El Diablo - Pogrzeb

Tak jak umówili się moi rodzice, pogrzeb Isabell miał odbyć się dzisiaj. Kiedy tylko się obudziłem poczułem wielki ból, bo nadszedł ten dzień. Dzień, w którym miałem pożegnać się z siostrą na zawsze. Wstałem w grobowym humorze, a wychodząc z groty i kierując się do sadu do nikogo się nie uśmiechałem. Słyszałem słowa typu "Tak mi przykro" i tak dalej, jednak co mogą słowa? Potrzebowałem kogoś bliskiego z kim mógłbym użalać się nad stratą. Tym kimś nie mogła byś siostra, matka czy ojciec. Tą osobą mogła być tylko ta jedyna klacz, dla której oddałbym życie. Tylko czy kiedyś takiego kogoś sobie znajdę?
Kiedy nadszedł czas uroczystości poszedłem w odpowiednie miejsce, czyli na Górską Łąkę. Tak jak na ślubie rodziców zebrały się oba stada, chociaż ci z drugiego prawie nie znali Belli. Po chwili pojawił się Carlos, który miał poprowadzić ceremonię. Podszedłem do mamy i taty. Mama płakała w jego ramię, a on próbował ją pocieszyć. Spojrzałem na niego z bólem w oczach.
...Kyar...
Syn spojrzał na mnie z bólem w oczach. Tak bardzo był przygnębiony śmiercią siostry. My zresztą też.
Często w snach widywałem moją rodzinę umierającą. To były najgorsze koszmary. Gorszych nigdy nie miałem. Isabell, El Diablo, Sophie, Daisy. A na końcu ja. Ale ja bylem szczęśliwy, bo miałem dołączyć do mojej rodziny.
Oddałbym życie tylko po to, by się obok ich znaleźć. A teraz Isabell, tak znienacka! Czy Bóg musiał wziąć w swoje progi ją?! Właśnie JĄ?! Naszą ukochaną córeczkę?! Rozpadałem się, krwawiłem w środku, bo jej tu nie było.
Czemu właśnie ona? Czemu właśnie my? Czemu właśnie ja?