Daisy - Ślub

Obudziłam się rano w ciepłych promieniach słońca. Otworzywszy oczy ujrzałam piękne rośliny kwitnące u wrót jaskini.
"W końcu wiosna! Jak się za nią stęskniłam" - pomyślałam, idąc do ogrodów po coś do jedzenia. Było tam jeszcze piękniej. Wszystkie drzewa owocowe już kwitły, chociaż były to pierwsze dzień wiosny. I to był właśnie urok tego miejsca - natura nigdy się nie spóźniała, każda pora roku była na swoim miejscu. Zbierając kolorowe kwiaty i skubiąc delikatną trawę, usłyszałam śpiew ptaków. Wzdychając, zauroczona pięknem przyrody, poczułam, że ktoś, kto stał za mną, wkłada mi za ucho krokusa - jeden z moich ulubionych kwiatów. Odwróciłam się, widząc karego ogiera. Uśmiechnął się do mnie promiennie i pocałował.
D: Kyar! Przecież nie możesz widzieć panny młodej w dniu ślubu! - krzyknęłam na niego.
K: Nie mogłem się oprzeć. Jesteś taka piękna, taka kusząca.
D: I co z tego? Już! Nie ma cię tu! - wypędziłam go z sadu, a ten śmiał się niewinnie. Kiedy już go nie było poszłam do moich córek, bo to właśnie one miały przygotować mnie na tą uroczystość. Gdy układały mi grzywę i ogon, czyściły sierść i wplatały kwiaty, myślałam o tym, co mnie czeka. O tym, że Kyara zobaczę dopiero przy ślubnym kobiercu, a to przecież jeszcze dużo czasu zanim zaczną grać marsz weselny! Jak ja mam wytrzymać tą rozłąkę?
I, Dq i S: Gotowe! - zawołały po kilku godzinach mozolnej pracy. Spojrzałam w taflę wody, bo upiększana byłam właśnie nad jeziorem.
D: Dziewczęta... Wyglądam cudownie! - krzyknęłam, wpatrując się w piękną klacz. Moja jasna grzywa była luźno puszczona, jednak wśród włosów można było ujrzeć warkoczyki i wplecione kwiaty. Ogon był wyczesany i także miał warkoczyki. Na czubku głowy widniała korona, która naprawdę była wiankiem. Wszystko to układało się w boską całość.
I: Zawsze tak wyglądałaś, mamo! - zaśmiała się.
D: Jak wy to zrobiłyście... Jesteście cudotwórcami! - spojrzałam na nie, pełna podziwu.
Dq: Nie przesadzaj już, mamo. - przewróciła oczami.
S: Ej no! Zaraz się spóźnimy jak mamy jeszcze podziwiać piękno mamy!
D: Jak to? Przecież jeszcze dużo czasu!
S: Tak? Jakoś wątpię, bo pół godziny żeby tam dojść! - spojrzała na mnie, lekko poirytowana.
Dq: O mój Boże! Isa, bukiet! - przypomniało jej się.
I: Nie martw się, Nirvana ma. - uśmiechnęła się po czym pobiegła galopem do klaczy. Po kilku minutach, kiedy byliśmy już niedaleko miejsca ceremonii, wróciła z wielkim bukietem kwiatów, który wręczyła mi bezceremonialnie.

