentniejszy. - powiedziałem uśmiechając się.
R: I strasznie zadufany w sobie. - powiedziała.
K: Nie musisz mi wypominać jaki jestem boski. - uśmiechnąłem się łobuzersko do klaczy.
R: Pfy. - prychnęła. - To powiesz mi gdzie idziemy?
K: No mówię, że przed siebie, tam gdzie noga popadnie... - przewróciłem oczami
 
...Renesme...
R: Ahh... - westchnęłam.
K: Wzdychasz na mój widok! - wyszczerzył zęby.
Nie zwróciłam na niego uwagi, podeszłam do drzewa i usiadłam.
K: Czemu siedzisz ? - zdziwił się.
R: Bo mnie kopyta bolą ?! - spytałam sarkastycznie.
K: Wiesz mnie też bolą - siadł obok mnie - a o kopytka trzeba dbać. - uśmiechnął się.
Pryhnełam i odsunęłam się od niego, ale on znów się przysunął.
K: Zapewne peszy Cię mój cudny zapach. - przechwalał się.
R: Ta, pewnie.I jeszcze twoja " cudowna " grzywa - powiedziałam nie do końca sarkastycznie, bo fakt miał ładną grzywę.

...Kyar...
 K: No widzisz? Teraz to sama mnie wychwalasz. - wyszczerzyłem zęby.
R: Pfy! - prychnęła.
K: Oj tam, oj tam. Cały czas taka podenerwowana a ja tylko się zaprzyjaźnić chce... - zrobiłem maślane oczy.
R: Cóż, to nie moja wina że taka już jestem! - krzyknęła.
K: W sumie racja. - skinąłem smutnawo głową. - Nie będę cię już wkurzać, żegnaj.
R: Ej! Co właśnie powiedziałeś? - zrobiła wielkie oczy.
K: Dobrze słyszałaś, pa. - odszedłem od zdziwionej klaczy i poszedłem do groty gdzie zastałem Daisy. - Witaj kochanie.
D: Witaj. - cmoknęła mnie w polik. - Jak się czujesz?
K: Dobrze, a Ty?

...Dai...
 D: Bywało lepiej... - westchnęłam.
K: Co się stało? - przejął się.
D: Jestem zmęczona po prostu... - ziewnęłam.
K: Tylko zmęczona? - uniósł brew.
D: Tak, nic więcej. - uśmiechnęłam się promiennie i pocałowałam go.
K: W takim bądź razie moja Królewna idzie spać. - wyszeptał do mojego ucha.
D: Juuuż? - powiedziałam ze zmrużonymi oczami. Co chwila zapominałam, że oczy się otwiera.
K: Zaraz mi zaśniesz na stojąco! - zmrużył brwi, lekko zły. Miałam nadzieję, że tylko udawał.
D: Dobrze, dobrze, mamo. - pokazałam mu język i zrobiłam unik przed sójką w bok.
D: Tato? - zaproponowałam inną ksywkę.
 
...Kyar...
 K: Tak dziecko? - odpowiedziałem żartobliwie.
D: Pfy. - prychnęła śmiejąc się cichutko. - Zanieś mnie do groty. - pokazała mi język.
K: Dobrze. - przywołałem wodę, która miała ją ponieść nie mocząc jej i nie poruszając nią zacząłem iść obok Dai leżącej na suchej wodnej poduszce. Po chwili byliśmy w grocie i gdy położyłem Dai delikatnie na ziemi. Było widać, że klacz zasnęła w locie. Zaśmiałem się cicho, by jej nie zbudzić i położyłem się obok klaczy.
~Rano

...Dai...
Obudziły mnie ciepłe promienie słońca. Otworzyłam oczy, kierując łeb w stronę światła, grzejąc się. Nagle zawitał u mnie zimny wiatr z dodatkiem złotych liści.
D: Czemu jesień jest zawsze taka piękna? - powiedziałam do siebie.
K: Nie wiem... - usłyszałam nagle w uchu. Ze strachu aż podskoczyłam, jednak po chwili zaczęłam się cicho śmiać.
D: Coś jest nie tak... - rozejrzałam się po grocie.
K: Co? - zmarszczył brwi.
D: Zawsze przynosiłeś mi jabłka. - spuściłam łeb.
K: Kotku, dopiero co się obudziłem. - zamruczał mi do ucha.
D: Obudziłam cię?
K: Tak, ale to nie ważne. Dzięki temu mamy więcej czasu dla siebie. - pocałował mnie.
 
...Kyar...
D: Tak, ale nie mamy wieczności. - powiedziała smutnym głosem.
K: Wieczność nie jest nam potrzebna. - powiedziałem delikatnie całując ja po szyi. - Ale fakt, ciekawe jest wieczne życie.
D: Szkoda ze nie ma takiego eliksiru. - westchnęła.
K: Tak, szkoda. - pocałowałem ją. - Idę po jabłka, ty poleż jeszcze.
Powiedziawszy to wybiegłem z groty na łąkę, szukając najpiękniejszych i najczerwieńszych jabłek.
Po drodze wziąłem duży liść, w którym przyniosłem wodę do groty.
K: Już jestem, kochanie. - powiedziałem podając klaczy jabłka. - Jedz.
D: Dziękuję, Kyar.
...Dai...
 D: Nie wiem co zrobiłabym bez ciebie. - uśmiechnęłam się do niego, jedząc słodkie jabłka.
K: A ja bez ciebie. - wyszeptał do mojego ucha.
D: Weź jabłko, nic nie jadłeś. - podsunęłam mu jeden owoc.
K: Dzięki. - uśmiechnął się szarmancko i zjadł smakołyk ze smakiem. Popiłam śniadanie krystaliczną wodą, po czym zaczęłam:
D: Piękna dziś jesień. Może przejdziemy się?
K: Kusząca propozycja. Łąka Miłości? - zaproponował.
D: Tak! - ucieszyłam się. Wstałam i stanęłam u wyjścia, czekając na ukochanego. Podszedł do mnie, patrząc mi głęboko w oczy. Uśmiechając się do siebie i ciągle dotykając bokami poszliśmy w stronę Łąki Miłości. Spotkaliśmy tam Diabla. Pogadaliśmy trochę, jednak chcieliśmy zostać sami. W końcu poszedł na kolejną lekcję z Espaną. Esp uczyła go o tutejszych roślinach, bo najlepiej się na nich znała. Kiedy zostaliśmy sami, Kyar obdarowywał mnie pocałunkami, a ja odwdzięczałam się promiennymi uśmiechami.