~~Jakiś czas później
Zaczęła grać muzyka, którą wybrałam wraz z Kyarem. Wyszłam na przeciw kobierca i spojrzałam przed siebie.
Kiedy tylko nasze oczy się spotkały, świat przestał istnieć. Marzyłam tylko o tym, żeby znaleźć się w jego mocnych ramionach, które mnie obronią. Idąc przed siebie chciałam ruszyć galopem, ale wiedziałam, że to nie wypada. Gdy stanęłam u boku Carlosa, ten zaczął mówić:
C: Zebraliśmy się tutaj, by połączyć tych dwojga, Daisy i Kyarameru, świętym węzłem małżeńskim. Kto nie zgadza się, by te dwie istoty nie zawarły więzła małżeńskiego niech odpowie teraz lub zamilknie na wieki. - nikt się nie odezwał, lecz wszystkie konie, z obu stad, wpatrywały się w nas jak zaklęci.
C: Czy ty, Daisy, bierzesz sobie Kyarameru za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że go nie opuścisz aż do śmierci?
D: Tak. - powiedziała prawie skacząc z radości.
C: A czy ty, Kyarameru, bierzesz sobie Daisy za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską i że jej nie opuścisz aż do śmierci? - spojrzałam głęboko w oczy mojemu ukochanemu, czekając niecierpliwie na odpowiedź.
 
...Kyar...
K: Tak. - powiedziałem bez zastanowienia. Przecież to oczywiste, że oddałbym za nią życie, gdyby trzeba było.
Po chwili zauważyłem w oczach klaczy iskierki szczęścia.
C: A więc możecie się pocałować. - powiedział, po czym odszedł ze ślubnego kobierca.
Ja delikatnie przytknąłem moje chrapy do jej pyszczka i spojrzałem jej prosto w oczy. Po chwili pocałowałem ją namiętnie, ale delikatnie. Po pocałunku wszystkie konie zaczęły bić brawo, a my odeszliśmy ze ślubnego kobierca, by zostać otoczeni tłumem koni, które chciały złożyć nam gratulacje.
Po chwili zabrałem Daisy do tańca.

...Daisy...
Byliśmy tylko my - on i ja. Ja i on. Przytulając się do siebie wirowaliśmy po parkiecie niczym jedna istota ze zgrabnością gazeli. Kiedy tańczyliśmy, pierwsze pary zaczęły do nas dołączać. Widziałam wiele osób - Carlosa przytulającego się z Nadią, Isabell, Sophie i El Diabla co chwila rozrywanego przez klacze. Były także pary z sąsiedniego stada, których nie rozpoznawałam. Najbliżej nas tańczyła Dari z Quenem. Zaczęłam się zastanawiać, kiedy oni wezmą ślub, ale z zamyśleń wyrwał mnie Szczerbatek:
NF: Czy mógłbym porwać pannę młodą do tańca? - uśmiechnął się. Zaśmiałam się, a mój ukochany powiedział podejrzliwie ale i żartobliwie:
K: Tylko mi grzecznie. - po czym odszedł, zostawiając mnie z Nocną Furią. Ten uśmiechnął się szarmancko, a po chwili zaczęliśmy wirować po parkiecie.
Po tańcach przyszła pora na śpiewanie. Wszyscy śpiewali "Sto lat!" śmiejąc się cały czas. Co chwila zaczynali śpiewać piosenkę o dwóch zakochanych koniach. Nie znałam jej, ale pod koniec zrozumiałam dlaczego - piosenka ta była ułożona po kryjomu między końmi z obu stad i opowiadała o miłości Kyara i mojej. Było to bardzo miłe, więc dziękowaliśmy wszystkim i prosiliśmy o nauczenie słów. Po nauce śpiewaliśmy razem z nimi. Zabawa trwała aż do białego rana, kiedy wpadła Espana. Gdy tylko przyszła powiedziała, że musimy zrobić jej ulubioną zabawę, czyli rzut bukietem przez panną młodą. Nie chciałam rzucać, ponieważ nie jestem w tym dobra, ale wynegocjowałyśmy, że Kyar może mi pomóc.
Trzymając razem bukiet wzięliśmy zamach i rzuciliśmy kwiaty do tyłu jakbyśmy byli jednym koniem. Odwróciłam się i ujrzałam, że szczęśliwa Dari trzyma w pysku bukiet. Zaczęliśmy jej gratulować, a ta śmiała się, przytulając do boku Quena.
Kiedy słońce zaczęło wstawać impreza się zakończyła, tym samym dając nam w końcu odpocząć we własnych grotach.